wpis przeniesiony 4.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Jedną z mądrych, wrażliwych kobiet, która została odebrana światu w październiku tego roku, była Anna Laszuk. Gościła w moim domu przez lata dzięki radiu TOK FM. Uwielbiałam, gdy przy pomocy logiki i właściwie zadawanych pytań rozbierała swoich gości do nagości ich poglądów, aż niemożliwym stawała się próba skrycia głupoty, ciemnoty i uprzedzeń pod okrągłymi słowami. Humanitarnie, pozostawiała ich w mentalnych skarpetkach, by mogli wyjść po cichutku — taka mała szansa na to, by móc przemyśleć i zrewidować swoje jedynie słuszne systemy przekonań. No i śmiała się pięknie.
Śmierć dociera do mnie jako fakt umieszczony na osi czasu, ale potem mija tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, zanim dotrze do mnie całkowicie ten nieodwołalny Brak. Tak jest również w przypadku Pani Anny. Po prostu mi jej brak.
Przypomniało mi się, że gdzieś jeszcze jest jej książka (nieprzeczytana od lat). Kilka dni temu otworzyłam kartony z książkami, wyjęłam tę małą namiastkę jej obecności w mym domu. Zadziwiło mnie, że ta książka czekała tyle lat na przeczytanie. Wstyd, Jabłonko! Wstyd!
Statystycznie rzecz ujmując jesteś białym katolikiem, heterykiem, masz dzieci, pracę i jesz schabowe. Społeczeństwo nie próbuje cię nawracać, zmieniać, naprawiać, leczyć. Jest dumne, stawia za wzór, albo w najgorszym razie nie czepia się i pozwala żyć. Statystycznie masz tylko jednego pecha, jesteś kobietą, więc w Polsce masz pod górkę, bo mężczyźni wiedzą lepiej, co dla ciebie jest najlepsze.
Szalona myśl mi do głowy dziś wpadła. Eksperyment. Kim byśmy byli jako społeczeństwo, gdyby każdy z nas mógł przyznać się, że ma, choćby najmniejszy, obszar życia, jakąś jego sferę, gdzie jako jednostka należy do mniejszości? Gdyby wstał i powiedział, w jaki sposób doświadcza bycia w grupie wykluczonych, marginalizowanych, zbywanych stwierdzeniem „zrób coś z tym”, ignorowanym frazą „to nieprawda”. Czyż nie jest ciekawym, co powiedziałby chłopiec z ONRu?
(...) Spotkałam [Ania] kiedyś w windzie sąsiadkę z mężem, trzymała w ręku ciasto. Zagaiła niewinnie: „A wie pani, to ciasto wieziemy dla zaprzyjaźnionego małżeństwa, takiego męskiego małżeństwa”. Pewnie chciała mnie ośmielić czy dać znać, że dla niej homoseksualna para nie jest dziwologiem.
*
— 25 lat razem! Góry przy niej przenosiłam, na wszystko miałam energię — wspomina [Nina]. — Nie przeszkadzało mi, że mamy inne zawodowe zainteresowania. Byłyśmy po prostu blisko. Jeżeli taki związek jest możliwy między kobietą a mężczyzną, to wspaniale. Jeżeli między dwoma mężczyznami — wspaniale. Komu to przeszkadza? Orientacja seksualna... Miłość jest w każdym zakamarku ciała, w każdy, nerwie. Jeśli jest.
*
Nie znoszę [Roma] wmawiania ludziom, że orientacja seksualna to prywatna sprawa. Nieprawda, to nie tylko prywatna sprawa, to jest również sprawa społeczna związana z tożsamością jednostki w społeczeństwie. (...) ważne jest, aby można było żyć w zgodzie ze swą tożsamością, żyć otwarcie, nie bać się — dopiero takie życie jest normalnie.
*
Uważam [Agnieszka] po prostu, że osoby publiczne wręcz powinny się ujawniać. Żeby uświadomić ludziom, że dokonania, osiągnięcia człowieka nie są uwarunkowane orientacją seksualną i nie mogą być przez jej pryzmat dyskwalifikowane. To dla otoczenia egzamin z człowieczeństwa — jeśli szanowali cię wczoraj, to czy szanują cię i dziś. Moim zdaniem to bardzo istotne.
*
Ujawnienie się to rękawica rzucona światu.[z listu Alicji do lekarzy onkologów]
*
Próbuje we mnie współistnieć kilka, czasem trudnych do pogodzenia tożsamości — po pierwsze jest kobietą, po drugie lesbijką, po trzecie chrześcijanką, po czwarte feministką. Może zresztą one wszystkie są równorzędne...
*
Stereotyp daje ludziom iluzoryczne przekonanie, że posiedli prawdę, prostą i jedyną. „Cudowną” pewność siebie, poczucie, że sami są kimś lepszym w jakiejś ludzkiej hierarchii. Zyskują poczucie bezpieczeństwa wobec chaosu świata. Ja [Dagmara] rozumiem taką potrzebę. Co nie znaczy, że akceptuję stereotypy czy posługiwanie się nimi w celu osiągnięcia dobrego samopoczucia.
Pracowałam niedawno, jako terapeutka, z trzydziestokilkuletnią kobietą, która zakochała się w innej kobiecie, będąc po rozstaniu z mężem. Miała piętnastoletnią córkę. Cała sytuacja, i tak trudna, była jeszcze trudniejsza przez to, że ta dziewczynka miała w głowie same kalki na temat homoseksualizmu: „To jest chore”, „To nienormalne”. Nie dlatego, że matka jej wcześniej wpoiła taki światopogląd. Tak myślało jej otoczenie — koledzy, koleżanki, może dziadkowie. Nikomu nie mogła powiedzieć o sytuacji w rodzinie, o tym co przeżywa, bo naraziłaby się na odrzucenie i inne kłopoty. Dla czternasto-, piętnastolatków wiedza o tym, co świat akceptuje, a czego nie, jest bardzo ważna.
Anna Laszuk, Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!
Fundacja LORGA, Płock 2006.
[wyróżnienia własne]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz