poniedziałek, września 01, 2014

(1118+2). Święto klubowe (subiektywnik)

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Po pierwszych dziesięciu minutach pierwszego seminarium z Asią Hewelt, czułam się jak właściciel kanapowego jamnika na szkoleniu bokserów pracujących w straży granicznej. Pomyliło mi się, jak mało kiedy — myślałam sobie — intelekt przeszarżował, intuicja opuściła pokład, żenada trwała na posterunku i tylko kudłata solidarność nie pozwoliła zostawić mi psa w opałach. Ale, ale... to było tak dawno temu, potem było lepiej i tylko lepiej.

*

W grudniu zeszłego roku zwątpiłam. Jestem zarżnięta pracą — grunt to mieć dobre alibi — suka za stara, nie szarpie się, za piłkę zabić się nie da, a i parę kiepskich nawyków Matka Kudłata była łaskawa jej rozwinąć do kwitnięcia w pełni — matki kudłate są tak samo do dupy jak te ludzkie. Bez nowego psa ni du du. No i najważniejsze, wręcz egzystencjalne, pytanie: w zasadzie to  p o   c o   m i   t o   o b i? Ja do niczego, suka starsza z każdym dniem a odpowiedzi na pytanie zasadnicze brak. Masakra dryfująca.

*

(fot. Altówka)

*

Dziś jest pierwszy dzień po seminarium z Asią, a ja na kudłatym haju niezmiennie od soboty. Henia szarpiącego się zwierza, co nawet warczy, zaprezentowała, jak tylko Jabłoń — pod czujnym okiem Asi —wskazówkę łyknęła i krok w stronę człowieka szarpiącego się z zapałem zrobiła. Początki kwadratu — metodą na drucik — uczyniły z Heniutki sprintera, jakich mało. Nikt chyba wcześniej nie widział jej biegnącej w takim tempie. Ja też galopu zaznałam wracając w sobotę do Wawy. Myliłby się ten, że tylko miłość stęskniona gnała mnie do Pana Ciasteczko, co porzucił walizkę w biurowcu i wszedł w buty Sadownika. To też, ale gnałam, by zdążyć jeszcze do świątyni pieniądza wszelkiego, do działu agd w hipermarkecie. Pan Kudłatej oniemiał na widok ekspozycji mojego zakupowego entuzjazmu — w końcu żonę na dobre mu odmieniła tęsknota. Tymczasem, mopy na pęczki były brane, bo... boskie z nich szarpaki! Bianania ma nosa do zabawek, które psy kochają od pierwszej chwili. Na niedzielny deser zaserwowano nam ćwiczenie, które przypomniało mi nasz początek na pierwszym Asiowym seminarium — koordynacja motoryka–mózg wysiadła zupełnie i Kudłatej intelekt musiał nadrabiać za cały ludzko-psi duet. Uwielbiam Henię za wiarę we mnie i przepraszam za moje zwątpienie. I odpowiedź znalazłam!

Ano,  o b i   p o t r z e b n e   m i   d o   ż y c i a , bo uwielbiam być w kontakcie z Sukulcem, bo marzę, by coraz mniej potknięć musiała mi wybaczać, bo relacja z Heniutką rozwija mnie jako człowieka. O czym pomyślałam nie raz podczas seminarium, a dobitnie poczułam, gdy po seminarium mieliśmy spotkanie klubo-założycieli. Wokół dużego stołu wspaniali ludzie. Po raz pierwszy dotarło do mej łepetyny, jak bardzo chcę być częścią tej drużyny — również z ludzkich, a nie tylko psich powodów.

(fot. Altówka)

(fot. Altówka)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz