niedziela, stycznia 17, 2021

4101. Strajkowe czytanie (XI)

W tej części Muminki pojawiają się daleko na horyzoncie jak dobry powód do rozpisania ról do kolejnego sezonu, na który może i była ochota, ale nie starczyło zasobów.

W ten sposób dziewiąta część jest ostatnią. Soczysta, zwarta i tęskniąca za Muminkami. Ciekawe, ilu dzieciowych czytelników, czytając tę część, będzie wiedziało, co to fajerka.

Koniec. Więcej Muminków nie ma. Strajk Kobiet przycichł, ale wróci z hukiem, założę się.

Są tacy, co zostają w domu, i tacy, co odchodzą. Zawsze tak było. Każdy może sam wybrać, ale musi to zrobić, póki jesz­cze czas, i w żadnym razie nie rozmyślić się.

Bardzo powoli, rozstając się z bliskim już bezpieczeństwem, odchyliła się do tyłu, aż do nieubłaganej granicy, za którą runęłaby w przepaść, ale za­trzy­ma­ła się na niej na moment trwający jakby jeszcze jedną wieczność, a po­tem opadła z powrotem w przód.

     — Nie przejmuj się, nie ma tu nic gorszego niż my sami.
     — Gniewa się? — zapytał Wuj Truj, który akurat był w salonie.
     — Boi się — odparła Mimbla, wchodząc na schody.

[…] zdziwiony dom patrzył na wszystkie strony świata przez świeżo umyte okna.

     — Znowu czytałeś! – zauważył Paszczak. – To niebezpieczne tak dużo czytać. Posłuchaj no. Lubisz wyciągać gwoździe?
     — Chyba nie — odparł Homek.
     — Jeżeli cokolwiek ma być zrobione — wyjaśniał mu Paszczak — to zawsze jest tak, że jeden buduje, a drugi znosi deski. Albo jeden wbija nowe gwoździe, a drugi wyciąga stare. Rozumiesz?
     Homek nic, tylko patrzył. Wiedział, że on jest tym drugim.

Taki się czułem szczęśliwy przez cały dzień. Co to było, że wszystko wydawało się takie proste?

Spróbowała jeszcze raz i jeszcze, bardzo ostrożnie przenosiła się z dźwięku na dźwięk, aż znalazła pierwszy, następne same już przyszły. Melodia uciekła jej, ale potem znowu wróciła. Na pewno trzeba wyczuwać, a nie szukać.

Znowu zaczęło padać. Nasłuchiwała uważnie, ale nic nie było słychać prócz deszczu. To, czego się bała, zniknęło.

Kiedy wrócili do kuchni, Wuj Truj powiedział do Filifionki:
     — Taka znowu STRASZNIE młoda to ty nie jesteś…

     — […] A więc ty nic nie potrafisz? Ale potrafiłeś się roz­złoś­cić, co? Tylko że potem wszystko popsułeś, chowając się pod stół.

Za późnoście się wszyscy urodzili i nie macie pojęcia o tym, co eleganckie. Nawet nikt z was żadnej szarady w swoim życiu nie widział!

     — Będzie śnieg — powiedział Włóczykij.

Następnego rana spadł śnieg, leciały z nieba małe, twarde płatki. Zrobiło się strasznie zimno.

[…] czuł, że Paszczak się boi. A Paszczak odpowiedział:
     — To by było cudownie.
     […] A więc takie to jest uczucie — myślał. — Tak wygląda żeglowanie. Świat wywraca się do góry nogami, a ty wisisz na samiusieńkim brzegu bezdennej przepaści, marzniesz, wstydzisz się i żałujesz, kiedy jest już znacznie za późno, żeś się w ogóle wybrał. Żeby on tylko nie zauważył, jak się boję.

Nie chcę mieć przyjaciół, którzy są mili, choć wcale mnie specjalnie nie lubią, ani też nikogo, kto jest miły tylko dlatego, żeby nie być niemiłym.

     – Co to było, to ostatnie słowo? — spytał Wuj Truj, który cały czas łapką nastawiał ucho. Miał dobry słuch, dopóki wiedział, o czym jest mowa. A to przecież było prawie zawsze wiadome.
     – Agresywność — powtórzyła Mimbla głośniej.
     – Nie krzycz, nie jestem głuchy — odpowiedział automatycznie Wuj Truj. — Co to takiego?
     – To jest to, co się pokazuje, jak ktoś jest zły – objaśniła Filifionka.

     — Ja się tak strasznie staram! — wybuchnął idący za nim Paszczak. – Tak okropnie chcę!
     Włóczykij wydał swoje charakterystyczne, nieokreślone mruknięcie, oznaczające, że usłyszał, ale nic nie ma do powiedzenia.

     – Nietrudno go mieć — roześmiała się Mimbla. — Wystarczy go sobie wyobrazić – i jest kot!

     — A ty kiedy pójdziesz?
     — To zależy — odparł Włóczykij.

Tove Jansson, Dolina Muminków w listopadzie, [cykl],
przeł. Teresa Chłapowska, Nasza Księgarnia, Warszawa 2014.


okładka z wcześniejszego
(pamiętanego z młodszych czasów)
wydania, bo to z 2014 roku
beznadziejne.

Wrócili do domu, żeby się napić kawy; tym razem pili ją wspólnie i mieli nawet spodki pod filiżankami.

Naprawdę przyjemnie było żyć!

Chciał, żeby cała dolina była pusta, żeby było w niej miejsce na wielkie sny; potrzebuje się przestrzeni i ciszy, żeby móc coś kształtować z odpowiednią pieczołowitością.

Nie ma nic przyjemniejszego i nic prostszego, jak czuć się wygodnie.

Teraz nareszcie wiedział, co zrobi, to było całkiem proste! Przeskoczy przez całą zimę i jednym długim susem znajdzie się w kwietniu. Nie ma powodu do zmartwień, absolutnie żadnego! Wystarczy zrobić sobie przyjemny dołek do spania i niech się świat toczy dalej własnym torem. A kiedy się obudzi, wszystko będzie tak, jak powinno być.

Toft nastawił twarz do wiatru i usiadł, żeby czekać.
     Teraz nareszcie mógł czekać.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz