wpis przeniesiony 10.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Jakieś dwa tygodnie temu pan minister finansów był łaskaw podzielić się z opinią publiczną pomysłem, by odebrać małżeństwom bezdzietnym możliwość wspólnego rozliczania się. Od dwóch tygodni porusza mnie ta kwestia niebywale.
Po pierwsze, myślę o tych parach, które na rzęsach, również finansowych, bezskutecznie stawały, by dziecko mieć. Ważnym nie jest, co osobiście o tym myślę, lecz to, że nie tylko los im pokazał figę, teraz zrobi to fiskus, a jeśli, nie daj Boże, wzięli kredyt na owe rzęsy, tym gorzej dla nich — narodowy katolicki Bóg ukarał i miał rację.
Po drugie, dużo ważniejsze dla mnie, dotyka mnie niefrasobliwość z jaką państwo, zamiast budować społeczeństwo obywatelskie, odbierać ma zamiar ludziom prawo do wspólnego gospodarowania finansami. Boli mnie, że pan minister nie jest łaskaw zauważyć, że każda relacja dwojga ludzi, którzy w danym roku podatkowym prowadzili wspólne gospodarstwo domowe, powinna mieć możliwość skorzystania ze wspólnego rozliczania. Na dłuższą metę, zamiast dwóch obywateli, społeczeństwu bardziej opłacają się dwuosobowe rodziny bez względu na konfigurację (bez obligatoryjnego nadęcia katolicko-demograficznego), ponieważ kochający się w nich ludzie dbają o siebie nawzajem, pomagają sobie, a tym samym zwalniają państwo z dodatkowego obowiązku w razie trudności. Nie chcę żyć w kraju, w którym nie ceni się relacji między ludźmi. Te prawdziwe i trwałe są bezcenne. To jest rzeczywisty fundament społeczeństwa, o którym marzymy.
Myślę więc sobie, panie ministrze, zrób to, a po raz pierwszy w życiu zacznę na serio rozważać kroki, by w tym kraju nie płacić podatków wcale, bo powoli przestaje to być kraj dla ludzi.
***
Alex bardzo, bardzo dawno temu poleciła mi jedną z książek Jodi Picoult. Wówczas była wyprzedana. Po skończonej, a przed otrzymaniem zamówionej-poleconej, w zeszłą niedzielę pobiegłam do księgarni. Długo się nie zastanawiałam nad wyborem. We wtorek wieczorem przed północą było po książce i po łzach, które dzięki niej uroniłam. Doskonała! Historia przez kilka osób opowiadana, z innych perspektyw, z innych systemów wartości. Za to Autorkę cenię ogromnie. Również za niemały wkład, by zgłębić temat w realu, by głupot nie napisać. Perspektywa mężczyzny biorącego udział w procedurach in vitro bezcenna. Niczym w soczewce skupione wszystkie te kwestie, o których w tym kraju tak trudno rozmawiać. Piękna i mądra książka. Tyle że katotaliby, mohery, durnogłowe „polityki” i homofoby nigdy do niej nie zajrzą. Były bokser, co aspiruje do bycia durnogłowym, też nie zajrzy.
[...] Po pierwsze, homoseksualizm to nie styl życia, bo taka się urodziłam. Po drugie, pociąg do kobiet to nie mój wybór. Czuję go i już. Czy pan z wyboru ma pociąg do kobiet? Kiedy to się stało, w okresie dojrzewania? Po skończeniu liceum? Na rozmowie kwalifikacyjnej na studia? Nie. Homoseksualizm, podobnie jak heteroseksualizm, to nie wybór. I wiem to, bo kto na litość boską chciałby zostać gejem? Po cóż miałabym skazywać się na taki kierat, wyzwiska i znęcanie fizyczne, które przeszłam? Czy gdybym mogła wybrać, chciałabym, żeby tacy jak pan wytykali mnie palcami? Dlaczego miałabym dobrowolnie wybrać styl życia, jak pan to nazwał, w którym mam wiecznie pod górkę? Nie do wiary, że tak oświecony człowiek jak pan, który zjeździł pół świata, może być tak krótkowzroczny.
*
Karano mnie, ponieważ byłam sobą, a to, co chciałam powiedzieć — czego nigdy nie powiedziałam, aż gardło bolało mnie od milczenia — to „Co ja dla was znaczę?” i „Czemu nie zajmiecie się sobą?”.
*
Widok mężczyzn trzymających broń to norma,
w przeciwieństwie do mężczyzn trzymających się za ręce.
*
Wierzę, że taka przyszłam na świat, tak jak inni rodzą się hetero. Ale wierzę też, że zakochujemy się w CZŁOWIEKU, i płeć nie ma tu większego znaczenia. Często stawiam sobie pytanie, co zrobiłabym, gdyby miłość mojego życia okazała się mężczyzną. Bardziej pociąga nas to „kim” czy może „czym” jest druga osoba?
Sama nie wiem. Wiem za to, że osiągnęłam w życiu etap, gdy liczy się „na zawsze”, a nie „teraz”.
Wiem, że pierwsza osoba, którą całowałam, liczy się mniej niż ostatnia.
*
Nie znamy ludzi tak, jak nam się wydaje — łącznie z samymi sobą. Nie wierzę, że człowiek budzi się rano i stwierdza, że jest homo. Ale wierzę, że budzi się rano i stwierdza, że nie może bez kogoś żyć.
Jodi Picoult, Tam gdzie ty,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz