wpis przeniesiony 11.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Pierwszy raz. Pamiętam doskonale. Na samotnej kawie w lipcu gapiłam się na przemykających pasażem ludzi. Nic nowego, ale nagle zobaczyłam Ją. W nienagannie skrojonej korporacyjnej garsonce, równiutka, zgrabniutka, śliczna, prosto z żurnala mknęła z lewej na prawą. Mój wzrok ześlizgnąłby się z niej niechybnie, gdyby nie to, że nie miał na to szans — szła wyjątkowo szybko, zbyt szybko. Patrzyłam na nią urzeczona. Pomimo zawrotnego tempa szła pięknym krokiem. Przestałam patrzeć, zaczęłam się uważnie w nią wgapiać, by ze zdziwieniem stwierdzić, że coś w niej „nie szło”, nie pędziło, za nic miało sobie bajkę o korpo-pani lecącej właśnie na spotkanie, które zmieni życie niejednej osobie. Ramiona pędzącej nie trzymały ramy. Całe ciało gnało równiutko kratkowanym rytmem świata biznesu, ale jej ramiona nie poddawały się tej procedurze, było w nich coś frywolnego, nieśpiesznego — jej ramiona tańczyły. Uśmiechnęłam się całą sobą. Odetchnęłam, że nie całą kobietę wchłonął korpo-świat. Za fasadą zadbanej kobiety zobaczyła inną, Tę z marzeniami, pragnieniami, uczuciowymi wzlotami, odlotami i decyzjami, których nikt rozsądny nigdy by nie podjął, a ona tak.
Od tego pierwszego razu inaczej patrzę na ludzi. Zadaję sobie pytania: kogo, ten ktoś chce, bym spotkała? kogo ja spotykam? kogo jeszcze w tej samej osobie spotkać mogę już dziś? do kogo z tych ktosiów chcę gadać?
*
Enty raz. W zeszłym tygodniu. Nie wiem czemu, gapię się tępo na posadzkę pasażu, dziwnie czytać mi się nie chce. Ludzie przemykają z lewej na prawą, z prawej na lewą. Nudy. Można tylko postudiować różne techniki stawiania kroków, w zależności od płci, ubioru, wieku. A ja się gapię i nie mam pojęcia, o co chodzi. I nagle już wiem! Trzeba jednak najpierw dodać opis niezbędnego detalu technicznego: na posadzce, co sześć-siedem metrów, poprzecznie umieszczone są czarne pasy o szerokości około pięćdziesięciu centymetrów. No więc już wiem, bo dostrzegam dwie panie. Pięciolatka trzyma starszą panią za rękę. Idą, ale nudy w tym brak — trzymając się za ręce przeskakują każdy z czarnych pasów. Uśmiecham się od ucha do ucha patrząc na tę metaforę życia — można przemknąć przez własne, tak jak robią to inni, a można znaleźć własny rytm, własne kroki, własny taniec. Właśnie tak wolę.
*
Pan Paffeu. Podarował serdeczność w ulotny kawowy obrazek zaklętą. Jak zwykle, cieszyła niezwykle. Postanowiliśmy zbudować kolekcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz