wpis przeniesiony 10.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Dawno, dawno temu — chyba w innym mieście, w innej firmie, w innym życiu — zwróciłam uwagę na autora reportażu o kładce na ulicy o mało mi mówiącej wtedy nazwie, o Ostrobramskiej w Warszawie. Potem gdy tylko widziałam jego nazwisko w nagłówku, zacierałam ręce i bez względu na temat wsiąkałam. Jeszcze później wpadłam po uszy po przeczytaniu Białej gorączki. Zmieniłam miasto, firmę, życie. „Zamieszkał” u nas. Ma swoje miejsce na półce z reportażem.
Zamówiłam jego ostatnią książkę 28 stycznia tego roku. W ostatni czwartek dziarsko poszłam ją odebrać, bo przyszła informacja na emila, że książka już na mnie czeka. Zamówienie było pod toną już odebranych, więc pan z działu realizacji zamówień, nie gimnastykując zwoi mózgowych zanadto, stwierdził, że nie ma takiego zamówienia wśród zrealizowanych. W piątek, jako słomiana wdowa po studencie fotografii udałam się z rządkiem cyfr zamówienia starego, ale właśnie szczęśliwie zrealizowanego, o czym donosił znaleziony w usuniętych emil. Pan bronił się jak mógł, że zamówienia ze stycznia nie są realizowane w maju i co ja sobie myślę. Dużo, proszę pana, bardzo dużo — pomyślałam. Mająca po swojej stronie liczby za nic miałam męskie marudzenie. Chwilkę trwało, aż w końcu do pana dotarło to, co próbowałam mu powiedzieć, że ta książka miała premierę w tym tygodniu, nie dało odebrać się jej wcześniej. Grzmiał, pohukiwał pod nosem, gdy brał numer zamówienia, gdy dawał mi książkę, gdy podawał paragon. Niezadowolony był do końca, a ja wręcz przeciwnie. Znów kur mnie opiał — pięknie złożona, piękny papier, zdjęcia i… szyta. Niesamowite, trzecia z rzędu ostatnio.
Książka ma jedną ogromną wadę, jednego dnia zaczynasz, najpóźniej następnego przeglądasz kalendarium wypraw. I po. I myślę intensywnie od wczoraj o pewnym cudnym małżeństwie, czytali tę książkę już czy nie? Szczęśliwcy!
Ten Autor, Ta książka w tym filmiku od 26. sekundy na biurku, a przybliżona dokładniej od 45. sekundy.
— [...] Ruszamy w góry za trzy tygodnie. Co powinienem robić do wyjazdu? Jak ćwiczyć?
— Jak ci lekarz czegoś zabrania, to akurat możesz robić. Biegaj może. Ale uważaj, masz już swoje lata.
— Pięćdziesiąt sześć. Tylko dwa więcej od ciebie. Do tego Krzyś Tarasewicz, też pięćdziesięcioparolatek, i to już są trzy grzyby w barszczu. Nawet z Jackiem Jawieniem i jego trzydziestoma sześcioma wiosnami to ciągle wyprawa staruszków, emerytów. Podołamy?
— My tak, ale nie wiem, czy tobie starczy sił. Na dużych wysokościach najprostsza nawet czynność to duży problem.
— Wiem — przyznaję. — I w zimie, i w lecie.
— Skąd wiesz? — pyta Jacek Berbeka.
— Z książek.
— Mówiłeś, że wiesz.
— Bo czytam książki. Ja większość rzeczy, co wiem, to z książek właśnie, Jacek.
— Ale w górach najważniejsze jest doświadczenie. Znam ludzi, którzy nie czytają książek i mają świetnie doświadczenie. Na przykład pakistańscy i nepalscy tragarze, szerpowie.
— Ale w Warszawie żaden nie przejdzie przez ulicę, bo rozjedzie go samochód. W teatrze zgubi się przy szatni.
*
W punktach byłoby łatwo. Ale wszystko, co łatwo przychodzi, nie ma żadnej wartości — powtarzałem przez całe dzieciństwo moim dzieciom, albo — zawsze jest jakieś dalej; to droga jest ważna, a nie jej cel; lepiej pójść donikąd niż byle gdzie; kto kocha, ten się nie lęka; należy nawiązać walkę, a potem się zobaczy; słowa są tym cenniejsze, im rzadziej wymawiane; łatwiej wisieć na haku, niż myśleć; dzwon dzwoni, bo w środku jest pusty; człowiek staje się kimś w starciu z tym, co stawia mu opór; pół prawdy to całe kłamstwo... Miałem tego bez liku, ale moje bachory najbardziej ceniły sobie i używały: równo to wcale nie znaczy sprawiedliwie. Rzecz jasna, nie wiedziały, że autorami tych mądrości nie zawsze był ich tatu (jak mówiły), ale także Napoleon, Maria Dąbrowska, Stalin, Saint Exupéry, Apacze, Żydzi...
Jacek Hugo-Bader, Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz