sobota, listopada 10, 2012

598. Psychosomatyka w praktyce

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Raz w miesiącu. Biorę swój kręgosłup i idziemy sobie we dwójkę do serwisu na przegląd techniczny. On idzie, by mieć się lepiej. Ja idę mając świadomość, że masaż to również głęboka praca z ciałem. Praca, która będzie się we mnie „dziać” jeszcze wiele godzin, często dni, po tym, jak zejdę ze stołu.

Zawsze rozmawiamy z Osti — święta rozmowa terapeuty jednej szkoły z terapeutą innego nurtu — zanim on zabierze się do pracy nad przestrzeniami międzykręgowymi, przyczepami mięśni i wszystkim tym, co rozpoznaję po specyficznym napięciu, czy bólu. Określamy punkt wyjścia dla pracy, która przed nami.

Rozmawiamy. Co u mnie? Powiedziałam o Orzeszku i o tym, że zakochałam się jak nigdy wcześniej w życiu. Na nowo, bardziej, mocniej, magiczniej. Wiem, że mogłabym nie mówić. Osti i tak znajdzie w mym ciele orzeszkowe okruchy i zakochanie, które niesie mnie od wielu dni. Każda nasza rozmowa jest znacząca, bo wielopoziomowa. Każde słowo odnosi się do wszystkich aspektów życia — poziomu fizycznego, emocjonalnego, intelektualnego i duchowego — i celu, jakim jest zrównoważony rozwój na każdym z nich.

Ja to powiem, a ty zrobisz z tym, co zechcesz. Dobrze? Tak. Popatrz na to wielopokoleniowo. Weź pod uwagę całą linię kobiet, która stanowi Twój początek. Co musiało się wydarzyć, że tak bardzo zakochana kobieta jak ty, nie chce mieć dziecka z ukochanym mężczyzną. Co ją zatrzymuje? Czego broni? O jakie wartości jej chodzi?

*

Czym jest to, czego bronię?
Zadziwiła mnie odpowiedź, która pojawia się natychmiast.
Podmiotowość!
Patrzę do tyłu na kobiety, które są przede mną. Mamę, Mamę mojej Mamy. Ich historie. Wszystkie kochane przez swoich mężczyzn, jestem tego pewna, ale z mojej subiektywnej perspektywy — kobiety uprzedmiotowione.

*

Wracałam do domu. Poczułam z całą pewnością swojego istnienia, że moja podmiotowość nie podlega już żadnej dyskusji, jest nieodbieralna, bez względu na żadną hipotetyczną zmianę. Zadziwiło mnie, że przegapiłam moment, w którym to stało się faktem. Uświadomiona niezbywalna podmiotowość dała mi poczucie pewności, bezpieczeństwa, wdzięczności za moje życie i ludzi, którzy w nim są. Zadzwoniłam do Jedynego Mężczyzny Mojego Życia, by powiedzieć mu, że jego „tak” będzie moim „tak”, jego „nie” będzie moim „nie”. Przeszłam próg, jakby powiedzieli POP-owcy. Stanęłam po drugiej stronie. Stronie zajętej przez Syrriusza, Mamę Pietruszki i Zosi, Żyrafkę, nieżyjącą już siatkarkę. I? Poczułam w sobie tę Wielką Siłę. Oddałam siebie. A potem zeszłam niżej, gdzie nie ma już dychotomicznego podziału na dzieciatych i bezdzietnych — do miejsca, w którym można oddać siebie nie tracąc podmiotowości.

Kompletnie bez znaczenia jest to, co będzie dalej. To doświadczenie, samo w sobie, mnie przemieniło. Przemieniło też naszą Sadowniczo-Drzewkową miłość w jeszcze większą Siłę, która ma moc, by tworzyć lub zmieniać rzeczywistość, zamiast poddawać się tej zastanej, zdefiniowanej przez innych.

I niech mnie! Życie jest jeszcze piękniejsze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz