środa, września 03, 2014

1123. Onemu

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Byliśmy, jedliśmy, idziemy — ćwierkała ważna dla mnie osoba.
     — U la la — pomyślałam — nie rozmawiam z człowiekiem lecz z relacją, bo oni to, oni tamto.
     Osoba ćwierkała z niespotykaną wcześniej energią, niebywałymi pokładami nadziei, szacunku i spełnienia. Kibicem czynnym owej osoby jestem — nie ma problemu, posunę się, zrobię miejsce Onemu. Jestem ważna, ale właśnie dowiaduję się, że Onemu też jest ważny, a do tego stanowi wcielenie cnót bardzo wielu. Choć Onemu nie znam, posunęłam się na mentalnej kanapie — byle tylko nie rozpychał się zanadto, pogroziłam mu palcem w myślach — i słuchałam z przyjemnością dalej.
     — ...byliśmy, skończyliśmy, jedziemy... — ćwierkała osoba z miłym dla ucha zaangażowaniem.
     Onemu jest taki i taki, nie był tylko tu i tu, to i tamto jest dla niego ważne. Delektowałam się każdą informacją, próbując sobie w głowie złożyć portret Onemu, portret człowieka z pewnością ciekawego. Osoba dodała:
     — On ma córkę.
     Informacja jak każda inna — wielu ludzi córki ma, wielu ojców wokół nas i jak dotąd to nigdy większego wrażenia na mnie nie robiło. Nie „tą razą”!

Fajnie byłoby plastycznie odmalować historię Onemu, ale po pierwsze, jest to historia osobista, do Onemu należy, nie znam jej i nic mi do tego. Po drugie, ta historia tutaj dla mnie kończy się, bo zaczyna się moja osobista bajka, która z historią Onemu nie ma nic wspólnego.

*

     — On ma córkę — rzekła osoba.
     Te trzy słowa i wiem, że nie chodzi o to zdanie czy stan posiadania. Te trzy słowa poruszają mnie ogromnie, a ponieważ jestem sama dla siebie poligonem doświadczalnym, za nic nie przepuściłabym tak fantastycznej okazji, by zbadać, czym to poruszenie dla mnie jest, jaką informację niesie i po co cała ta wymiana słów mi się przytrafiła. Onemu nie znam, nigdy nie widziałam, więc jeśli zużywam tyle energii na trzymanie się kurczowo jednej myśli, to musi coś w tym być — pomyślało mi się.

Domorosły analityk, przygodny blogowy przechodzień nie będzie miał żadnych wątpliwości — wszystko wiadomo, mleko się rozlało, czas minął bezpowrotnie, wyborów niewłaściwych Jabłoń dokonała, córki nie ma i mieć nie będzie, cierpienie całkowicie uzasadnione, trzeba nauczyć się z nim żyć. Najważniejsze, że wie, że złego wyboru dokonała, choć wszyscy wokół mówili, dobre rady dawali, trzeba było słuchać starszych, w życiu lepiej zagnieżdżonych i wiedzących, co sens ma a co nie.

Tyle to my wiemy nie od dziś. A poruszenie wewnętrzne trzymało kilka dni — miłe, ożywcze i nie wiadomo co znaczące. Wszystkie narzędzia na pokład wyjęłam. Posiedziałam ze sobą. Bez pośpiechu. W sobie się rozejrzałam. Kilkoma ciekawymi, nieznanymi ścieżkami przeszłam się, by dojść do miejsca, w którym już wiem, co mnie tak poruszyło, do miejsca, które tak bardzo mnie ożywia.

     — On ma córkę.
     Córka to dowód, że ktoś z kimś pewną opowieść przeżył. Po użyciu narzędzi różnych, okazało się, że dla mnie za tymi słowami kryła się opowieść o chwili niebywale intymnej bliskości fizycznej, o magicznym momencie, w którym kobieta bezgranicznie ufa mężczyźnie, w którym mężczyzna zawierza siebie kobiecie, o uwadze podarowanej drugiej osobie, o namiętności, o radości bezkresnej, o zachwycie ludzkim ciałem, którego żadna religia zabić nie jest w stanie, o mistycznym rozpłynięciu się w czasie i przestrzeni, o zapomnieniu siebie, o ogniu, który w dwójce ludzi płonie, rozprzestrzenia się i spala ich do cna, by z popiołów mogli powstać — ale to już potem, gdy uregulują oddech, gdy serca się uciszą — na razie toczy się opowieść, oni w niej płoną wciąż...

Kocham psychologię procesu, dzięki której można pod podszewkę zajrzeć, monety rewers odkryć. Dotarłam do tego ogniska. Tak, ja-Jabłoń potrzebowałam wrócić do magii tego doświadczenia. Wrócić, bo skoro umiem je opisać — troszkę kulawo, fakt — to przeżyłam je choć raz. W zadziwieniu minęłam wewnętrznego bezdzieciofoba, który w arsenale swych przekonań ma jedną ze społecznych prawd: seksu bezdzietni nie uprawiają, nie czerpią z niego tak dużo przyjemności jak dzietni. Ubawiłam się gościem.

Zapaliłam wczoraj świece...

*

     — On ma córkę.
     I całe szczęście, również moje. Dziś w myślach Onemu dziękuję, że kawałek jego osobistej historii tak bardzo mnie dotknął. Opowieść była warta nie tylko odkrycia czy opowiedzenia, ale również celebrowania. Zostawiam ją tu, bo nie jestem tą, którą byłam, a chcę znać osobę, która jutro zostawi tu swoje literki. Chcę rozumieć, z jakiej perspektywy do mnie gada.

Georgia O'Keeffe, Music Pink and Blue II, 1918.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz