Plan na szpitalne czytanie — wyłącznie fikcja (!) — był, ale była też historia.
Dawno, dawno temu, gdy covid nie śnił się niezwiązanym z medycyną ludziom, na sali rehabilitacyjnej poznałam Finkę. Obdarzałam Ją wzrokowo kudłatą miłością, bo lab, bo dziewczynka, bo mądry pies.
Na drugim końcu smyczy obleczona w kobiece ciało niebywała Pogoda Ducha. Rehabilitacja we wspólnej przestrzeni raz w tygodniu była dla mnie dodatkową formą świętowania dobrego życia. Wszystko, co dobre, czasem się kończy — rozjechały się nasze grafiki rehabilitacyjne, a potem przyszedł covid. Na szczęście są media społecznościowe — ktoś udostępnił, ja zobaczyłam i już nie puściłam.
Pełnoprawna nauczyła mnie terminu audiodeskrypcja, podsunęła mi doskonałą książkę. Gdy w zeszłym tygodniu odnalazł mnie fejsbukowy post, oczywistym było, że się zachwycę i pomysłem, i rozmową, i dbaniem o komunikację z osobami z niepełnosprawnościami (rozmowa na samym dole wpisu).
W ten oto sposób wrócił do mnie Autor. Podczytnik zaciekawił, ale dopiero pierwszy akapit nie pozostawił mi żadnego wyboru — musiałam to mieć i przeczytać:
Zapisałem się na kurs, który ma potrwać całe moje życie. A ponieważ nie przykładam się do nauki, może to się jeszcze przeciągnąć.
Nikt, tak jak Autor, nie potrafi trzech największych religii XXI wieku w dwa krótkie zdania włożyć — chapeau bas, panie Juliuszu:
To są rzeczy proste jak chuj. Ile można chodzić do terapeuty, Jezu.
✁
Trudno tak non stop nie oceniać świata, ale miewa się momenty. O taką pustkę piękną cztery dni się szarpałem. Tylko że jutro już nie będzie po niej śladu.
✁
— A może raz spróbować nie uciec? Może świat się nie zawali?
✁
Przebić się przez język zen jest dość ciężko. Trudno nim mówić, trudno pisać. Inaczej układa te same wyrazy, korzysta z jeszcze innych, nałożonych na siebie języków i z pojęć, których definicje są tylko w języku intuicji, więc czasem można przez niego dostać kurwicy. Robię to od lat, ale nie umiem.
✁
— Przecież codziennie zajmujesz się przeszłością?
— No tak, ale się nią nie zaciągam.
✁
— Alkoholicy są bardzo wytrwałymi praktykami zen, Julku. Na początku, bo po roku uznają, że są uzdrowieni.
— Ja tak nie myślę.
— Nie wiem, co ty myślisz, ale nie ma na co czekać. Jest tylko trochę czasu.
✁
[…] najbardziej interesuje mnie ten człowiek w drodze. Gdzie on się gubił, skręcał, zawracał i odnajdował. Jeśli się odnajdował.
✁
— Kto idzie przez park?
— Nie wiem.
— Kto?
— Nie wiem!
— Doskonale. To jedyna szczera odpowiedź, jakiej możemy udzielić.
Uśmiech mój. Uśmiech jego.
✁
Co to więc jest, to, co jednak skłania do działania, wyboru, do pójścia za tym, a nie innym pragnieniem. Nie wiem.
✁
— A po co zmywasz naczynia?
— Zależy od szkoły, wiadomo. Żeby były czyste albo żeby zmywać, ale to suchar, sensei, jest.
✁
Kasia pyta, jak było, a ja, że nie było. Jak nie było? Nie było, no. A potem dodaję, że wymyśliłem nową terapię: NIEUWAŻNOŚĆ. Nie zauważasz niczego, wszystko przegapiasz w sposób nieoceniający, a jak już oceniasz, to i tak tego nie zauważasz.
✁
Przemijanie to naprawdę porządna rzecz. Jedna z solidniejszych spraw w życiu.
✁
— Czyli ta choroba urojona jest podwójnie urojona?
— No wie pan, ból jest realny, choć to jest jedna z tych chorób, w które za bardzo nie wierzę.
— A w jakie pan wierzy?
— W niedobór neuroprzekaźnika. Po co mnożyć pojęcia. Brak serotoniny daje różne objawy i teraz, jak każdemu objawowi przydzielimy chorobę, to nigdy się z tego nie wygrzebiemy.
✁
Im więcej z wiekiem mam przypadłości, tym mniej mnie obchodzi, co o mnie myśli świat, który o mnie przecież nie myśli.
✁
Uspokaja mnie mała myśl, że większość ludzi już albo jeszcze nie żyje. No bo jestem w grupie marginalnej, która po prostu teraz ma głos. Żywi tak wrzeszczą i się obnoszą ze swoim życiem, parady robią, a są ledwie garstką. Przecież nie żyje przynajmniej ze sto miliardów, może to i tak niedoszacowane. […] Za ulgą przychodzi może nie radość, ale zadowolenie.
✁
Nic nie planuję. Na nic nie czekam. Nic sobie nie wyobrażam. Na nic się nie przygotowuję. Niczemu się nie opieram.
Juliusz Strachota, Krótka wycieczka na tamten świat,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)
— A pytałeś go?
— O Jezu, my od lat się nie pytamy o takie rzeczy.
— Jakie?
— Żadne. Wysyłamy sobie czasem esemesy o tym, co jemy na obiad.
— Zaskocz go śniadaniem.
✁
Łapię za telefon i już prawie dzwonię. Dwadzieścia lat z ojcem gram w grę, kto pierwszy odezwie się po nieodzywaniu się, które nastąpiło po czymś, czego nie da się nazwać. Kilka rzeczy ma swoje nazwy i one, niestety, czasem padają. Wtedy są bardziej gwałtowne ewakuacje. Pewnie większą sztuką jest omijanie słów, a nie ludzi, ale ciągnie do swoich wyrazów.
✁
— To wy z ojcem, Julek, nie bardzo?
— To się nie da powiedzieć. Ja nie wiem, nie umiem i on pewnie też nie wie, choć ja nie wiem w sumie. Przebić się przez siebie samego najtrudniej i nie wykoleić na pierwszym zakręcie.
✁
— A ty boisz się śmierci?
— Jaaa? — Mama często przeciąga ja, żeby dać sobie czas na odpowiedź. — Ja się nie boję.
— Naprawdę?
— Naprawdę, naprawdę.
— No bo ja mam podejrzenie, że przemijanie w życiu jest najpiękniejsze.
(tamże)
* * *
Juliusz Strachota w rozmowie z Markiem
Sekielskim, Co ćp** po odwyku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz