środa, marca 10, 2021

4165. O nadziei… pięknie!

Czytanie kanapkowe uprawiam od jakiegoś czasu: Nienormatywni, Solnit (od­kry­łam, że mam jeszcze na stosiku nieprzeczytane dwie wcześniejsze jej książki), Nie­nor­ma­tywni i Solnit, czyli ta książka. Skończyła się w niedzielę, ale z pu­bli­ka­cja­mi tej Autorki już tak mam, że muszą się uleżeć, nim będę w stanie wybrać cytaty, które chcę mieć tu pod ręką.

Nie mam pojęcia, jak to się stało, że ta książka leżała i czekała na mnie na moim stosiku czytelniczym półtora roku z hakiem.

Za­miesz­ku­je­my dziś ską­pa­ną w świe­tle dnia przy­szłość, któ­ra kil­ka dzie­się­cio­le­ci temu sta­no­wi­ła mrok nie do prze­nik­nię­cia. Wów­czas lu­dziom ła­twiej przy­cho­dzi­ło wy­obra­że­nie so­bie koń­ca świa­ta niż ry­chłych zmian, ja­kie mia­ły na­stą­pić w od­gry­wa­nych na co dzień ro­lach, w my­ślach, prak­ty­kach, zmian, któ­rych nie prze­wi­dzia­ła w na­wet naj­bar­dziej wy­bu­ja­łej fan­ta­zji li­te­ra­tu­ra scien­ce fic­tion.

*

Mu­si­my ży­wić na­dzie­ję na zisz­cze­nie się na­szych wła­snych ma­rzeń, ale i po­go­dzić się z tym, że świat jest o wie­le dziw­niej­szy niż na­sze wy­obra­że­nia o nim.

*

[…] mu­si­my mieć na­dzie­ję — zaś na­dzie­ja w tym zna­cze­niu, o któ­rym tu mó­wię, nie jest na­gro­dą czy da­rem, ale czymś, co zdo­by­wa­my dzię­ki na­uce, dzię­ki opie­ra­niu się ła­twej po­ku­sie roz­pa­czy, czymś, co zdo­by­wa­my, ko­piąc tu­ne­le, wy­bi­ja­jąc okna, otwie­ra­jąc drzwi i znaj­du­jąc lu­dzi, któ­rzy czy­nią po­dob­nie. Bo ci lu­dzie ist­nie­ją. „Mu­sisz im dać na­dzie­ję” — po­wie­dział daw­no temu Ha­rvey Milk. A po­tem to zro­bił.

*

[…] nie­bez­pie­czeń­stwo jest sio­strą moż­li­wo­ści.

*

Albo mamy w so­bie na­dzie­ję, albo nam jej bra­ku­je; to wy­miar du­cho­wy; nie jest ona za­sad­ni­czo za­leż­na od ja­kie­goś kon­kret­ne­go spoj­rze­nia na świat ani od oce­ny sy­tu­acji. Na­dzie­ja to nie ro­ko­wa­nie. To ukie­run­ko­wa­nie du­cha, ukie­run­ko­wa­nie ser­ca; wy­kra­cza ona poza świat bez­po­śred­nio prze­ży­wa­ny i za­ko­rze­nio­na jest gdzieś poza jego ho­ry­zon­tem.

*

Pro­ble­my to na­sza spe­cjal­ność, ra­dzi­my so­bie z nimi, by prze­trwać albo by na­pra­wić świat, za­tem sta­wia­nie im czo­ła jest lep­sze niż od­wra­ca­nie się do nich ple­ca­mi, za­mia­ta­nie ich pod dy­wan czy za­prze­cza­nie ich ist­nie­niu. Sta­wia­nie im czo­ła może być ak­tem na­dziei, jed­nak tyl­ko kie­dy pa­mię­ta­my, że na pro­ble­mach świat się nie koń­czy.
     Na­dzie­ja to nie bra­ma, lecz prze­ko­na­nie, że bra­ma gdzieś ist­nie­je, że ist­nie­je ja­kieś wyj­ście z obec­nych pro­ble­mów, prze­ko­na­nie ży­wio­ne, jesz­cze za­nim znaj­dzie się wła­ści­wą dro­gę i nią po­dą­ży.

*

Na­dzie­ja jest opo­wie­ścią o nie­pew­no­ści, o ra­dze­niu so­bie z ry­zy­kiem, ja­kie nie­sie nie­wie­dza o tym, co nas cze­ka za ro­giem, a to jest bar­dziej wy­ma­ga­ją­ce niż roz­pacz i w pe­wien spo­sób jesz­cze bar­dziej prze­ra­ża­ją­ce. Ale i nie­skoń­cze­nie sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce.

*

Nie­ustan­nie jed­nak war­to pod­kre­ślać, że na­dzie­ja to do­pie­ro po­czą­tek; nie może być ona sub­sty­tu­tem dzia­ła­nia, ale je­dy­nie jego pod­sta­wą. „Nie wszyst­ko, z czym się mie­rzy­my, da się zmie­nić, ni­cze­go jed­nak nie­po­dob­na zmie­nić, póki się z tym nie zmie­rzy­my” – na­pi­sał Ja­mes Bal­dwin. Na­dzie­ja do­pro­wa­dza nas do pew­ne­go punk­tu, da­lej ko­niecz­na jest pra­ca.

*

Oto miej­sce, w któ­rym te­raz sto­ję, aby zmie­rzyć się z prze­szło­ścią i przy­szło­ścią, miej­sce, w któ­rym zbie­ga­ją się opo­wie­ści, jed­no z nie­zli­czo­nych cen­trów świa­ta.

*

Cza­sem wy­da­je się, że wie­le i wie­lu z nas po pro­stu nie wie, jak być czło­wie­kiem in­ne­go ro­dza­ju, oso­bą, któ­ra po­tra­fi mó­wić o wiel­kich ma­rze­niach, o wznio­słych ide­ałach, o głę­bo­kich uczu­ciach; wy­da­je się, jak­by po­zo­sta­ła nam je­dy­nie zre­du­ko­wa­na wer­sja „ja”, sar­ka­stycz­na i zdol­na funk­cjo­no­wać tyl­ko na małą ska­lę.

*

Nie ma dnia bez chwil raju.
// Jor­ge Lu­is Bor­ge­s

*

[…] w tym, co nie­uchron­ne i oczy­wi­ste, po­ja­wia­ją się pęk­nię­cia.

*

„Zwy­cię­ża­my”, a nie „Zwy­cię­ży­li­śmy”. To taki spo­sób mó­wie­nia i pi­sa­nia, dzię­ki któ­re­mu mo­żesz po­czuć, że osią­gnę­łaś suk­ces, nie po­pa­da­jąc przy tym w sa­mo­za­do­wo­le­nie, mo­żesz czuć, że wciąż jesz­cze pię­trzą się przed tobą trud­no­ści, a jed­nak unik­nąć po­czu­cia klę­ski. Pra­wie wszyst­kie zwy­cię­stwa oka­żą się tym­cza­so­we, nie­peł­ne albo w ja­kiś spo­sób na­ra­żo­ne na szwank, co nie zna­czy, że nie mo­że­my ich świę­to­wać tak, jak świę­tu­je­my zwy­cię­stwa wiel­kie i osza­ła­mia­ją­ce, bo i ta­kie prze­cież od cza­su do cza­su się zda­rza­ją. Nie mo­że­my się za­trzy­my­wać.

*

[…] kry­zys czę­sto wy­do­by­wa z nas to, co naj­lep­sze.

*

Bóg Sta­re­go Te­sta­men­tu cięż­ką ręką rzą­dzi sta­tycz­nym świa­tem mo­ral­no­ści, ja jed­nak ra­czej skłon­na je­stem wie­rzyć, że na­szym świa­tem wła­da zu­peł­nie inna isto­ta: Ko­jot, bó­stwo rdzen­nych Ame­ry­ka­nów, nie­znisz­czal­ny, lu­bież­ny, za­baw­ny i spon­ta­nicz­ny trick­ster, któ­ry pa­ku­je się w ka­ta­stro­fy, za­wsze jed­nak wy­cho­dzi z nich cało […].

*

Ko­jot za­chę­ca, by za­ufać fun­da­men­tal­nej dzi­wacz­no­ści świa­ta, jego po­czu­ciu hu­mo­ru, jego od­por­no­ści.

*

[…] hi­sto­rią jest to, co się wy­da­rza, na­to­miast anioł hi­sto­rii od­mien­nej mówi nam, że na­sze czy­ny się li­czą, że cały czas two­rzy­my hi­sto­rię dzię­ki temu, co się nie wy­da­rzy­ło, po­dob­nie jak dzię­ki temu, co się sta­ło.

*

Nie je­ste­śmy już tymi, któ­ry­mi by­li­śmy jesz­cze nie­daw­no.

Rebecca Solnit, Nadzieja w mroku,
przeł. Anna Dzierzgowska i Sławomir Królak,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2019.
(wyróżnienie własne)

Roz­wią­za­nie więk­szo­ści pro­ble­mów w ro­dza­ju „A lub B” brzmi: jed­no i dru­gie; naj­lep­szym spo­so­bem po­ra­dze­nia so­bie z tym pa­ra­dok­sem jest przy­ję­cie ra­cji obu stron za­miast po­zby­wa­nia się jed­nej lub dru­giej w imię spój­no­ści. Py­ta­nie brzmi: jak po­ukła­dać zdro­we re­la­cje mię­dzy tym, co lo­kal­ne, i tym, co glo­bal­ne, a nie: jak sta­nąć po stro­nie jed­ne­go i uci­szyć dru­gie.

*

[…] nie ma nic groź­niej­sze­go dla władz niż po­czu­cie przy­na­leż­no­ści i oby­wa­tel­stwa, niż nie­ustra­szo­ność i po­czu­cie jed­no­ści ze świa­tem, cał­ko­wi­cie róż­ne od pod­szy­te­go lę­kiem śle­pe­go pa­trio­ty­zmu.

*

Po­trze­bu­je­my zmia­ny w ko­lo­sal­nej ska­li i nie wie­my, czy uda się nam ją osią­gnąć, póki tego nie spró­bu­je­my.

*

W wie­lu kra­jach zo­sta­ła uwol­nio­na nie­zwy­kła po­tę­ga wy­obraź­ni, po­zwa­la­ją­ca nam od­kry­wać sie­bie na nowo, na­wet je­śli nie­ła­two orzec, w jaki spo­sób ta wy­obraź­nia zdo­ła prze­ciw­sta­wić się mor­der­cze­mu cię­ża­ro­wi neo­li­be­ra­li­zmu, fun­da­men­ta­li­zmu, znisz­cze­niu śro­do­wi­ska i do­sko­na­le się sprze­da­ją­cej bez­myśl­no­ści. Na­dzie­ja nie wią­że się jed­nak z tym, cze­go ocze­ku­je­my. Ozna­cza uzna­nie za­sad­ni­czej nie­po­zna­wal­no­ści świa­ta, wyrw w te­raź­niej­szo­ści, nie­spo­dzia­nek. […] spo­dzie­wać się cu­dów – przy czym nie cho­dzi o to, by ocze­ki­wać, że po­ja­wią się w okre­ślo­nym cza­sie i miej­scu, ale by być go­to­wym na zdu­mie­nie i za­chwyt, otwo­rzyć się na to, że cze­goś nie wie­my. To bo­wiem sta­no­wi pod­sta­wę dzia­ła­nia. […] Nie ma in­nej dro­gi, chy­ba że pod­da­nie się. Ono zaś ozna­cza po­rzu­ce­nie nie tyl­ko przy­szło­ści, lecz tak­że du­szy.

*

Lep­szy świat – tak. Do­sko­na­ły świat – ni­g­dy.

*

[…] na­dzie­ja to sie­kie­ra, któ­rą roz­rą­bu­je się drzwi w sy­tu­acji na­głej ko­niecz­no­ści, bo na­dzie­ja po­win­na nas wy­py­chać za drzwi, bo mu­si­cie dać z sie­bie wszyst­ko, by wy­trą­cić przy­szłość z ko­le­in wio­dą­cych ku nie­koń­czą­cej się woj­nie, ku uni­ce­stwie­niu ca­łej pla­ne­ty, jej bo­gactw i skar­bów, i ku uci­sko­wi bied­nych i zmar­gi­na­li­zo­wa­nych. Na­dzie­ja ozna­cza po pro­stu, że inny świat jest moż­li­wy, a nie że jest zie­mią obie­ca­ną, bo­wiem jego na­dej­ścia nic nie gwa­ran­tu­je. Na­dzie­ja do­ma­ga się dzia­ła­nia; dzia­ła­nie nie jest moż­li­we bez na­dziei.

*

Na­wet to, co zda­je się wy­da­rzać na­gle, się­ga ko­rze­nia­mi głę­bo­ko w prze­szłość i kieł­ku­je z na­sion od daw­na spo­czy­wa­ją­cych w uśpie­niu.

*

Mury wzno­szą się i sta­no­wią uspra­wie­dli­wie­nie tego, że tkwi się w miej­scu, bra­my zaś wy­ma­ga­ją przej­ścia.

*

Na­dzie­ja to dar, któ­re­go nie mu­si­my się wy­rze­kać, moc, któ­rej nie mu­si­my się wy­zby­wać.

*

Opo­wie­ści wy­ła­nia­ją się z mro­ku i wy­cho­dzą na ja­sne świa­tło dzien­ne. I choć na sce­nie roz­gry­wa się dra­mat na­szej bez­sil­no­ści, mrok skry­wa se­kret na­szej mocy.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz