środa, marca 30, 2011

(210+1). Czy zakwitnie jeszcze kwiat na lodowcu?

 wpis przeniesiony 1.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Szła. Inni też szli, ale to ona przykuła moją uwagę. Może dlatego, że ubrana w czerń, która z łatwością zlała się z moimi smutnymi myślami. Szła przede mną. Było w ruchu jej ciała coś bezwstydnie rozpustnego. Tym czymś było życie.

Nie ma końca memu zadziwieniu, że po śmierci człowieka nie zatrzymują się choć na chwilę wszystkie ludzkie życia. Świat toczy się dalej pomimo tego, że są ludzie, którzy zatrzymali się w niemożliwych do wysłowienia: bólu, pustce, ciszy, zadumie.

Nie ma końca memu zadziwieniu, że Śmierć przechodząc obok zawsze pozostawia intensywny, drażniący nozdrza, zapach Życia. Tak bardzo nie na miejscu w tej chwili.

Szła. Ruch jej ciała przykuł moją uwagę. Wesoły, radosny ruch. Nie jestem dziś ani wesoła, ani radosna. Szła. Wysoka. Naprawdę wysoka, zgrabna kobieta w czerni. Pomyślałam bezwstydnie: jak bardzo chciałabym być wysoką, zgrabną kobietą. Dobrą chwilę trwało zanim do mnie dotarło, że przecież jestem wysoką, zgrabną kobietą. Ucieszyłam się z tego faktu radością nie na miejscu. Czyżby to ten zapach Życia zaczynał zawiązywać owoce nadziei? JESTEM brzmi dziś tak abstrakcyjnie. JESTEM JESZCZE CHWILĘ NA TYM ŚWIECIE to konkret o określonych konsekwencjach. Konstrukt zamknięty w czasie i przestrzeni. Nie będzie ani jednego dnia powtórki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz