piątek, października 19, 2012

576. O seksie przy Rosynancie

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Znacie to poruszenie, gdy pojawia się nowy członek rodziny? Pokaż zdjęcie! A ile waży? Ile mierzy? 10 punktów dostał! A jak ma na imię? O, jaki śliczny! Ochy, achy! Zachwyt uszami się wszystkim wydostaje. Przychodzą ciotki, babcie, drzwi się nie zamykają. Masz jeszcze jakieś inne zdjęcia? I telefony, i esemesy, i gratulacje, i esemesy, i telefony...

*

Przeżyliśmy coś podobnego dzisiaj rano. O 10.30 po zrobieniu zakupów, po wcześniejszym zaanonsowaniu się, że będę, wpadłam do pracy Sadownika, by ujrzeć nowego członka naszego Stada, którego już cała Sadownicza męska część Pracy zdążyła poznać. Wstępnie mówię na Niego Rosynant, choć o 8.00 rano, gdy jeszcze nie był stadny nazywany był Ślicznotką. Jest bardzo przystojnym nastolatkiem. Waży ponad dwieście kilo. Noooo! — powiedział z dumą Sadownik, gdy oglądałam zwierzę. Nie wiedzieć czemu, poczułam, że Bawarka jest teraz trochę bardziej moja i Heni — co tu gadać, dziewczyńska po prostu jest zbyt. Noooo! — mówię teraz ja, też z dumą, bo wyjątkowo seksowny Motocyklista mi się w życiu trafił.

*

Motor sobie dzisiaj Sadownik kupił i niby nie wiedzieć czemu natychmiast jest pięć centymetrów wyższy. Gdy patrzę na to, jak się cieszy, jakie ma plany, żartuję sobie, że o seksie mogę zapomnieć. Nadzieja szturcha mnie w bok i podpowiada: Noooo, chyba że... no już, zaproponuj mu seks na motorze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz