środa, września 09, 2015

1451. O wyższości kaszebskiego weta

Wczoraj rano. Dopadło Heniutkę kudłate zło. Myśli, gdy je; żuje, nie śpieszy się. Mija pół godziny. Psie śniadanko wraca. Za godzinę kolejna próba zaczarowania rzeczywistości. No zje, ale niechętnie, czyli nie lab. Po piętnastu minutach powrót jedzenia. No to wet!

Dwa zdjęcia rentgenowskie, Pan Wet uśmiecha się kaszebsko i pokazując nam sucze słit focie wnętrznościowe mówi:
     
— Noooo, dla weterynarza ze środkowej Polski to mogłoby być zaskakujące, ale tu to norma, szczególnie wśród małych psów. Dziewczyna jest po prostu zapiaszczona.

Dwa zastrzyki — coś rozkurczowego, coś przeciwbólowego. I pięćdziesiątka oleju parafinowego wprost do dzioba.

*

Dziś. Jak cudownie jest widzieć żywego, szczęśliwego psa, tfu… sukę!

Mały piesek. Koń by się uśmiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz