wtorek, stycznia 19, 2016

1633. Poza pierwszą pięćdziesiątką

 wpis przeniesiony 18.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pojawiła się w zdecydowanej większości subiektywnych rankingów najlepszych książek 2015 roku. Pomyślałam, że zaryzykuję, zwłaszcza, że nazwisko autora obiło mi się o uszy kilka lat temu. Nie wzięłam pod uwagę, że większość tych rankingów stworzyli mężczyźni. To przy czytaniu tej, błyskotliwej skądinąd, książki miało niebagatelne znaczenie.

Gdy plan gry szpitalnej był już znany, Biały Kruk stwierdził, że będę miała dużo czasu na czytanie. Mylił się. Miałam koszmarne kłopoty z koncentracją i dawałam radę tylko i wyłącznie oglądać kabarety na jutjubie.

Końcówkę tej książki podzieliłam sobie przynajmniej na kilka części. Wzięłam na ambit i skończyłam ją jeszcze w szpitalu, bo w blokach startowych czekała już inna książka. Nie mam pojęcia, dlaczego przedstawiony w tej powieści mechanizm do złudzenia przypomina mi aktualną od jakiegoś czasu polską rzeczywistość polityczną.

To nie jest książka, która znalazłaby się w pierwszej dwudziestce najlepszych według mnie książek 2015 roku. Zastanowiłam się. Nie zmieściłaby się nawet w pierwszej pięćdziesiątce. No ale spróbować było warto, bo kto nie próbuje, nie wie, co lubi.

[…] literatura od zawsze łączy się z pozytywnymi konotacjami w sektorze artykułów luksusowych.

*

     — Nie wiem, może to prawda, chyba faktycznie jestem czymś w rodzaju macho; nigdy nie byłem przekonany, że kobiety powinny mieć prawa wyborcze, dostęp do tych samych kierunków studiów, do tych samych zawodów co mężczyźni i tak dalej. Cóż, przywykliśmy do tego, ale czy to naprawdę był dobry pomysł?
     […]
     — Jesteś za powrotem patriarchatu, prawda?
     — Nie jestem za niczym, przecież świetnie wiesz, ale patriarchat miał przynajmniej tę zaletę, że istniał. Chodzi mi o to, że jako system społeczny trwał w swoim istnieniu, były rodziny z dziećmi, które odtwarzały z grubsza ten sam schemat i jakoś ten świat się kręcił, a teraz nie ma żadnych dzieci, czyli wszystko z głowy
.

*

[…] nigdy nie zawalałem terminów. Ale czy to wystarczy, żeby życie miało sens? I dlaczego w ogóle życie ma mieć sens? Wszystkie zwierzęta i miażdżąca większość ludzi żyje bez najmniejszej potrzeby sensu. Zgodnie ze swoim rozumowaniem żyją, bo żyją, ot i wszystko; zapewne umierają, bo umierają, i na tym się kończy ich analiza. Jako specjalista od Huysmansa czułem się w obowiązku pójść nieco dalej.

*

[…] zaślepienie nie jest w historii niczym niezwykłym: to samo można było zaobserwować w latach trzydziestych u intelektualistów, polityków i dziennikarzy, powszechnie przekonanych, że Hitler „w końcu odzyska zdrowy rozsądek”. Ludzie żyjący w określonym systemie społecznym prawdopodobnie nie potrafią sobie wyobrazić punktu widzenia tych, którzy niczego od systemu nie oczekując, planują jego zniszczenie.

Michel Houellebecq, Uległość, przeł. Beata Geppert,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz