potrzebujesz miłości…
njuejdżowo-biblijno-mistyczny truizm. banalny, przyjemny, ale zścierpła mi skóra od oczywistości tej frazy — ktoś nie potrzebuje? i kropka.
żułam od wczoraj ten banał, nad ranem rzucony mi w twarz. aż pojawiło się stado znaków zapytania jako rozwinięcie…
czy zrobiłeś dziś coś dla siebie, swojego zdrowia, swoich pasji, realizacji marzeń? jeśli miałeś dziś okazję, czy zawalczyłeś o siebie? po czym dziś poznajesz, że ktoś cię kocha, lubi, ceni, dobrze ci życzy? co zrobiłeś, by ktoś wiedział właśnie dziś, że Ty go kochasz, lubisz, cenisz, dobrze mu życzysz, choć to przecież dla Ciebie beznadziejnie oczywiste? uśmiechnąłeś się do napotkanego, obcego człowieka, dziś? dziś, obdarowałeś komplementem kogoś, kogo już najprawdopodobniej nie spotkasz w swoim życiu? tylko dziś. jutra nie ma.
dlaczego (jeszcze) nie?
Przepraszam, że ja znów tak monotematycznie, ale jakie życie, taka miłość :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za te ważne pytania we wpisie. Mi przydałoby się pamiętać o tym, aby częściej obdarowywać innych ludzi dobrem - uśmiechem, słowem, gestem, zamiast przenosić na nich własne złe emocje. To przecież nic nie kosztuje, a wiele zmienia ...
Czy to nie jest niesamowite, że ludzie częściej myślą, że miłość to tylko to wielkie halo i motyle w brzuchu. Gdy ta zwykła, codzienna, często anonimowa i na chwilę daje tyle radości… to dawanie jest strasznie fajne i choć dajemy, to zawsze mam nieodparte wrażenie, że dostałam przynajmniej tyle samo (uwagi, uśmiechu) — fajnie się wtedy jest. :))))
UsuńA kociuny boskie! Dziś tylko tyle, bo trudny to był dzień.