wpis przeniesiony 1.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Za dużo czytasz — diagnozę postawił wczoraj Biały Kruk. Za dużo to jest stopni Celsjusza, a lawinie literek, która zeszła, trochę Biały Kruk jest „winny”.
Trzy książki. Trzy różne gatunki. Autor jeden. W niepełne trzy dni. „Przez” Białego Kruka i temperaturę, która skutecznie zwala mnie z nóg.
Prolog. Przyczyna: wolno jem. Żuję długo. Przerwy na zamyślenia między i w trakcie kęsów robię. Tak mam i już. Niedzielne śniadanie w Małej Danii wszyscy połknęli, zebrali naczynia, polecieli do swoich spraw. Skutek: dopijałam samotnie miętę cytrynową w towarzystwie rozmowy Michała Nogasia z Autorem (DF, 24.07.2017). Kilka zdań Autora spowodowało, że książki, których okładki do tej pory skutecznie mnie od siebie odrzucały, zapragnęłam przeczytać. Pierwsza, czyli ta poniżej, mnie zachwyciła wiarą, nadzieją, miłością, sensem i czynem, nie cierpieniem.
Epilog. Drugą powolutku zacznę dziś wieczorem, ale po drodze z ciekawością przeczytałam trzecią i czwartą. Jest jeszcze piąta, ale dopiero po drugiej.
Modlę się za oraz do.
*
W kontaktach z uchodźcami Europejczycy najbardziej boją się świerzbu. A świerzb to jest głupstwo. Natychmiast go wyłapujemy i leczymy od ręki jednorazową dawką leku. Często powtarzam, że wolę mieć cztery razy do roku świerzb niż raz grypę, bo na grypę się umiera, a na świerzb nikt nigdy jeszcze nie umarł.
*
Lampedusańczycy są porządni, uczynni. Ale system niesienia pomocy funkcjonuje i bez nich. Nie funkcjonuje cała reszta. Ratujemy tych ludzi, bo ratować i pomagać jest rzeczą słuszną. Konieczną. Bóg wie, ilu utonęłoby w morzu bez tej pomocy. Ale dlaczego pozwala się im podejmować takie ryzyko? Dlaczego pozwala się im decydować na taką podróż? Dlaczego wzbogacamy tych sukinsynów po drugiej stronie, którzy organizują przeprawy? Tych bandytów? Powiedziałem kiedyś prowokacyjnie: zmieńmy to, sami zarabiajmy na uchodźcach. Wydajemy górę pieniędzy: na okręty wojskowe, helikoptery, lekarzy, policję. Ile milionów idzie na to wszystko? A ci biedacy i tak wciąż cierpią, wciąż giną. Powiedzmy im: po co masz płacić tym, którzy nie gwarantują ci bezpieczeństwa? Zapłać nam, my przewieziemy cię bezpiecznie i komfortowo. Zarobilibyśmy krocie! To oczywiście prowokacja, ale te sukinsyny biorą do kieszeni za jeden duży transport od miliona do półtora miliona euro. Syryjczycy płacą pięć, sześć tysięcy euro na głowę. Pomnóż to przez setki osób. Na razie bandyci wciąż się bogacą, my wciąż wydajemy pieniądze na pomoc, a ci biedacy wciąż umierają w morzu.
*
Nie, na Lampedusie nikt nam nie pomaga… Pani burmistrz? A skąd! Ma ważniejsze rzeczy na głowie. Nigdy tu nawet nie zajrzała… Ksiądz? Nic podobnego! Papież sobie, proboszcz sobie. Nie sądzę, żeby zajrzał do Pochwalony bądź, ekologicznej encykliki papieża Franciszka.
Wiesz, co powiedział mi ksiądz z Linosy? To było wtedy, kiedy umierał mój stary pies. Dogadzałam mu na koniec życia, jak tylko mogłam. Któregoś razu wzięłam go na ręce, bo sam już nie chodził, i zabrałam do rzeźnika. Stanęłam w kolejce i rozmawiałam z nim tak, jak rozmawia się z członkiem rodziny. „Co byś zjadł? Czy masz apetyt na coś, czego nigdy w życiu nie jadłeś, a zawsze chciałeś?”. W końcu postanowiłam kupić mu pierś kurczaka. W kolejce stał przed nami ten ksiądz, słyszał naszą rozmowę. W pewnej chwili odwrócił się i powiedział: „Wiesz, ja należę do gatunku, który karmi ludzi”. Na co ja: „A ja należę do gatunku, który karmi głodnych”.
*
Giacomo jest artystą, pieśniarzem, poetą. […] wiersz […]
Jesteśmy tym samym pyłem, który błąka się
po wszechświecie, czekając na miłość […]
— Radykał — pyta Giacomo. — Dlaczego? Bo jestem krytyczny? Owszem, jestem. Głównie wobec siebie.
*
Jest biblioteka, ale to jeszcze nie kultura. Kultura to czytanie, rozmowa, próba rozumienia, wymiana myśli.
*
– Odnoszę wrażenie – mówi – że tak naprawdę zależy nam jedynie na tym, by ratować nie ludzi, tylko własne sumienia. A to mnie nie interesuje. Ja już jestem zbawiony. Albo skończony, nie wiem. W każdym razie to, co teraz robimy, jest egoistyczne. Każdy myśli tylko o tym, jak pokazać swoje człowieczeństwo i humanitaryzm. Tymczasem wszyscy, dosłownie wszyscy jesteśmy współwinni.
Sprawiliśmy, że uchodźcy nie mają innego wyboru. Muszą uciekać, bo stracili dom i rodzinę, pracę, ziemię, wodę i powietrze. Co więc mają robić?
Zresztą dla mnie nie istnieje coś takiego jak imigranci. Są osoby. Już sam podział na my i oni jest początkiem nieporozumienia.
*
[…] siadam na ziemi, przytulam psy. Któregoś popołudnia zasypiam przy jednym z nich. Gigant o żółtej sierści przyjmuje to jak pieszczotę, która należy się wszystkim stworzeniom.
*
[…] w tych rzeczach jest nić. I rozumiem, że rzeczy nie rodzą się po nic, nie przychodzą znikąd. Jest w nich zawsze jakaś historia, rodowód, węzeł. A ludzie żyją tak, jak gdyby wczoraj nigdy nie istniało. […] Żyje każdy przedmiot. Ma energię, temperaturę. Ustanawia związek pomiędzy sobą a tymi, którzy na niego patrzą.
*
Pytam, co mówi mieszkańcom wyspy, u której brzegów umierają uchodźcy. Co im próbuje przekazać.
— Mówię, że to, co teraz się dzieje, to dla nich wielka szansa. Na najbliższej mszy powiem im, że przyszedł do mnie Polak, żeby porozmawiać. I gdybym powiedział mu prawdę, czyli że nie mam czasu, bo jestem umówiony, to ten Polak poszedłby do kogoś innego. A ja pozostałbym z moim niespotkaniem. Nie dowiedziałbym się, co straciłem. A straciłbym informację, że jestem kapłanem, od którego ktoś oczekuje, że coś powie ludziom w tej trudnej sytuacji. […]
Co jeszcze?... Powtórzę im to, co mówię codziennie: że ci ludzie z Afryki przychodzą, żeby powiedzieć nam, jak nas odbierają, kim dla nich jesteśmy. I po to, żebyśmy sprawdzili, czy znajdujemy w sobie tę łaskę, którą oni w nas dostrzegają, i czy potrafimy jej sprostać.
Kiedy ludzie milionami uciekają z Afryki do Europy, mówią nam, że dla nich jesteśmy bogaci i szczęśliwi. Inaczej by się tu nie zjawiali. Nie uciekaliby do nas od biedy. Mówią, że z ich perspektywy żyjemy w braterstwie i pokoju. Bo inaczej nie uciekaliby do nas od wojny.
I kiedy oni zadają nam swoje pytanie, bez słów, samym pojawieniem się w naszych domach, jesteśmy zdezorientowani. Bo my myślimy na ogół o sobie jako o źle opłacanych, niedocenianych, pomijanych, przepracowanych, poddawanych przemocy.
[…]
— …mówię wiernym, że najpoważniejszą przyczyną życiowej stagnacji jest czekanie na tę właściwą, dobrą okazję do prawdy i odwagi. Powtarzanie sobie, że „mamy oczekiwać innego”. Każda chwila jest tą okazją, innej może nie będzie. Ta chwila jest okazją jedyną: to, że miliony uchodźców widzą Europę, w tym Lampedusę, jako krainę dobrobytu, pokoju i wolności. I to w tej chwili musisz zmierzyć się z tym wyobrażeniem, jakie mają o tobie.
Jarosław Mikołajewski, Wielki przypływ,
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz