niedziela, lutego 28, 2021

4151. Czytana tam, skończona tu (II)  // Ad rem (I)

Od pierwszego eseju rozsiadła się w dziale moja książka roku 2021. Dwa dni po jej skończeniu wciąż głowię się nad wyborem cy­ta­tów, ba, nad wyborem kwestii, któ­rych wybór cytatów ma dotyczyć. Nie jest to naj­ła­twiej­sza łamigłówka, ale też wiem, że potrzebuję znaleźć chwilowe choć roz­wią­za­nie, by pójść dalej.

O, rany! Gdyby ta książka powstała kilkanaście lat temu, gdybym ją wtedy prze­czy­ta­ła… nie byłoby tego bloga! Bo powstał z niemocy utrzymania w sobie słów, z po­trze­by prze­ga­da­nia (choćby tylko ze sobą) istotnych kwestii, o których się nie mówi, z zachwytu bycia obdarowaną przez Życie. Gdyby tak było, nie pojawiłoby się w moim ży­ciu wielu Ludzi, bez których sobie swego życia nie wyobrażam.

Wygląda na to, że w życiu można mieć wszystko. Ja mam blog, „mam” swoich Lu­dzi, Oni mają mnie i, (jakby było mało) jest ta książka.

Zacznijmy więc od oczywistości, że tylko dzieci uszczęśliwią i nadadzą sens życiu kobiety — koń by się uśmiał na śmierć. A Misia Furtak, czekająca w blokach star­to­wych od dwóch lat, krzyczy: ej, to mój wpis!

Niekiedy już sam fakt, że możemy mówić, że ktoś nas słyszy, że ktoś nam wierzy, decyduje o naszej przynależności do rodziny, wspólnoty i spo­łe­czeń­stwa. Czasem nasz głos powoduje, że te struktury pękają; bo czasem te stru­ktu­ry są więzieniem. A kiedy słowa przełamują to, co niewymawialne, rze­czy dotąd tolerowane społecznie stają się nie do zniesienia.

Cisza spokoju, wyciszenie umysłu, wytchnienie od słów i zgiełku są z aku­sty­czne­go punktu słyszenia takie same jak milczenie na skutek ucisku i za­stra­sza­nia, jednak psychicznie i politycznie brzmią całkiem inaczej. Są rze­czy, których nie mówimy, bo dążymy do introspekcji i spokoju, oraz te inne, o których milczymy, bo zagrożenia są zbyt poważne lub przeszkody zbyt duże — lecz pierwsze różnią się od drugich tak, jak pływanie różni się od zatonięcia.

[…] różne epoki i kultury często zadawały sobie całkiem inne pytania niż obecna. Jaki jest twój wkład w dobro świata lub twojej społeczności? Czy żyjesz zgodnie ze swymi zasadami? Co zostawisz po sobie? Jaki sens ma twoje życie? Być może nasza obsesja na punkcie szczęścia to sposób, by nie zadawać sobie tych pytań, by nie myśleć o tym, jak pojemne potrafi być nasze życie, jak skuteczna może być nasza praca i jak dalekosiężna — nasza miłość.

Jednym z powodów kurczowego przywiązania do idei macierzyństwa jako kluczowej dla kobiecej tożsamości jest przekonanie, że dzieci zaspokajają naszą potrzebę miłości. Ale tak wiele rzeczy oprócz potomstwa zasługuje na miłość, tak wiele rzeczy miłości potrzebuje — miłość w naszym świecie ma tak wiele do zrobienia. I mimo że tyle osób kwestionuje pobudki ludzi bez­dziet­nych, uważając ich za jednostki egoistyczne, które nie chcą ponosić ofiar związanych z rodzicielstwem, to jakoś umyka ich uwadze, że ludzie mocno kochający swoje dzieci mogą mieć mniej miłości do zaoferowania reszcie świata.

[…] społeczne recepty na spełnienie bywają źródłem nieszczęść zarówno w przypadku osób piętnowanych za to, że nie umieją lub nie chcą się do nich zastosować, jak i ludzi posłusznych, którym jednak szczęścia nie dają.

Są ludzie, dla których istotą dobrego życia są rzeczy inne niż szczęście — dawanie i branie miłości, zadowolenie, honor, sens, głębia, zaangażowanie, nadzieja.

Pytania o szczęśliwość zazwyczaj są zadawane przy założeniu, że wiadomo, jak wygląda szczęśliwe życie. Często pisze się, że wystarczy w tym celu zdo­być stosowne rekwizyty — współmałżonka, potomstwo, majątek, prze­ży­cia ero­ty­czne — chociaż nawet milisekunda zastanowienia pozwala sobie przy­po­mnieć niezliczone osoby, które mają to wszystko, a przecież są nie­szczę­śli­we.

Zbyt duża część naszego społeczeństwa wciąż tkwi w okopach żarliwej wiary, że rodzinę, w której dziećmi zajmuje się dwoje heteroseksualnych rodziców, spowija zgoła nadprzyrodzona magia. W rezultacie pod­trzy­mu­je­my nieudane związki, niosąc destrukcję całemu otoczeniu. Ludzie bez końca tkwią w strasznych małżeństwach, nie mogąc ich zakończyć, bo uparcie wierzą starej recepcie, według której sytuacja nieznośna dla jed­ne­go lub obojga rodziców okaże się jakoś korzystna dla dzieci.

Być może problem częściowo polega na tym, że nauczono nas zadawać niewłaściwe pytania samym sobie.

Życiowym celem stała się dla mnie postawa prawdziwie rabiniczna, umie­jęt­ność odpowiadania pytaniem otwartym na pytanie zamknięte, osią­gnię­cie wewnętrznej mocy, która skutecznie ostrzeże mnie przed intru­zem, a przy­naj­mniej przypomni, że powinnam go zapytać: „Dlaczego o to py­tasz?”. Odkryłam, że to na ogół najlepsza reakcja na nieprzyjazne py­ta­nie, a pytania zamknięte zazwyczaj są nieprzyjazne.

W życiu warto zadawać sobie wiele pytań, więc być może kiedyś staniemy się mądrzejsze i zrozumiemy, że nie na wszystkie trzeba odpowiadać.

Pytanie zadane mi we wspomnianym wywiadzie było niemądre, bo za­kła­da­ło, że wszystkie kobiety powinny mieć dzieci, a także niestosowne, bo roz­mów­ca uznał za rzecz naturalną, że kobiece czynności reprodukcyjne są spra­wą publiczną. Co gorsza, kryło się w nim bardziej fundamentalne założenie, że nie istnieje dla kobiet inny sposób życia.

Niektóre osoby pragną mieć dzieci, ale ich nie mają z roz­ma­itych powodów: osobistych, medycznych, emocjonalnych, zawodowych; inne tego nie chcą, i to też nie powinno nikogo obchodzić.

Mężczyzny nigdy by o to nie zapytał!” — plunęła wściekle. Miała rację. (Jej wykrzyknienie, zadane w formie pytania: „Zapytałbyś o coś takiego męż­czy­znę?”, to świetny sposób, aby usadzić niektórych interlokutorów). U źró­deł tego typu natręctw prawdopodobnie tkwi przekonanie, że nie ma czegoś takiego jak Kobiety, stanowiące pięćdziesiąt jeden procent ludzkości, któ­rych potrzeby są równie różnorodne, pragnienia zaś równie zagadkowe jak potrzeby i pragnienia pozostałych czterdziestu dziewięciu procent; że ist­nie­je wyłącznie Kobieta w liczbie pojedynczej, która musi wyjść za mąż i rodzić dzieci i której zadaniem jest wpuszczać w siebie mężczyzn i wy­pusz­czać z sie­bie potomstwo, jakby była czymś w rodzaju windy dla gatunku.

Nie istnieje dobra odpowiedź na pytanie, jak być kobietą; być może cała sztuka polega więc na tym, jak tej odpowiedzi odmawiać.

Rebecca Solnit, Matka wszystkich pytań,
przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

*   *   *

Misia Furtak, Nie zaczynaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz