wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
To chyba nie jest kwestia faktu, że z pierwszego wykształcenia jesteśmy z Sadownikiem tworami ściśniętymi, czyli ludźmi technicznymi, co w efekcie może czynić warunki życia Heńki z nami warunkami podwyższonego ryzyka. Nie można też użyć banalnego usprawiedliwienia, że z mlekiem matki czy genem ojca, ale fakt jest faktem, że Kudłata wygląda na taką, co opanowała do perfekcji podstawy zastosowań metod probabilistycznych. Eksperymenty to potwierdzające odbywają się co wieczór w podgórkowej sforze psich przyjaciół.
Pobiec za piłeczką? Ależ, oczywiście. Są jednak pewne warunki brzegowe tej oczywistości. W tej małej (jeszcze) psiej głowie chrupią neuroprzekaźniki i liczą bez końca. Heńka nie pobiegnie nigdy, jeśli nie ma pewności, że złapie piłeczkę. Od niechcenia zrobi kilka kroków do przodu --- tylko i wyłącznie po to, by sprawić nam przyjemność --- gdy prawdopodobieństwo powrotu z piłką w pysku spada do nieakceptowanego już poziomu 80%.
Choć wydawać by się mogło, że to lenistwo zagościło w młodym psim ciele, to lubię patrzeć jak ona liczy, ocenia, podejmuje decyzje. Może to wcale nie lenistwo, ale kwestia psiej godności. Może Kudłata lubi być psim zwycięzcą? Gdy patrzę na jej małe zwycięstwa obleczone wielką dumą psiego chodu z wysoko podniesioną głową, myślę, że ludzkie życie byłoby dużo szczęśliwsze, gdybyśmy zawsze doceniali nasze małe zwycięstwa: zjedzone na czas śniadanie, upolowane ładne warzywa, pół godzinki tylko dla siebie, całusek skradziony ukochanemu, rysunek wykonany własną ręką, uśmiech otrzymany od nieznajomej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz