wtorek, września 22, 2015

1467. Leczona kinematografią

To pewnie było do przewidzenia. Cztery noce z dwoma Wiedźmami w tym samym pokoju musiały zrobić swoje. Choć walec poznania, czyli własne doświadczenia podczas warsztatu, rozjeżdżał nas skutecznie i tylko dzięki niemu, nie zagadałyśmy się na śmierć, to jednak dopadły mnie te Wiedźmy któregoś wieczoru.

Ja im o pewnej trudności, a one, dawaj mi oczy otwierać, niuanse tłumaczyć. Lekarstwo przepisały. Spożyłam wczoraj w towarzystwie Sadownika. To był film. Płakałam ze śmiechu. A gdy skończyłam, pomyślałam, nie po raz pierwszy, że mam szczęście do Ludzi. To się nazywa Fart przez wielkie ‘F’!

Dzień Świstaka, 1993.

Nie pijmy za zdrowie, ci na Titanicu je mieli,
Nie pijmy za bogactwo, ci na Titanicu byli bogaci,
Wypijmy za farta!

(Smoku i Gepardzica przypomnieli sobie ten toast,
zaznajomili mnie z nim przy pysznym ciachu w Sopocie
)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz