wpis przeniesiony 10.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Gdy słyszę kobietę, która zaczyna:
— My, matki, już tak mamy, że...
wiem, że to nie jest o matkach, tylko o martyrologii, o ukrytym pragnieniu, by być nie tylko w roli matki; o braku odwagi, o braku decyzji, o ofierze niepotrzebnie składanej na społecznym ołtarzu; nie o wychowaniu dzieci, lecz o chowaniu się za własne pociechy. To jest o wszystkim, tylko nie o byciu matką.
Kiedyś wypowiedzi tego typu doprowadzały mnie do szału, bo niby co, że niematki mają przywilej niedoświadczania określonych trzema kropkami trudności? Dziś, gdy padają w mojej obecności, wiem, że będąc w pełni obecną i czującą istotą, jestem matką bardziej niż wypowiadająca kolejne fonemy kobieta. Umiem zatrzymać się, zobaczyć i zrozumieć te trudności. Doświadczyłam ich w końcu nie raz, podobnie jak każdy człowiek. Różni nas tylko to, że ja je z uporem maniaka studiuję, szukając w nich ziarenek nowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz