niedziela, stycznia 31, 2021

4119. Zamykając czytelniczy rok (II)

Broniłam się przed tą książką kilka miesięcy i cały 2020 rok. Dobrze mi szło, ale kilka dni temu w korespondencji z niesamowitą kobietą wypłynął Autor — wypłynął w samych superlatywach. Klik, klik, może jest coś nowego? Nie ma. Jest Ginczanka i ja (za głupia na Zuzannę).

Otwieram darmowy fragment, by upewnić się, że naprawdę jestem wciąż za głupia na tę książkę. Dwa akapity i… po mnie! Rzucam dwie książki, które mnie zajmują. Wpadam w tę książkę, wyjmuję z niej Poetkę, wpadam w Jej wiersze po uszy, kończę tomik i wracam do pierwszej z dwóch, odkładam po rozdziale, ląduję w tej książce na troszkę, odkładam, wciąż w drodze między pierwszą i tą, pierwsza, ta, pierwsza, ta… dopóki nie skończę obu. Druga odzywa się cichutko, ale z wyrzutem: a ja? Już do ciebie wracam.

Ginczanki nie czuję, ale miłość i pasję Autora czuję i uwielbiam. I dlatego ta książka jest pyszna. Autor — to, że poeta, ma kolosalne znaczenie w tej książce. Przyjaciel Autora samym swoim istnieniem i miłością do języka polskiego jest współ­win­ny istnienia tej książki — to niewymieniony na okładce współautor.

Lecz tylko próbować się liczy. Iść za bolesnym, osza­la­łym instynktem jedynej rzeczy, która ma sens, lecz jej sensu nie znamy.

*

Kiedy powinniśmy zacząć opowiadać? Czy w chwili, kiedy dowiedzieliśmy się już wszystkiego, czy kiedy nie wiemy nic albo prawie, a tym „prawie” jest intuicja, że ten ktoś zagęszcza w sobie coś ważnego dla nas, choć nie wiemy, ani co to jest, ani co w ogóle dla nas jest ważne?

*

Z perspektywy tego, co stało się potem — nie tylko jej śmierci, lecz przede wszystkim zachowania polskiej dozorczyni lwowskiego mieszkania Zuzanny, Chominowej, która ją zadenuncjowała — jakoś przerażająco wygląda jej wybór. W domu mówiło się po rosyjsku, ale ona postanowiła być polską poetką. Mogła postanowić inaczej.

*

Już mnie uwiera to pisanie o Ginczance. Męczy. Wyżyma. Czuję, że powinienem dać komuś za Ginczankę w pysk…

*

Podobno Zuzanna „liczyła” jeszcze na to, że trafi do Auschwitz („liczyć na Auschwitz” — tego by nikt nie wymyślił). Stało się inaczej — pod koniec 1944 roku Zuza i Blumka zostały rozstrzelane na wzgórzu w Płaszowie.

*

Z upływem czasu zmieniają się nazywalne motywacje, lecz rdzeń wciąż jest ten sam i tkwiąc w nas niezmiennie, daje szansę, byśmy po latach doszli do tego, co w nas najważniejsze.

*

[…] pisała na przykład: „Nie jestem niczym innym,/ jak mądrą odmianą zwierząt/ i niczym innym nie jestem,/ jak czujną odmianą ludzi”. A co to za autorka, to sobie zgadnij. […]
     […]

      Nic z tego, Sylwek, [Silvano De Fanti, włoski tłumacz z j. polskiego]
     nie zgadłeś!
        Ani Jasnorzewska-Pawlikowska, ani Poświatowska, ani zespół O.N.A. (swoją drogą skąd Ty, u diabła, znasz Agnieszkę Chylińską?).
        Poetka nazywa się Zuzanna Ginczanka.

*

Oprócz samej siebie nie znam innej dali.
// Zuzanna Ginczanka

*

[…] uzmysłowiłem sobie, że istnieje coś takiego jak pamięć o ludziach i zdarzeniach i pamięć własnej pamięci czy raz już opowiedzianych wspomnień. I są to dwie różne pamięci.

*

[…] po cóż byłoby pisać i myśleć, gdyby nie wiązało się to z ryzykiem?

*

No, teraz lepiej.
 
ZUZANNA
Lepiej, bo gorzej?
 
REŻYSER
Tak, lepiej, bo gorzej. Sama wiesz, jak jest.

*

Często dzieci coś wiedzą, ale nie wiedzą skąd.

*

Lokomotywę, o której wszyscy myślą, że jest o maszynie, a to może o gru­bej babie, która nagle się zakochała i poczuła leciutka jak piłeczka, jak „frasz­ka, igraszka, zabawka blaszana”… Sama pomyśl: „Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha…”. Przecież to czysta erotyka dla grubasów, żaden tam utwór dla dzieci…
 
ELŻBIETA (rozbawiona)
Boże, a ja tyle razy czytałam Jureczkowi…
 
ZUZANNA
I dobrze! Bo to także dla dzieci, tyle że każdy rozumie z tego, co chce…

Jarosław Mikołajewski, Cień w cień. Za cieniem Zuzanny Ginczanki,
Dowody na Istnienie, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

Wygłupiasz się, prawda? Nie myślisz, że to by było możliwe.
 
ZUZANNA
Bo głośno czy bo wesoło? Czy dlatego, że z tobą?

*

Co ma się dziać, już właśnie się dzieje…

*

Zbyt rzadko mnie to dziwi, a powinno.
Budzę się zwykle w roli spóźnionego świadka,
kiedy cud już odbyty,
dzień ustanowiony
i zaranność mistrzowsko zmieniona w poranność.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz