niedziela, października 13, 2019

3490. Pechowe czytanie (VI)

Drogę do tej książki wskazał mi pies… z okładki w przeddzień przyznania Nike 2019, gdy przeglądałam nominacje. Klik, klik i wyciągnęła się na szczycie stosiku do przeczytania w Małej Danii w ramach czekania na zrośnięcie się kości.

Tylko ja wiem, ile cytatów wybrałam, umieściłam w szkicu tego wpisu, złożyłam (likwidując zawieszki), by potem bez mrugnięcia okiem wyrzucić i zostawić najmniejszą możliwą ich liczbę — nie rozrzedzać, nie rozcieńczać — samo gęste (pod okładką), które chcę tu pod ręką mieć.

Ten przewodnik stał się dla mnie lekiem na stan pośredni między dzieciństwem a dziś. Nie kombinuję już w kwestiach planu na życie, bo po powrocie z podróży szykuję wycieczkę na kolejną stronę. Otwieram tę książkę na nowych planach i zamykam na kolejnych wspomnieniach.

*

Spełnienie marzeń to obecnie jedyny pomysł na życie, jaki mogę mieć. […]
     Mam szansę sprawdzić, czy jest tam jakaś tajemnica: ukryta za wyobrażeniem, za pamięcią o marzeniu, za życiem, którego nie było. Czy da się do tego życia jeszcze jakoś wskoczyć? Czy granica została przekroczona już bezpowrotnie? Czy w ogóle jest sens nazywać jakoś życie, które się nie zdarzyło? Chciałbym sprawić, żeby moje kłamstwa stały się prawdą, i w ten sposób uruchomić swoje życie od nowa
.

*

Nie ma żadnej traumy w tle. Całą historię zgotowałem sobie sam, i nie było ku temu powodu. Żadnego usprawiedliwienia nie ma i żadnej potrzeby do usprawiedliwienia. Było po prostu. Już wiem to na pewno, już nie ma co szukać w przeszłości, nie ma co tropić. Nie ma co rozdzielać tego, że byłem marzycielem i tchórzem jednocześnie. Po kim marzycielem, a po kim tchórzem? Po prostu. Nie ma nic, co byłoby przyczyną tego, że moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Dotychczas wytłumaczeniem było to, że byłem mały i głupi, ale przestało być potrzebne. To tak się zdarzyło i nikogo nie winię […].

*

Wychodzę z klatki i siadam w piaskownicy, a potem bujam się chwilę na huśtawce. Mam podkulone nogi, ale i tak szuram po ziemi. Rysuję piętą pentagram, aż nagle pada na mnie cień.
     Podnoszę głowę. Nade mną stoi były mały gruby Damian, czyli teraz stary koń w dresie, siwy lekko w dodatku. Obok stoi takich małych dwóch grubych jak on kiedyś.
     — Co?
     — Proszę pana, czy teraz dzieci mogą się pobawić
?

*

Warto czekać na to, jaką przeszłość przyniesie przyszłość.

*

Nie ma się co spieszyć, bo i tak wszystkiego się nie zdąży. Dobrze jednak wyrobić się i raz w życiu odbyć podróż do dzieciństwa. To przywilej każdego dorosłego. Zobaczyć, co się przegapiło i czego się pragnęło. Im więcej wyrusza się w przeszłość, tym częściej wraca się do teraz. Widzi się, że nie ma znaczenia, czy to pamięć, czy fantazja, bo na co dzień i tak są nie do odróżnienia. Wie się, że można zmienić znaczenie przeszłości, choć nie ją samą.

Juliusz Strachota, Turysta polski w ZSRR,
Korporacja Ha!art, Kraków 2018.
(wyróżnienie własne)

*

Siedzę przed grupą alkoholików i narkomanów w szpitalu psychiatrycznym. Mówię do nich:
     […]
     Podoba im się, jak przeklinam.
     „Więc ta wolność jest łatwa, ale i nudna. Dzieje się, jeśli każdego dnia skręcasz we właściwym kierunku. Tylko tyle. No i w małej skali wszystko jest, jak powiedziałem, więc w poniedziałek nie widzisz, we wtorek nie widzisz, w środę nie widzisz, co z tego skręcania wychodzi, ale skręcasz. W czwartek nie widzisz, w piątek nie widzisz i tak nie widzisz przez miesiąc, a potem za rok jesteś w innym miejscu. Bo chodzi o to, żeby iść w inne miejsce, niż się szło dotychczas. To nawet trochę ryzykowne, ale powiem wam, nieważne w jakie, ale inne niż się szło dotychczas. Czasem się kurewsko nie wie, w jakie miejsce się idzie, bo, wiadomo, widzi się tylko jeden krok, a nie dziesięć naprzód, ale widzi się te kroki stare, te z przeszłości. To wystarczy, bo przed wami i tak najpiękniejsze. A co jest najpiękniejsze? A, no, nie wiadomo. Niewiedza, co z tego skręcania w dobrą stronę wyjdzie, jest największą nagrodą. Chodzi o to, że nagle pojawiają się niespodzianki, bo poszedłeś inną drogą, której nie znasz, więc nie pojawią się rzeczy, których się spodziewasz. Idź tam, gdzie może być tajemnica
.
     […]”.
     Tak mówię do Przedstawicieli Ruchu Oporu Przed Rzeczywistością. Do zapomnianych tajnych agentów. Do pilotów z lękiem wysokości. Do szlachty, co sobie na to sama zapracowała. Do tych, co nie wiedzieli, że śnią cudze sny. Do kowbojów i kosmitów w jednym. I do takich, co im zwyczajnie nie wyszło.

*

No więc w końcu chciałem się nie bać i pięć lat temu zacząłem skręcać dokładnie w drugą stronę. Tak, żeby władować się na te wszystkie rzeczy, których się tak boję. […]
     No więc, kiedy okazuje się, że jak nie unikasz tego, czego się boisz, to dalej się boisz, ale nie unikasz. I potem boisz się mniej. I zaczynasz się cieszyć
.

*

[…] nie miałem tego, czego chciałem, a miałem wszystko, czego nie chciałem. W Punkcie Zero trzeba to wszystko uznać za fakt.
     Nie za zły los, za winę i karę, nie za zasłużone, niezasłużone, jakieś tam coś, tylko za fakt. I wtedy zaczyna się ulga
.

*

To czas, kiedy bywałem lekki jak piórko — stare życie zostało zabronione, nowe jeszcze nie miało nazwy. Skończyły się wszystkie możliwości, które znałem. Byłem cienki jak kartka z przewodnika po nieistniejącym kraju. Miałem tę przejrzystość, a pod konglomeratem uczuć, myśli, obrazów, dźwięków, odczuć na skórze nie krył się żaden dozorca. Zjawiska przepływały dość swobodnie. Nawet lęki, które wcale nie były małe.
     Więc chcę wrócić na chwilę do tej sali i dodać do swojego monologu, że tak zwane już nigdy daje wielką radość
.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz