sobota, grudnia 10, 2011

386. Umarłam i... wyśmienicie mi z tym!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Są słowa, które warto czytać powoli. Są zdania, które warto przeczytać ze zrozumieniem. Są przypowieści, którym warto pozwolić się zaczarować, by mogły zmienić mozaikę naszych myśli, wrażeń, poglądów. Trafiłam wczoraj na takie słowa, zdania, przypowieść:

Ktoś kiedyś zapytał słynnego mistrza medytacji:Jak można myśleć o szczęściu w tym świecie, gdzie wszystko podlega zmianom, nic nie jest stałe, gdzie żal i strata towarzyszą nam od momentu narodzin? Jak możemy oczekiwać bezpieczeństwa, kiedy widzimy, że nic nie jest takie, jak byśmy chcieli?” Mistrz spojrzał na niego z głębokim współczuciem, wziął do ręki szklankę i powiedział:Widzisz tę szklankę? Dla mnie ona jest już stłuczona. Bardzo lubię z niej pić. To wspaniałe naczynie na wodę, czasem pięknie odbija się w nim słońce. Kiedy w nie delikatnie stukam, wydaje przyjemny dźwięk. Ale jeśli strąci ją wiatr albo przewrócę ją ręką, spadnie na ziemię i rozbije się, a ja powiem wtedy: »No tak, to oczywiste«. Jeśli uświadomiłem sobie, że ta szklanka jest już stłuczona, wtedy każda chwila, gdy z niej piję staje się bezcenna. Każda chwila to po prostu objawienie. Nie ma potrzeby, aby było inaczej”.

Stephen Levine, Kto umiera?
Wydawnictwo szaFA, Warszawa 1999.

***

Przeczytałam. Poczułam jak każde ze słów dotyka głęboko ukrytą istotę mojego jestestwa i... westchnęłam. Nie mam pojęcia skąd ta ulga, gdy powiedziałam do siebie: umarłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz