poniedziałek, stycznia 18, 2021

4102. Wszyscy jesteśmy Amerykanami, niestety!

Czterysta trzydzieści książek później na mojej czytelniczej drodze, ze świadomością, że inna książka Autora wciąż na stosiku czeka na moją uwagę i czas.

Informacja o tej publikacji dotarła do mnie trzy dni po premierze. Mój wewnętrzny ibukosknera niewiele miał do powiedzenia. Klik, klik. Nie zdążyłam przerzucić na czytnik. Jeden popołudnio-wieczór i po lekturze. To było dwa dni temu, dokładnie sto stron przed końcem Muminków — musiały poczekać. Wybieranie cytatów trwa­ło, bo wczoraj starczyło mi siły tylko na Muminki.

Podobnie jak O tyranii jest to książka arcyważna i obo­wiąz­ko­wa. Po ostatnim po­by­cie na SORze rozumiem, dlaczego ludzie wolą umierać w domu — ja też wolę. Po prze­czy­ta­niu tej książki nareszcie zrozumiałam, dlaczego większość lekarzy w kon­tak­cie z pacjentami (trwającym jak dobrze pójdzie dwie do czterech minut) sprawia wrażenie oderwanych od rzeczywistości kretynów — nie mogą inaczej — taki system. Nie jest łatwo pogodzić się z myślą, że nie trzeba jechać do Ameryki, by system medyczny olewał cię bez próby ukrycia tego faktu.

Pisanie jest dla mnie częścią terapii, gdyż moja własna niemoc ma znaczenie tylko o tyle, o ile pomaga mi zrozumieć naszą ogólniejszą chorobę. Przypominam sobie miejsca, w jakich nie powinienem był się znaleźć, oraz rzeczy, które nie powinny były się przydarzyć mnie ani nikomu innemu, i chcę nadać im sens.

[…] życie toczy się naprawdę wyłącznie wtedy, gdy nie chodzi tylko o mnie.

Kiedy ktoś umiera, możemy sobie powiedzieć, że tak musiało być, że stało się tak z jakiegoś powodu, że była to wola Boża. Ta wiara powstrzymuje nas przed kwestionowaniem systemu komercyjnej opieki zdrowotnej, który traktuje nas jak źródło zysku, a nie jak dzieci Boga. […] Nie jestem prze­ko­na­ny, czy Bóg chce, by moi współobywatele cierpieli i umierali po to, aby ko­mer­cyj­na medycyna mogła uczynić garstkę ludzi bogaczami.

[…] trzeba zdać sobie sprawę, w jaki sposób polityka zmienia praktyki, a praktyki zmieniają normy.

Wolność to wybór, ale możemy wybierać tylko spośród opcji, które widzimy. Tkwiąc w pułapce strachu, widzimy wszystko w binarnych kategoriach: my albo oni, walka albo ucieczka.

Oświeceniowym mottem było: „Miej odwagę być mądrym”.

[…] duże zbiory danych to nie to samo, co wiedza, której ludzie potrzebują, aby żyć. Wartości takie jak życie, zdrowie czy wolność nie mają znaczenia dla maszyn.

Słowo „dane” nie oznacza tego, co kiedyś. Teraz oznacza ono rzeczy, których nie wiemy. Firmy z branży mediów społecznościowych mają wiedzę o tobie, ale ty nie masz wiedzy o nich — nie wiesz, co o tobie wiedzą, jak się tego dowiedziały ani jak zamierzają to wykorzystać. Duże zbiory danych do­ty­czą zazwyczaj tego, jak można manipulować naszym umysłem dla zysku, a nie tego, jak moglibyśmy lepiej iść przez świat.

Żadna platforma społecznościowa nie może poprawić stanu naszego zdro­wia, gdyż każdy algorytm, któremu wyznaczono by taki cel, za­le­cił­by lu­dziom wyłączenie komputerów, umycie rąk i podjęcie aktywności fi­zycz­nej. Żadna platforma społecznościowa nie może działać na rzecz wolności, gdyż celem takich platform jest uzależnienie użytkowników.

W wypadku szpitala ciało ludzkie jest przedmiotem, który ma zostać do­star­czo­ny, zmodyfikowany i odesłany we właściwym czasie. Na miejscu nigdy nie powinno być za dużo ani za mało ciał. Celem jest optymalna liczba ciał na optymalnej liczbie łóżek. Dobrzy lekarze, dobre pielęgniarki i dobre salowe cały czas próbują opierać się tej logice, ale to syzyfowa praca.

Ciało daje przychody, jeżeli jest w odpowiedni sposób chore przez od­po­wied­ni czas. Niektóre rodzaje schorzeń, zwłaszcza te uleczalne (lub uwa­ża­ne za ule­czal­ne) przy użyciu chirurgii i leków, przynoszą pieniądze. Nikt nie ma motywacji ekonomicznej, aby utrzymać pacjenta w zdrowiu, zapewnić mu dobre samopoczucie, a nawet zachować go przy życiu. Zdrowie i życie są wartościami ludzkimi, a nie finansowymi; nieregulowany rynek leczenia naszych ciał generuje rentowne choroby, nie zaś dobre samopoczucie u ludzi.

Kiedy czytałem swoją dokumentację medyczną, uderzyło mnie, jak często lekarze wpisują to, co jest dla nich wygodne, a nie to, co jest zgodne z praw­dą. Trudno ich za to winić: są więźniami kosz­mar­ne­go systemu ewidencji, który pochłania ich czas i nasze pieniądze.

Specjaliści od zysku wkroczyli w przestrzeń fizyczną i mentalną, która była dotąd zastrzeżona dla specjalistów medycznych.

[…] to, co jest zyskowne, nie jest tym, co zapewnia zdrowie.

Niezależnie od tego, gdzie mieszkamy, i niezależnie od tego, na co cho­ru­je­my, nie jesteśmy rzeczami, lecz ludźmi i czujemy się lepiej, gdy jesteśmy traktowani jak ludzie. Każdy z nas trzyma pochodnię wściekłości, która buntuje się przeciw śmierci. I każdy z nas jest deską tratwy, która płynie przez życie z innymi. Zdrowie jest naszą wspólną słabością, a zarazem wspólną szansą na stanie się bardziej niezależnymi. […] Aby zyskać wol­ność, potrzebujemy zdrowia, a żeby móc się cieszyć dobrym zdrowiem, potrzebujemy siebie nawzajem.

Timothy Snyder, Amerykańska choroba. Szpitalne zapiski o wolności,
przeł. Bartłomiej Pietrzyk, Wydawnictwo Znak, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

Jak przypomina nam Frederick Douglass: „cała historia postępu ludzkiej wolności pokazuje, że wszystkie ustępstwa poczynione jak dotąd wobec jej szlachetnych roszczeń były wynikiem zażartej walki”. Wyleczenie naszej choroby będzie wymagać walki. Początkiem tej walki jest stwier­dze­nie, że opieka zdrowotna to prawo człowieka.

Gdyby opieka zdrowotna była dostępna dla wszystkich, bylibyśmy zdrowsi nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Życie byłoby mniej niespokojne i samotne, gdyż nie mielibyśmy poczucia, że nasze przetrwanie zależy od względnej pozycji ekonomicznej oraz społecznej. Bylibyśmy nieporównanie bardziej wolni.

Sprzeciwianie się opiece zdrowotnej w przekonaniu, że daje ona korzyści tym, którzy na nią nie zasługują, przypomina zepchnięcie kogoś innego z urwiska, a następnie skok za nim w przekonaniu, że upadek zostanie zamor­ty­zo­wa­ny przez zwłoki zamordowanego przez nas człowieka. To jak gra w rosyjską ruletkę, tyle że do bębenka swojego rewolweru wkładamy jeden nabój, a do broni rywala dwa.

Potrzebujemy systemu solidarności, którego nie może sa­mot­nie zbudować żadna jednostka, ale z którego korzyści odnosiliby wszyscy.

Skoro prawda nas wyzwala, ludzie, którzy nas uciskają, prawdzie tej się sprzeciwiają. W wypadku każdej katastrofy, zwłaszcza spowodowanej przez nich samych, tyrani znajdą sposób, aby obwinić innych i uspra­wied­li­wić siebie, zarazem mówiąc nam to, co chcemy usłyszeć.

Kiedy Donald Trump dał jasno do zrozumienia, że jego priorytetem jest niska liczba zakażonych Amerykanów, najprostszym sposobem na zadowolenie tyrana było ich nie liczyć.

Gdyby lekarze podejmowali decyzje, nie próbowaliby walczyć z pandemią bez niezbędnego sprzętu. Gdyby to oni mieli władzę, nie musieliby dzień po dniu — całymi miesiącami — wchodzić do pomieszczeń pełnych zakażonych ludzi bez odpowiedniego zapasu masek.

Jego [Donalda Trumpa] koncentracja na zagranicznym źródle „winy” oznaczała, że na miejscu winny nie był nikt. Kiedy nikt nie ponosi odpowiedzialności, nikt nie musi też niczego robić.

Po akceptacji ignorancji i śmierci kolejnym krokiem polityków są pogróżki oraz wskazywanie winnych. Dziennikarzy, którzy zadają trafne pytania, oraz lokalnych liderów, którzy próbują ratować życie ludzkie, trzeba usunąć poza nawias, gdyż obnażają tchórzostwo autorytarnych przywódców. Politycy, którzy powodują swoimi czynami masowe zgony, jak Donald Trump, przedstawiają ten rezultat jako nieunikniony i niezawiniony przez siebie — jako dzieło wrogów, a następnie dokonują przyporządkowania ofiar w korzystny dla siebie sposób. Śmierć oraz strach przed nią stają się zasobami politycznymi. Zamiast zapewnić wszystkim opiekę zdrowotną, tyran będzie patrzeć, jak ludzie umierają, i spróbuje utrzymać się u władzy, manipulując gwałtownymi emocjami ocalałych.

Tam, gdzie media społecznościowe zniszczyły lokalne dziennikarstwo, panują nieufność i ignorancja. Nie chodzi tylko o to, że brakuje faktów; chodzi o to, że media społecznościowe rozpowszechniają wierutne kłamstwa, w tym na temat pandemii, które nigdy nie trafiłyby do druku w gazecie.

Nie możemy być wolni bez zdrowia i nie możemy być zdrowi bez wiedzy. Tej wiedzy nie możemy wygenerować samodzielnie jako jednostki: potrzebujemy powszechnej wiary w wartość prawdy, profesjonalistów zajmujących się dostarczaniem faktów oraz solidnych instytucji, które będą ich wspierać. Jest to przykład paradoksu wolności: nie możemy być sobą bez pomocy i nie możemy żyć w samotności bez solidarności innych. Równowagę między samotnością a solidarnością możemy osiągnąć tylko wtedy, gdy żyjemy we wspólnym świecie faktów, które pozwalają nam dostrzec ogólniejszy sens naszych działań.

Żadna propaganda nie jest w stanie ukryć podstawowego faktu o amerykańskim komercyjnym systemie opieki zdro­wot­nej: płacimy ogromne kwoty za przywilej umierania młodziej.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz