niedziela, czerwca 06, 2021

4265. W drodze do ula (I)

Siedzę na wrażeniach po tej książce prawie tydzień — nie mijają, nie dają się za­mknąć w słowach. Wypełniona po brzegi filiżanka uwiera — im dłużej trzymam, tym trudniej puścić. Już czas, nim nowy tydzień ruszy w tango, puścić, by być otwartą na nowe wrażenia. Puść! Puszczam.

Ta książka uświadamia, że bezpieczeństwo wielu ludzi jest zagrożone, nie tylko wte­dy, gdy mówisz: „czarny”. W kraju nad Wisłą dzieje się tak, gdy mówisz: „kobie­ta” czy „lgbt”. Obawa przed „białym” TAM ma takie samo źródło (niestety nie wyssane z palca) jak obawa przed „katolikiem” TU. Nie ma powodu do radości czy dumy.

[…] góra nie jest górą, jeśli na dole nic nie ma.
     Ty i ja, mój synu, jesteśmy owym „dołem”. Tak było w 1776 roku. Tak jest dzisiaj. Nie ma ich bez ciebie – pozbawieni prawa, by cię zniszczyć, nie­uchron­nie spadliby ze szczytu góry, straciliby święty status i zagubiliby Marzenie. Wtedy musieliby nauczyć się budować przedmieścia inaczej niż na ludzkich kościach, więzienia w inny sposób niż jako magazyny na ludzi, a z demokracji wyrugować kanibalizm. Lecz ponieważ uważają się za białych, wolą pozwolić na to, by w zgodzie z ich prawem zadu­szo­no człowieka przed okiem kamery.

*

W Ameryce nie ma rasistów, a w każdym razie nie jest nim nikt, kogo lu­dzie, którzy potrzebują czuć się biali, osobiście by znali. […] W 1957 roku biali mieszkańcy Levittown w Pensylwanii wysuwali argumenty na rzecz segregacji w miasteczku. „Jako osoby żyjące zgodnie z nakazami mo­ral­no­ści, religii i prawa – pisali – uważamy, że wyrażając pra­gnie­nie utrzymania statusu zamkniętej społeczności, nie kie­ru­je­my się uprzedzeniami i nikogo nie dyskryminujemy”. W ten sposób próbowali popełnić haniebny czyn, jednocześnie unikając wszelkich sank­cji. Wspominam o tym, by ci uświadomić, że złoczyńcy nigdy nie mieli żadnej złotej ery, podczas której jawnie przechwalaliby się swoimi postępkami.
     „Łatwiej byłoby nam powiedzieć, że to niemożliwe, że takich ludzi nie ma – pisał Sołżenicyn. – (…) Aby czynić zło, człowiek musi najprzód uznać je za dobro – albo za rzecz rozumną i zgodną z prawem”. Oto podstawa Ma­rze­nia – trzeba nie tylko w nie wierzyć, lecz także uważać je za sprawiedliwe, sądząc, że się na nie w oczywisty sposób zasłużyło dzięki wytrwałości, honorowi i dobrym uczynkom.

*

[…] sformułowania, jakich używamy – stosunki rasowe, przepaść rasowa, sprawiedliwość rasowa, profilowanie rasowe, przywileje białych, a nawet supremacja białych – służą zamaskowaniu faktu, że rasizm jest do­świad­cze­niem cielesnym: uszkadza mózgi, zgniata tchawice, rozrywa mięśnie, wyszarpuje narządy, łamie kości, wybija zęby. Nie wolno o tym zapominać. Musisz pamiętać, że socjologia, historia, gospodarka, wykresy, tabele i re­gre­sje ostatecznie zawsze zadają brutalny cios ludzkiemu ciału.

*

Otóż wierzą oni [Amerykanie], że „rasa” jest zdefiniowaną, bezdyskusyjną cechą świata naturalnego. Nieuniknionym skutkiem tej wiary jest rasizm – skłonność do przypisywania pewnych głęboko przyrodzonych cech ludziom, by ich następnie upokarzać, umniejszać i niszczyć. Tym samym rasizm przed­sta­wia się jako niewinne dziecko Matki Natury […]. Lecz rasa jest cór­ką, a nie matką rasizmu. Natomiast zaliczanie w poczet „ludzi” było kwestią nie tyle genealogii czy fizjonomiki, ile władzy. Różnice w kolorze skóry i wło­sów istniały od zawsze. Wiara w ich wagę, w to, że na ich pod­sta­wie można prawidłowo zorganizować społeczeństwo, gdyż są prze­ja­wa­mi głę­biej ukrytych, nieusuwalnych cech – to idea nowa, krze­wią­ca się w sercach nowych ludzi, których wychowano w beznadziejnym, tra­gicz­nym, oszu­kań­czym przekonaniu, że są biali.

*

Nienawiść formuje tożsamość. Czarnuch, ciota, suka to określenia wskazujące przebieg granic – pokazują, czym my na pewno nie je­ste­śmy, oświetlają Marzenie o byciu białym, o byciu Człowiekiem. Znaj­du­je­my nazwy dla znienawidzonych obcych i w ten sposób po­twier­dza­my swoją plemienną przynależność.

*

Tymczasem trzeba jednak stwierdzić, że proces wybielania się tych różno­rod­nych plemion i wynoszenia statusu białego do rangi cnoty odbywał się nie podczas degustacji win i towarzyskich spotkań przy herbatce, lecz w to­ku odbierania życia, wolności, pracy i ziemi, obdzierania Czarnych ze skó­ry, skuwania ludzi w łańcuchy, duszenia dysydentów, niszczenia rodzin, gwałcenia matek, sprzedaży dzieci oraz dokonywania różnych innych aktów mających przede wszystkim na celu pozbawić ciebie i mnie prawa do bezpieczeństwa i władzy nad własnym ciałem.

*

[…] poszukiwanie odpowiedzi, jak się przekonałem, samo staje się odpowiedzią.

*

Nie dość brutalne zachowanie mogło mnie kosztować ciało. Zbyt brutalne – tak samo. Nie miałem drogi wyjścia. Byłem zdolnym, inteligentnym, lu­bia­nym chłopcem, ale przepełniał mnie ogromny lęk. Niejasno, bez słów wy­czu­wa­łem, że kiedy dziecko jest skazane na taki los i musi żyć w strachu – to wielka niesprawiedliwość. Jakie było źródło tego strachu? Co się kryło za dym­ną zasłoną ulicy i szkoły? Co to znaczyło, że ołówek HB, pozbawiona kontekstu koniugacja, twierdzenie Pitagorasa, uścisk dłoni i skinienie gło­wą stanowią o życiu i śmierci – że są jak kurtyna zaciągnięta między światem a mną?

*

Po co właściwie kazano mi siedzieć w tej klasie?
     Nigdy nie odpowiedziano mi na to pytanie. Jako chłopiec interesowałem się wieloma rzeczami, ale szkoły nie przejmowały się zainteresowaniami. Liczyło się w nich posłuszeństwo.

*

Kiedy starsi opowiadali nam o szkole, przedstawiali ją nie jako miejsce po­zy­ski­wa­nia wartościowej wiedzy, lecz jako sposób na wyzwolenie się od śmierci i przepełnionych więzień. Ponad 60 procent wszystkich młodych czarnych mężczyzn, którzy nie zdołali ukończyć liceum, trafi do więzienia. Powinno to być hańbą dla kraju.

*

Problem z policją polega nie na tym, że rekrutuje się z faszystowskich świń, lecz na tym, że naszym krajem rządzą świnie dbające tylko o interes większości.

*

Zacząłem postrzegać ulice i szkoły jako dwa ramiona tej samej bestii. Jedno korzystało z oficjalnej władzy państwa, drugie – z wynikających z niej ure­gu­lo­wań. Oba w swoich arsenałach miały jednak strach i przemoc. Popeł­nisz błąd na ulicy, a załogi zaraz go wychwycą i odbiorą ci ciało. Popełnisz błąd w szkole, a zostaniesz zawieszony i wylądujesz na ulicy, gdzie stracisz ciało. Zacząłem widzieć związek między oboma ramionami bestii – porażka w szkole uzasadniała unicestwienie na ulicy. Spo­łe­czeń­stwo mogło o kimś powiedzieć: „Powinien był zostać w szkole”, a następnie umyć ręce od jego losu.

*

[…] moc dominacji i wykluczania stoi na straży wiary, że jest się białym – bez niej „biali ludzie” przestaliby istnieć.

*

Bardzo wielu edukatorów mówi jednak o „osobistej odpowiedzialności” w kraju, który zbudowano i oparto na fundamencie przestępczej nie­od­po­wie­dzial­ności. Język „zamiarów” oraz „osobistej odpowiedzialności” ma na celu powszechne rozgrzeszenie. Popełniano błędy. Okaleczano ciała. Niewolono ludzi. Mieliśmy dobre zamiary. Staraliśmy się, jak mogliśmy. „Dobre zamiary” usprawiedliwiają wszystkie wydarzenia w historii.

Coates Ta-Nehisi, Między światem a mną,
przeł. Dariusz Żukowski, Agora, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

Poezja dąży do oszczędnego wyrażenia prawdy – poboczne, bezużyteczne słowa się wyrzuca. Odkryłem, że te słowne odpadki przypominają poboczne i bezużyteczne myśli. […] Chciałem nauczyć się pisać, czyli – jak wpoiła mi matka – konfrontować z własną niewinnością i własnymi wymówkami. Poezja zmuszała mnie do tak długiego przetwarzania myśli, aż opadała z nich żużlowa skorupa usprawiedliwień i pozostawały tylko zimne, stalowe prawdy życia.

*

[…] w sprzeczkach, kłótniach, chaosie, może nawet strachu zacząłem dostrzegać pewien rodzaj siły.

*

Jak zawsze zwracam się do ciebie jak rozsądny, poważny człowiek, którego pragnę widzieć także w tobie, a który nie przeprasza za swoje ludzkie emo­cje, wzrost, długie ramiona czy piękny uśmiech. […] życzę ci, byś nigdy nie musiał się ograniczać tylko po to, by inni czuli się dobrze. Ta­ka postawa i tak bowiem niczego nie zmieni.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz