piątek, lutego 26, 2021

4148. Czytane tam, skończone tu (I)

Każda potwora znajdzie swojego amatora. Już wiem, że ta ludowa mądrość do­ty­czy również literatury. Moja trudna relacja z beletrystyką (w ogóle) zmieniła cha­rak­ter na wy­jąt­ko­wo mi­ło­sny.

Nie wiem, czy ten gatunek ma konkretną, wąską nazwę. Wiem, że kryminalne hi­sto­rie z nienormatywnymi w wielu rolach to zdecydowanie moja czytelnicza bajka. Pła­ka­łam ze śmiechu. Od początku do końca. Dobrze, że jest drugi tom. Szkoda, że jest jeszcze tylko drugi tom.

Zawsze-Wolna-od-Nudy miała nosa, polecając mi tę książkę.

[…] wrzaśnięcie na Rybalczewskiego: „Współpracuj kretynie, bo żona cię wyegzorcyzmuje!”, absolutnie nie wchodziło w grę. Piotr wziął głęboki oddech i wyobraził sobie, jak złość i irytacja uchodzą z niego basowym chrząknięciem, niczym muzyka z gardła mongolskiego śpiewaka.
     — Ja cię nie potrzebuję. Ja potrzebuję, żeby się mnie wszyscy do cholery zaczęli słuchać – oznajmił urażony Rybalczewski, pocierając nerwowo wąsa.
     — Czy dobrze rozumiem, że chciałby pan być dla innych autorytetem?
     — Tak! A oni wszyscy w ogóle nie chcą mnie słuchać!
     […]
     — Kiedy mówi pan wszyscy, kogo ma pan na myśli?
     — No wszystkich! – warknął wyraźnie sfrustrowany Rybalczewski.

Był poniedziałek, poniedziałczunio, poniedziałuś… no, poniedziałek, po prostu. Ósma rano. Początek tygodnia pracy. Serio, wszystkie aury, sraury i ponadnormatywność mogły iść sobie w cholerę i wrócić po trzech kawach.

*

     — Aleś sobie aurę uświnił — przywitała go życzliwie Sabina. — A rano była taka czyściutka! Ty się, chłopie, lecz, spirala autodestrukcji cię po­chło­nie. Piotruś cię na sesję weźmie!

*

Każdy nienormatywny wiedział, że obietnica to nie taka prosta sprawa.

Większość coachów czy terapeutów raczej nie miałaby pojęcia, co zrobić z klientem zaczynającym od „No więc moja dziewczyna jest demonem losu…”. Poza tym to było takie krzepiące, że ludzie pracowali nad ko­mu­ni­ka­cją i chcieli ze sobą rozmawiać, tak szczerze i na serio.

*

[…] patrzyła na niego tak, jakby nie mogła się zdecydować, czy go przy­tulić, czy dać mu w łeb. W końcu wzięła głęboki oddech.

*

Jak dobrze, że jesteś, czym jesteś — wyrwało mu się z głębi serca — bobym chyba z miejsca osiwiał.

Tylko jakiś osobnik o pudzianowskiej posturze, prowadzący na smyczy pieska typu wkład do damskiej torebki obrzucił ich nieprzychylnym spoj­rze­niem.

*

     — Nie wiem, o czym, kurka, myślisz, ale natychmiast przestań! — za­żą­dał desperacko.
     — Słucham? — zdziwiła się.
     — Ludzkie uczucia wpływają na zapachy. Inaczej pachnie strach, inaczej gniew, a cokolwiek teraz czujesz, winduje twój zapach na naprawdę okropne poziomy.

No proszę was — prychnęła, widząc ich miny. — To jest logiczne.
     — Chyba w twoim świecie — mruknęła ze zgrozą Agnieszka.

*

      — Do dupy. — Agnieszka wykazała się empatią i bogatym słownictwem.

*

     — Piotrek mówi, że pytań ze słowem „dlaczego” lepiej unikać. Jak pytasz kogoś, dlaczego coś robi, to automatycznie budzisz w nim chęć do tłu­ma­cze­nia się i wywołujesz poczucie winy.

     — Co w tym było dla ciebie nieprzyjemne?
     —  Nie coachuj mnie tu, tylko mi powiedz tak na bezczela, co ja czuję — zażądała Sabina, opierając głowę na jego ramieniu.
     — Jesteś zazdrosna. […]
     — No widzisz — westchnęła Piechota. — I co ja z tym zrobię?
     — Uświadomisz sobie, że […] . Każda relacja jest unikalna, tak jak uni­kal­ne są dwie osoby, które się w nią angażują, i jak unikalne jest to, co razem budują.

*

[…] doszedł do wniosku, że jeśli nie wprowadzi w życie stwierdzenia: „Coachu, coachuj się sam”, to będzie nieprofesjonalnym hipokrytą. Nie był na to gotowy, zdecydowanie, ale jeśli miał być sam ze sobą szczery, to na tę gotowość nie miał co liczyć. Wyparcie było zdecydowanie wygodniejsze. No ale kiedy, jeśli nie teraz, i kto, jak nie on?
     […]
     — Dokonałeś coming outu na parkingu przed szpitalem. Jak to nie jest wyjście poza strefę komfortu, to ja sama nie wiem, co jest. Jestem z ciebie bardzo, bardzo dumna.

*

Z całego serca popieram dbałość o jakość usług i kreatywność w rozwiązywaniu problemów.

Milena Wójtowicz, Post Scriptum,
Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2018.

     — Co ty jesz? — zapytał nieufnie.
     — Śledzia w sosie musztardowym — odparła z wyraźną niechęcią w głosie Sabina. — To całe czyszczenie aury rozwala mi równowagę cukrów w organizmie.

*

     — Jestem profesjonalistką — wyrecytowała grzecznie i wręcz lekko pro­wo­ka­cyj­nie. — Nie działam pochopnie. Wiem, jaki jest mój cel. Wiem, co mi pomaga. Wiem, co mi przeszkadza. Panuję nad drogą do celu. I po­trze­bu­ję cukru jak cholera. Te śledzie mi się czkawką osobowościową odbijają!

*

[…] odczuwała niedosyt. Taki przykry, emocjonalny, rzucający się na jej samopoczucie psychiczne i fizyczne, którego nie zaspokoił nawet kilogram pierniczków.

*

Ulga była fajnym uczuciem, zwłaszcza kiedy zagryzało się ją delicją jagodową.

(tamże)

*   *   *

Hanggai, The Rising Sun.

*

Yiruma, Kiss the Rain.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz