środa, marca 09, 2011

198. Tylko 192 strony i Jabłoń powalona

 wpis przeniesiony 1.03.2019. 
 (oryginał) 

W poniedziałek. Szłam. Weszłam. Azyl dla niechcianych książek. Kupiłam. Wycięło mnie z życia już po pierwszych stronach i trzymało do wczoraj wieczorem. Nie mogłam przestać o tej książce myśleć. Musiałam robić przerwy w czytaniu. Nigdy wcześniej nie czytałam niczego tak trudnego. W przerwach między kolejnymi stronicami gapiłam się w sufit i zastanawiałam się, co jeszcze, wobec tego wszystkiego, ma jakikolwiek sens? Czytając nie mogłam znieczulić się świadomością, że to przecież tylko beletrystyka. To nie była beletrystyka. To fakt przytłoczony kolejnym i następnym. Konkretna kobieta, konkretne życie, konkretny świat, bardzo konkretna strata. Autorka precyzyjna aż bólu:

Jak się okazuje, żal po stracie jest niby miejsce, którego nikt z nas nie zna, póki do niego nie trafi. Spodziewamy się (wiemy), że ktoś z naszych bliskich może umrzeć, lecz nie sięgamy wzrokiem poza kilka dni lub tygodni bezpośrednio po owej wyimaginowanej śmierci. Błędnie interpretujemy naturę nawet tych kilku dni lub tygodni. Być może spodziewamy się odczuwać szok, jeśli śmierć będzie nagła. Nie spodziewamy się, że ów szok wyprze wszystko inne, zakłóci działanie zarówno ciała jak i umysłu. Być może spodziewamy się, że będziemy załamani, niepocieszeni, będziemy szaleć z rozpaczy. Nie spodziewamy się oszaleć naprawdę; stać się twardą sztuką, która wierzy, że mąż niedługo wróci i będzie potrzebował butów. (…) Nie możemy też przewidzieć (i w tym leży sedno różnicy między żalem wyobrażonym i żalem rzeczywistym) niemającej końca nieobecności, która następuje później; pustki; zupełnego przeciwieństwa sensu; nieubłaganego pochodu chwil, kiedy będzie się zmagać z doświadczeniem całkowitej bezsensowności.

Joan Didion, Rok magicznego myślenia,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.

Sadownik dzisiaj przy śniadaniu zapytał: „po cholerę czytasz takie książki, skoro potem nie masz siły nawet się uśmiechnąć?”.

Świadomość jak kruche i krótkie jest ludzkie życie powoduje, że ręce opadają mi do ziemi; sens spraw niecierpiących zwłoki znika; sens całego mojego, małego życia staje się niebytem a bez choćby małego sensu to nawet z łóżka ciężko mi wstać.

Ta sama świadomość jak kruche i krótkie jest ludzkie życie zaraz potem porusza coś we mnie by z przytupem docenić tę maleńką drobinkę życia, którą mam przed sobą; króciutki czas do dzielenia go z innymi, którzy też nie mają go tak wiele jak myślą. Natychmiast w tej trudnej książce udaje mi się odnaleźć dwa piękne fragmenty, dla których z pewnością warto było zanurzyć się w tej lekturze:

„Bardziej niż jeden dzień więcej”, szepnął [John] --- kolejne rodzinne powiedzenie. Była to aluzja do kwestii z filmu „Powrót Robin Hooda” Richarda Lestera. „Kocham cię bardziej niż nawet jeden dzień więcej” mówi Audrey Hepburn jako Marion do Seana Connery’ego jako Robin Hooda (…).

(…) chodziło mu o to, że zamierzamy zrobić coś, czego zwykle nie robimy --- dostał na tym punkcie obsesji. Nie mamy żadnych rozrywek, zaczął powtarzać ostatnio. Protestowałam (czy nie zrobiliśmy tego, czy nie zrobiliśmy tamtego), ale zarazem rozumiałam, o co mu chodzi. Chodziło mu o robienie różnych rzeczy nie dlatego, że ich od nas oczekiwano, ani dlatego, że zawsze je robiliśmy, ani dlatego, że powinniśmy je zrobić, ale dlatego że chcieliśmy je robić. Chodziło mu o pragnienie. Chodziło mu o życie.
To była właśnie ta podróż do Paryża, o którą się pokłóciliśmy.
To była właśnie ta podróż do Paryża, o której powiedział, że musi ją odbyć, inaczej nigdy już go nie zobaczy.

Joan Didion, Rok magicznego myślenia,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.

„Bardziej niż jeden dzień więcej”. Od dziś dla mnie to cudowna mantra, bo Jabłoń Sadownika bardziej niż jeden dzień więcej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz