niedziela, lutego 28, 2021

(4151+1). Ad rem (II)

Kategoria: Strajk Kobiet. Nie mam nic mądrego do dodania.

Jest prawdą powszechnie znaną, że kobiecie mającej własny pogląd brak do szczęścia tylko cudzych pouczeń.

W obecnej skrajnie antyaborcyjnej atmosferze […] kobieta w po­rów­na­niu z płodem w jej macicy nie ma żadnej wartości, chociaż z prze­szło połowy tych płodów kiedyś wyrosną kobiety, które także kiedyś ktoś uzna za bezwartościowe w porównaniu z kolejnym pokoleniem po­ten­cjal­nych płodów.

Niekończąca się wojna z prawami reprodukcyjnymi — nie tylko z prawem do aborcji, lecz również do antykoncepcji, planowania rodziny i edukacji seksualnej — jest próbą wywarcia instytucjonalnego przymusu. Przemoc odgrywa w niej istotną rolę, niemniej przymus ma także wiele innych wcie­leń, jak na przykład represyjne prawo karne. Nietrudno dostrzec, że usta­wo­daw­stwo, które rzekomo broni praw istot nie­na­ro­dzo­nych kosztem praw kobiet noszących owe istoty w brzuchu, w gruncie rzeczy skupia się na prawie mężczyzn i państwa do władzy nad kobiecym ciałem; nietrudno dostrzec, że odmowa dostępu do anty­kon­cep­cji i aborcji to atak na auto­nomię i sprawczość kobiet. Nieustająco atakowane jest prawo kobiet do decydowania o tym, czym jest dla nich seks, prawo do kontroli nad własnym ciałem, prawo do dążenia do rozkoszy i zawierania związków bez ulegania ogromnym wyzwaniom macierzyństwa lub do wybrania tegoż macierzyństwa na własnych warunkach.

Słowa nas łączą, milczenie rozdziela: pozbawia nas pomocy, solidarności lub choćby poczucia wspólnoty, które można wy­wo­łać lub wyprosić, posługując się mową.

Czeka nas wiele zadań: trzeba nazywać rzeczy po imieniu, mówić prawdę najlepiej, jak umiemy, rozumieć, skąd się wzięłyśmy, słuchać tych, których uciszano w przeszłości, dostrzegać, jak schodzą się i rozchodzą miriady naszych historii, korzystać z posiadanych przywilejów do li­kwi­da­cji uprzywilejowania lub jego poszerzenia. Takie są nasze zadania. Tak tworzy się świat.

Polityczki są krytykowane za wygląd, za głos, za posiadanie ambicji, za to, że nie poświęcają czasu rodzinie (lub że jej nie mają). Określenia typu „krzy­kli­wa” i „apodyktyczna” są zarezerwowane dla kobiet, podobnie jak sfor­mu­ło­wa­nie „mądrzyć się” dla Afroamerykanów. Kobiety w polityce nie mogą być zbyt kobiece, bo kobiecość nie kojarzy się z przywództwem; ale nie mogą też być zbyt męskie, bo męskość im nie przysługuje — podwójne związanie spychające je do miejsca, które nie istnieje, nakazując im bycie czymś niemożliwym, żeby nie uchodzić za coś złego. Bo, o ile zdołałam ustalić, być kobietą oznacza wiecznie coś robić źle. A przy­naj­mniej tak jest w patriarchacie.

Bez znaczenia jest, jakie masz zdanie jako kobieta: jeśli zapuścisz się na zwyczajowo męskie terytorium, zawsze spotkasz się z agresją. Wywołuje ją nie to, co mówisz, ale sam fakt, że się wypowiadasz.

[…] trzeba zdać sobie sprawę, że milczenie stanowi powszechny stan ucisku i że milczenie i uciszanie mają sporo odmian.
     Kategoria „kobiety” to długi bulwar, który krzyżuje się z mnóstwem mniej­szych ulic, takich jak klasa, rasa, bogactwo i bieda. Wędrówka tym bulwarem prowadzi zatem przez wiele skrzyżowań i w żadnym razie nie oznacza, że w mieście milczenia liczy się tylko jedna ulica i jedna trasa.

Przemoc wobec kobiet to często przemoc wobec naszych historii i głosów. To zanegowanie naszych głosów i wszystkiego, co oznaczają — prawa do sa­mo­okre­śle­nia, do przynależności, do zgody lub niezgody, do życia i uczestnictwa, do interpretacji i narracji.

To poniekąd zagadka, dlaczego jakieś konkretne zdarzenie jest kroplą, która przepełnia czarę goryczy.

Każda kobieta w każdym momencie może zostać uznana za chodzące referendum na temat kobiet — naprawdę wszystkie jesteśmy emocjonalne, skłonne do intryg i nie znosimy matmy? — lecz kiedy mowa o mężczyznach, takie miary nie są stosowane.

Rebecca Solnit, Matka wszystkich pytań,
przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz