piątek, czerwca 07, 2019

(3147+53+104). Wymiary miłości (IV)

Orzeszek kolejny raz uzbierała dla mnie, a ja w roztargnieniu zapomniałam wziąć z Małej Danii.

Przyszły razem z zamówionym u Białego Kruka dobrym wykonaniem Beethovena w środę i już prawie się kończą.

*

Dziś przy porannej kawie Sadownik zażyczył sobie mojego telefonu, mówiąc, że nie będę żałować.

Nie żałuję ani trochę… Teraz nie rzucę już pierwsza kamieniem — mam grę w telefonie i nie waham się jej użyć, gdy utykamy na światłach, gdy czekam, aż Sadownik ustali z panem sprzedawcą detale zamówienia. Wygląda to jak uzależnienie, ale ja z uporem maniaka nazywam to rehabilitacją… dziury w moim mózgu zachwycone.

2 komentarze:

  1. VII symfonia, 2. część - lubię ją najbardziej.
    Za moich czasów o muzyce mogłem tylko się dowiedzieć i posłuchać jej tylko w Polskim Radio. Tam dominowały oczywiście symfonie III i V.
    VII poznałem w najbardziej właściwym miejscu - Wiedeń, studencka wycieczka w 1963 roku.
    Po powrocie spotkałem się ze znajomą, kupiła mi w prezencie kasetę z III symfonią a ja nieopatrznie wspomniałem o zauroczeniu VII. Sprawiłem znajomej dużą przykrość.
    Tylko muzyka cierpliwie znosi moje kaprysy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też najbardziej lubię 2. część VII.

      nie przepadam za V, ale VII pod batutą Gustavo Dudamela dostałam w pakiecie właśnie z V Symfonią. I zaskoczyło mnie, że jej 3. część jest wspaniała.

      a Wiednia i koncertu w Wiedniu zazdraszczam bardzo. Wiedeń jest wciąż na mojej liście miast, w których chciałabym się znaleźć.

      Usuń