Wracaliśmy dziś, komentując wrażenia… narzekaliśmy jak trzystuprocentowi Polacy, co finalnie skwitowaliśmy: jednak sztuka, skoro od dwóch kwadransów o tym dyskutujemy.
Opowieści na festiwalu dużo, stop-klatek fenomenów socjologicznych niemało, dylematów etycznych sporo, zatrzymanej w zdjęciach ludzkiej głupoty, okrucieństwa i braku wyobraźni całe sale, ale fotografii, które zatrzymują, zachwycają techniką lub po prostu wyjmują z butów zbyt mało — dwie, trzy, może cztery.
Raz. Zabrałam ze sobą jeden fantastyczny projekt — pięć lat pracy Autorki. Dopieszczony pod każdym względem, wielopoziomowy do myślenia, wielopiętrowy do czucia projekt, który zatrzymuje przy historii ptaka (majny jawajskiej), który z Jawy został sprowadzony do Londynu z powodu wyjątkowo melodyjnego śpiewu i… przestał śpiewać, zaczął wrzeszczeć. Utratę głosu, spowodowaną tęsknotą za domem, majna okupiła kolejnymi relokacjami i serią prześladowań — przeczytamy.
Anaïs López, Migrant. Uciekający ptak.
*
Dwa. Adeptkę psychologii procesu we mnie zatrzymały te dwie fotografie… (magia kwadratu?). Patrzyłam, urzeczona, jaki sen uruchamiają, jaki potencjał w sobie on ma. Długo stałam naprzeciwko tych zdjęć.
Piotr Zbierski, Cienie echa.
*
Trzy. Gdyby te fotografie nie wisiały obok siebie, pewnie nie zrobiłyby na mnie wrażenia, ale wisiały! Kolory, kompozycja sceny natychmiast zarezonowały z tym, co dla mnie znaczące w życiu. Pozostałam poruszona do dziś.
Federico Clavarino, Zupa z węgorza.
*
Zero. By wejść do jednej z dwóch najważniejszych przestrzeni festiwalowych, trzeba być sprawnym człowiekiem. ● Nowe buty od jakiegoś czasu są dla mnie objawem optymizmu stosowanego. Przypomniałam sobie projekt uczenia się fotografowania ludzi. Poprosiłam Sadownika o cyk. Mam dowód, że wdrapałam się na trzecie piętro.
fot. Sadownik, fragment.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz