wtorek, lutego 23, 2021

4144. Czytane tam (II)

Apetyt na Carrolla przed szpitalem potężnie mi wzrósł. Zawsze-Wolna-od-Nudy poleciła mi ten zbiór opowiadań. Nie było go legalnie w ibuku, ale był Sadownik, całkiem legalnie za ścianą w gabinecie. Kliknął tu i tam i… znalazł. Nie pytałam, jak to robi, ale skorzystałam, skoro możliwy był tylko papier.

Rewelacyjna, mała książeczka na jedną szpitalną wieczoro-noc. Trudno było jedynie wybrać cytaty, by nie spojlerować. Ale dało się!

     — Nie uważasz jednak, że to dosyć upiorne? Że kiedy jest sam, staje się znowu Marsjaninem albo kimś takim?

     — Znasz to powiedzonko: w żadnym razie nie zakochuj się w psychiatrze, bo każdy z nich to skończony wariat?

Czy to w ogóle możliwe? Czy można rozkazać naszym furiom, kiedy stoją u granic, żeby wzięły parę głębokich oddechów i wycofały się o kilka kroków?

Ale to tylko metafora. Nie stoi za nią żadna realność.
     Mills przestał się uśmiechać.
     — Alchemia jest realna. Daję słowo, widziałem efekty jej działań niejeden raz.

     — Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy — przerwał jej rozważania adwokat — że istnieją różne alchemie, mniej albo bardziej tajemne. Za­mia­na ołowiu w złotu, o której wspomniałaś, to powszechnie znana wersja klasyczna. Jest jednak i inna, bardziej interesująca, zwana alchemią we­wnętrz­ną albo introwertyczną, która traktuje o mistyczno-kon­tem­pla­cyj­nych aspektach nauki. Jej istotą jest TRANSFORMACJA.

Prosty i szczodry gest. Chodź, pokażę ci coś niezwykłego.

Wszyscy mieli własne wyobrażenie na temat tego, dlaczego tu są i na czym polega sens ich wysiłków. W jednej sprawie panowała jednomyślność: tra­fi­li tu dzięki niebywałemu szczęściu.

Jest u siebie w mokry zimowy wieczór, w centrum największej tajemnicy życia, której nie musiał rozwiązywać, ona bowiem uniosła go i zadbała o niego, czyniąc jego życie znacznie lepszym, niż było przedtem.

[…] niemal zawsze pojawia się chwila, w której wszystko staje się ab­so­lut­nie oczywiste: widzi się ludzi, rzeczy i sytuacje tak jasno i wyraźnie, że praw­da nie nastręcza najmniejszych wątpliwości. Choć tego rodzaju epi­fa­nia jest ważna, jeszcze istotniejsze jest to, jak z niej skorzystamy. Lo­gi­ka dy­ktu­je zgodę, lecz zaprzeczenie jest dużo łatwiejsze i wygodniejsze.

Skinął głową ze zrozumieniem i powiedział: „Małysznie”. […] wyjaśnił, że wymyślił to słowo, by opisać małe cuda, które przytrafiają się nam niekiedy […] . „To zbitka dwóch różnych słów: «mały» i «pyszny», których sens spo­ty­ka się gdzieś pośrodku”.

     — Poświęcamy zbyt mało uwagi światu. Wiemy o tym, a jednak nie chce nam się. Dopiero jak coś się skończy albo ktoś umrze, jak coś zgubimy albo jest już za późno — uświadamiamy sobie nagle, że prześlizgnęliśmy się przez życie i ludzi, tracąc z pola widzenia szczegóły… […] Wszystko, co w ży­ciu najlepsze, Bill, to dzieło ludzkich rąk: ostrza scyzoryków, chleb, ubra­nia, kochanie się…

Jonathan Carroll, Kobieta, która wyszła za chmurę,
przeł. Jacek Wietecki, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2012.
(wyróżnienie własne)

Podając jej naczynie, spostrzegł, że woda się trzęsie, i powiedział pół­żar­tem:
     — Nerwowa woda.
     — Woda nie może być nerwowa — odparła. — To drży twoje SERCE

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz