niedziela, stycznia 10, 2021

4095. Istoty niebanalne (II)

Smoku prawie rok temu podarował mi tę książkę, mając pewność, że mnie za­chwy­ci. Zaczęłam prawie od razu. Wspaniały język, ale materia (pozbawiona sierści) mę­czą­ca. Odłożyłam.

Zielsko osiedlowe, Saxifraga, zielnik, jesień, zima, Saxifraga z poleceniem Autorki u Nogasia w audycji o książ­kach. Audycja. Wróciłam.

Poezja zielonej Poetki prozą pisana. Zagłuszała tęsknotę za osiedlowym zielskiem, na którego świeżą zieloność trzeba jeszcze trochę poczekać. Kawałeczek. Odłożyć. Kawałeczek. Odłożyć.

Aż pojawiły się w książce drzewa i rośliny ruderalne. Nie mogłam już odłożyć. Smoku miał rację, zachwyciła mnie ta książki. Zachwyciła mnie każda spotkana w książce Istota.

Szatkujemy nasze terytoria w trójwymiarową kratkę. Tylko tak. A przecież nie ma teorii fizycznej, która by nas w tej wierze upewniała: że na świecie istnieją tylko trzy wymiary, nie ma dowodu, że tu tak jest strasznie prosto. Sami to wymyśliliśmy. Czy dlatego, że to, co trudno jest wyrysować w wyobraźni, staje się niemal niemożliwe do wyrażenia językiem?

Wciąż za oknem jest światło, patyki, badyle, powietrze i jeszcze my.

W przyrodzie zachwycają nas porody liści i owoców, zapach olejków ete­rycz­nych z owulujących kwiatów, puchate futerka, mleczne zęby, różowa skó­ra i kocięta. A przecież i tak wszystko to musi umrzeć. Dokładnie tak sa­mo, jak zechciało powstać, wyłonić się z gęstwiny nieprawdopodobieństwa: że właśnie ty tu teraz jesteś, powstały z mi­liar­dów możliwości, wygrałeś jak to jabłko, po które sięgasz, i po­wie­trze, którym oddychasz.
     Poznanie podstaw genetyki generuje wielkie zdziwienie, niedowierzanie także we własne istnienie. Nie chodzi o emocjonalne uniesienia, bo to tylko matematyka, prawdopodobieństwo i straszliwie mała liczba w wyniku tej kalkulacji.

Każdemu przytrafiają się bowiem zaburzenia w ciągłości istnienia, znamy je dobrze. U roślin objawiają się one potem chaotycznymi incydentami w sy­me­triach komórek, życiowym bałaganikiem, jakby to było zwykłe ro­ślin­ne prze­języczenie w trakcie zdeterminowanego porządku co­dzien­ności.

Przyglądam się lipom od dawna. Na razie nauczyły mnie, że nie zawsze drzewa będą stawiać opór materii, czasem się poddają, rozrysowując żyły włókien tuż pod korą, naciągną je, zasznurują, by w środku pozwolić sobie na miękkość i łagodny stan bez wojny i naprężeń na granicy życia.

Nic się nie zmieniło. Zmieniam się ja.

Jesteśmy zbudowani z tych samych liter dziewięćdziesięciu pierwiastków i umieszczeni w tej samej fizycznej przestrzeni, sprawiedliwie roz­po­rzą­dza­ją­cej swoimi prawami, którym podlegamy naprawdę bez wyjątku.

Myślę, że w świecie następujących po sobie, w sobie i ze sobą zjawisk oży­wio­nych i nieożywionych nigdy nie możemy tego [prawdziwego po­cząt­ku choroby rośliny]  jednoznacznie określić. Nawet strzał pioruna ma swój początek w chmurach, a te w oceanach, morzach, kałużach i w roz­lanej herbacie.

To nie to. Nikt nie uwierzy, nikomu nie wolno pokazywać. Ale popatrzeć można.

Znajomość reakcji roślin na środowisko, na inne istoty, także te, które je zjadają albo szukają w nich niszy do życia, jest u ludzi wciąż dość niska, a w głównej mierze bardzo wybiórcza. Trudno odnaleźć wszystkie nici gma­twa­niny zależności biosfery. W przyrodzie przeplatają się niezliczone drogi bytów, które mają swoje źródła w każdej chyba strefie istnienia i nieistnienia.

Na kawałku trawy, między chodnikiem a asfaltem, eks­plo­du­je wiara w przetrwanie. Przydrożna kapliczka dla bez­na­dziej­nych i skończonych.

Bo w stolicy będą kiedyś szumieć graby, a po Marszałkowskiej harcować lisy. Naturalnie pod jednym tylko warunkiem — gdy damy im spokój i pójdziemy stąd na jakiś tysiąc lat.

[…] w nieznośnej niemocy można tylko milczeć.

W trakcie studiowania ruchów roślin niebywałe wydawało się też to, że rośliny rosną tylko wtedy, gdy tańczą. Albo inaczej: one tańcząc, rosną, a ten proces również odbywa się w synchronizacji z Księżycem.

Urszula Zajączkowska, Metamorphosis of Plants,
Patryk Walczak, Polski Balet Narodowy.

Tańcząc, opisują swoją wzajemność i swoją odrębność. Dotykają się. Dotyk roślin w grupie, rytm ich wspólnego ruchu, głaskania się i odpychania, jest jednym z sygnałów zaświadczających, że nie jest się samemu i że kierunek wzrostu został obrany prawidłowo, bo jest bardzo podobny do tego, jaki jest u innych, bliskich.

Prawdziwy cud przemienienia wody w krew dzieje się w naturze, gdy karmiony łąką skowronek złoży jaja, gdy wylęgają się kijanki, gdy urodzi się szczur.

[…] podpatrując rośliny, nie powinniśmy widzieć w nich stworzeń nie­do­sko­na­łych, niezbyt rozwiniętych, według jakichś ludzkich kryteriów gor­szych, lecz po prostu innych.
     Inność roślin wyraża się głównie tym, że one w zdecydowanej większości nie muszą nikogo i niczego zabijać, by się odżywiać, wzrastać i zasiedlać, oraz tym, że są przykute do miejsca na zawsze, są więc jeszcze bardziej współodczuwające z otoczeniem. Muszą. Nie uciekną.

Wzrost roślin jest bowiem ciągłym dialogiem ze środowiskiem i grawitacją, niekończącymi się ustępstwami albo i upartym stawianiem na swoim, skazującym nierzadko na ostateczną odprawę w gestach ewolucji. Bo rośliny, które nie słuchają otoczenia, muszą umrzeć.

[…] odrębna jest anatomia każdego gatunku drzewa. Nie to co pudel i jam­nik, które w środku wyglądają niemal tak samo. W końcu nie ma atlasów anatomii poszczególnych ras psów. Wątroba to wątroba, a aorta to aorta. A brzoza w środku wygląda zupełnie inaczej niż wierzba czy topola, a dąb czerwony jest różny od czeremchy.

Urszula Zajączkowska, Patyki, badyle,
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

[…] kot może być blisko, ale jak on chce, można mu patrzeć w oczy, ale do momentu, który on przyjmie za ostateczny. Może domagać się dotyku, gdy będzie tego potrzebował i do czasu, który też on ustala. Niekiedy wykaże się łaską i wskoczy na kolana. Aby go głaskać lub grzać. Bo kot przede wszyst­kim wymaga od nas elementarnego szacunku i uznania. To samo pokrzywa.

Ale spróbuj się zbliżyć, zauważyć ją, kiedy tego nie chce, spróbuj, proszę. Zaraz wyciągnie pazur, ząb, włosek, który wciśnie w twój ciekawski pa­luch, bez wysiłku. Właściwie wysiłek bierzesz na siebie ty. Więc po co tam idziesz?

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz