nie traktuj osoby pobłażliwie! nawet
dziecko nie lubi być traktowane niepoważnie.
*
co cię w tym, co się dzieje,
interesuje/przyciąga?
KD • Teachers
zauważaj, w reakcji na co
ludzie zmieniają temat rozmowy.
★
Jabłoń, która nie rodzi, należy wyciąć, usłyszałam.
Jak to jest: żyć, być, śnić i nieprzerwanie marzyć,
gdy prawie ci wmówiono, że jesteś taką Jabłonią?
Jak to jest kwitnąć przez cały rok? Rozkwitać każdego dnia?
nie traktuj osoby pobłażliwie! nawet
dziecko nie lubi być traktowane niepoważnie.
*
co cię w tym, co się dzieje,
interesuje/przyciąga?
KD • Teachers
zauważaj, w reakcji na co
ludzie zmieniają temat rozmowy.
★
Widziałam to zdjęcie bardzo, bardzo dawno temu. Zachwyciło mnie wtedy. Wróciło przy okazji książki. Nic się nie zmieniło. Wciąż jest ono dla mnie o wielu fundamentalnych w moim życiu rzeczach.
Cieszę się, że wróciło, bo karmi mnie i gada do mnie. Opowiada z pasją. O zaufaniu. O chwili, tej jedynej właśnie teraz. O relacji. O miłości. O przyszłości, w którą idzie się razem lekko i z wiarą w dobry jeszcze Czas.
Taida & Tosia
fot. Saxifraga, fragment.
Potrzebuję tych opowieści szczególnie teraz, gdy łatwe jest tylko słowem, cieniem wspomnienia, fatamorganą marzenia — pięcioma literami, które nagle i gwałtownie rozsypały mi się na kołdrze.
wybuchy sprzed wielu pokoleń. staram się, by dziura, którą noszę w sobie od odłamków tamtej przemocy co najwyżej tylko od czasu do czasu zakrzywiała mi rzeczywistość. mozolnie uczę się, by nigdy jej nie definiowała.
133/366
każda rola ma próg.
*
[odnajdując ją najpierw w sobie]
stań po stronie,
której nikt nie chce wziąć.
KD • Teachers
jeśli oczekuję CZEGOŚ od drugiej strony,
to znaczy, że jestem na progu
na zrobienia TEGO CZEGOŚ.
★
oni beze mnie, bo ja ze złamaną główką kości ramiennej. pierwszy raz przed publicznością. byli świetni, dzięki technologii oglądałam spektakl na ścianie w ulu.
129/366
fot. Kompanka, fragment.
Dla nas, to pierwsze doświadczenie naszej historii przed publicznością, na scenie.
Jako grupa nieaktorek i nieaktorów zaczęliśmy, poprzez różne zabawy, poszukiwać tego, co wokół nas NIEWIDZIALNE. Stworzyliśmy postaci, sytuacje, relacje. Gdy nasz system już hulał, okazało się, że wymaga on zdecydowanej naprawy.
My już NIE WIDZIMY, co można zrobić?
Dlatego zapraszamy osoby, które nie uczestniczyły w tym procesie, aby ZOBACZYŁY i wskazały nam kierunki naprawcze.
Laura, Filip, Kika, Zośka, Grażyna, Sharon, Robert, Sara, Kris, Świadomość, która już machnęła ręką na to, co się dzieje, i Wyrocznia, która zobaczyła szczelinę i widzi szansę.
Fragment zaproszenia.
(wyróżnienie własne)
[dostęp: 8.05.2024], źródło.
Majówkowe wypatrzenia. W sumie na ten sam temat. Pati zrobiła cyk upartej, a ja wyczytałam piękne słowa z opaski na nadgarstku El Sciura.
fot. Pati, fragment.
se vuoi di più diventa di più
[jeśli chcesz więcej, stań się kimś więcej]
🍆
pierwsza koza, druga koza, trzecia koza, czwarta koza*… naliczyliśmy siedem kóz dziewiczego stada „pierwszych razów”, które od jutra będziemy razem wypasać.
tylko dwie kozy współdzielę z Sadownikiem, reszta jest tylko moja.
122/366
__________
* [suplement: 7.05.2024] wolne tłumaczenie z ukłonem w stronę fonemów: la prima cosa, la seconda cosa, la terza cosa, la quarta cosa…
Zdjęcie sprzed kilkunastu dni, ale psi kłaczek wypatrzyłam dopiero wczoraj. I przepadło. I zdjęcie, i kłaczek muszę tu, pod ręką, mieć.
fot. Hawwa, fragment.
*
Felix Mendelssohn-Bartholdy,
Pieśń bez słów, cykl 6.:
op. 67, nr 2 fis-moll, Bertrand Chamayou (fortepian),
White Raven’s Favorites Playlist 2022, #96.
Autor(ka) nie do ustalenia.
dziś jest wigilia wigilii wielu moich pierwszych „razów”, do których zliczenia nie wystarczy palców jednej dłoni. lęk miesza się z wieloletnim pragnieniem, strach z pewnością, że damy radę.
tylko ciekawość, niewzruszona, pewna siebie, z dopiętymi na ostatni guzik osobistymi sprawami, siedzi już na swoich walizkach i macha nóżkami.
121/366
przeczytałam: czego chcesz od życia? i zdębiałam, bo nie miałabym śmiałości, by odpowiedzieć wprost, zdecydowanie, na głos; bez lęku, że dostanę po łapach.
czy moją szczerą odpowiedź życie potraktowałoby jako żądanie, grzeczną prośbą czy może — tak byłoby najpiękniej — jako zaproszenie, byśmy razem, ja i Ono, odkrywali kolejne dobre chwile?
120/366
słońce zatrzymane w liściach. liście zatrzymane w pikselach. wiele odcieni młodziutkiej jeszcze zieleni, magicznie dobra chwila, cyk, odnaleziona.
119/366
[…]
każdy z nas swoje dobre życie
nie tyle wybiera, ile odnajduje.
*
Nie znajdziesz szczęścia, goniąc za nim, bo nie wiesz, co tak naprawdę by cię uszczęśliwiło. Rób to, co cię najbardziej interesuje, a zaznasz szczęścia, nawet o tym nie wiedząc.
*
Nasze myśli i decyzje nie powstają w oderwaniu od ciała, które z kolei nie funkcjonuje oddzielnie od tego, co uważamy za swoją świadomość i wolę.
John Gray, Kocia filozofia. Sens życia
według kotów, przeł. Agnieszka Wilga,
Fundacja Kultura Liberalna, Warszawa 2022.
Dwuniedzielne odliczanie literek, cztery. Gdy po raz pierwszy chciałam przeczytać coś Baldwina, nie było na to szans. Z ogromną przyjemnością odnotowałam kilka chwil temu, że pojawił się w nie jednej odsłonie.
Mam kilku znajomych (tak, to mężczyźni, sic!), dla których Ameryka jest synonimem Stanow Zjednoczonych, a panujące tam reguły gry życia społecznego uważane są przez nich za niedościgniony ideał. W kontakcie z tymi osobami muszę zadowolić się prawem do odrębnego zdania w tej kwestii, dyskusja nie jest możliwa. Wspomniani panowie, ale też arcypolscy konfederaci i konfederatki (sic!) oraz partia małych ludzi nie zajrzą tej książki.
To nie jest łatwa książka dla białego, ale warto ją czytać, tropiąc wewnętrznego murzyna, by mieć okazję przyjrzenia się, gdzie sami sobie podstawiamy nogę. Warto zobaczyć najbielszy odcień swojej bieli i zastanowić się, czy aby na pewno nam służy.
Po 62 latach od ukazania się tych literek w oryginale, śmiało i z przykrością należy odnotować, że niestety żadna z nich nie straciła na aktualności. Białe, męskie rządy mogą sobie pogratulować. Episkopat ma co świętować, jeśli słowo murzyn zamienić w wyobraźni choćby na chwilę na kobieta.
Przewraca mnie wręcz prawda, jaką kryje następująca drobna zmiana w zaledwie jednym zdaniu: [Płeć] to nie jest [tylko] rzeczywistość doświadczenia ludzkiego czy osobistego; to rzeczywistość polityczna.
Pierwszy polski tłumacz esejów Baldwina Daniel Passent, który w 1963 roku miał szczęście uczestniczyć w spotkaniu z pisarzem na Uniwersytecie Princeton, stracił zakupiony wówczas egzemplarz książki, bo… skonfiskowała mu go policja stanu Missisipi.
Mikołaj Denderski
•
Dwa eseje, które tworzą książkę, ukazały się po raz pierwszy pod koniec 1962 roku w amerykańskiej prasie […].
∘
Latem i jesienią 2020 roku, kiedy po zabójstwie George’a Floyda budynki w amerykańskich miastach faktycznie płonęły jak żywe przypomnienie o tym, ile jest jeszcze do zrobienia w kwestii praw obywatelskich Afroamerykanów, ostrzeżenie Baldwina zapowiadające „następnym razem pożar” brzmiało szczególnie aktualnie.
∘
Baldwin stara się przywrócić do dyskursu politycznego pojęcia „duchowości”, „moralności” i „miłości”, tyle że odarte z fałszywych znaczeń, jakimi omotały je religie po tym, jak ich pierwotna energia została „pochowana” wraz z powstaniem państw.
Katarzyna Jakubiak
🖇 🖇
Nazywam się Baldwin, ponieważ zostałem sprzedany przez moje afrykańskie plemię albo z niego uprowadzony, by trafić w ręce chrześcijanina nazwiskiem Baldwin, który zmuszał mnie do klęczenia u stóp krzyża. Jestem zatem, tak w świetle dnia, jak i w świetle prawa, potomkiem niewolników w białym, protestanckim kraju, i to właśnie znaczy być amerykańskim Murzynem, oto kim on jest – uprowadzonym poganinem, którego sprzedano jak zwierzę i traktowano jak zwierzę; którego amerykańska konstytucja uznawała kiedyś za „trzy piąte” człowieka i który, zgodnie z wyrokiem w sprawie Dreda Scotta, nie miał żadnych praw, jakie biały człowiek byłby zobowiązany respektować.
🖇
Czarni przeważnie albo spoglądają na innych czarnych z góry, albo wznoszą ku nim oczy z podziwem, nigdy nie patrzą na ciebie tak po prostu, biali zaś przeważnie odwracają od ciebie wzrok.
🖇
Kolor skóry to nie jest rzeczywistość doświadczenia ludzkiego czy osobistego; to rzeczywistość polityczna.
🖇
[…] to nie źli ludzie przynoszą zagładę cywilizacji; nie trzeba koniecznie, by ludzie byli źli – wystarczy, że będą pozbawieni kręgosłupa.
🖇
W domenie władzy chrześcijaństwo poczynało sobie z bezgraniczną arogancją i okrucieństwem – trudno, by było inaczej, skoro religie zwykle nakładają na tych, którzy odnaleźli prawdziwą wiarę, duchowy obowiązek wyzwolenia niewiernych. Ta akurat prawdziwa wiara troszczy się przy tym o duszę bardziej niż o ciało, o czym zaświadczą ciała (i zwłoki) nieprzeliczonych rzesz niewiernych.
🖇
[…] groźba powszechnego unicestwienia wisząca dzisiaj nad całym światem zmienia, diametralnie i nieodwołalnie, naturę rzeczywistości, i rzuca bezlitosne światło na prawdziwy sens ludzkich dziejów. My, ludzie, posiedliśmy moc pozwalającą nam na eksterminację nas samych; tak oto przedstawia się suma naszych osiągnięć. Odbyliśmy tę podróż i dotarliśmy do tego miejsca z imieniem Boga na ustach. Byłoby to zatem najlepsze, co Bóg (biały Bóg) jest w stanie zdziałać. Jeżeli tak, to już czas Go zastąpić – tylko czym?
🖇
Gloryfikacja jednej rasy i wynikające z tego poniżenie innej – lub innych – zawsze było i zawsze będzie receptą na mord. To nieuniknione. […] Tego właśnie próbowali dokonać naziści. Oryginalni byli jedynie pod względem środków, po jakie sięgnęli. Daremny trud próbować zliczyć, ile razy słońce wstawało nad rzezią niewinnych.
🖇
Dotychczas autentycznie przeważało podejście, by o tyle, o ile to możliwe, traktować białych z pobłażaniem, jako lekko obłąkane ofiary własnego prania mózgu. Murzyn przyglądał się żywotom, jakie wiedli. Nie było mowy, by dał się nabrać; patrzył na to, co wyrabiają, i na wymówki, jakich się chwytają, a gdy już biały naprawdę popadał w tarapaty, poważne tarapaty, wówczas przychodził do Murzyna. A ten myślał sobie, że gdyby dysponował atutami, jakimi na tym świecie dysponuje biały, sam nigdy nie stałby się tak zagubiony ani tak wyzuty z radości, ani tak bezmyślnie okrutny. Murzyn przychodził do białego po nowy dach albo po pięć dolarów, albo po pismo do sędziego; biały przychodził do Murzyna po miłość. Ale sam nieczęsto zdolny był dawać to, w poszukiwaniu czego przychodził.
🖇
Jak można szanować, a co dopiero przyjmować, wartości ludzi, którzy pod żadnym względem nie żyją tak, jak twierdzą, że żyją albo powinni żyć?
🖇
Wcale nie jestem pewien, czy warto było się uwolnić od afrykańskiego szamana, skoro dziś – abym mógł jakoś sobie poradzić z moralnymi sprzecznościami oraz duchową jałowością mego życia – oczekuje się, że popadnę w zależność od amerykańskiego psychiatry. Odrzucam taką zamianę.
🖇
Zbyt wiele jest rzeczy, których nie życzymy sobie wiedzieć na własny temat. Choćby tego, że ludziom nie zależy przesadnie na równości (zresztą względem kogo i czego?), za to uwielbiają myśl o byciu lepszymi. I ta prawda o ludziach działa ze szczególnie niszczącą mocą tutaj, gdzie trwała tożsamość jest niemal nieosiągalna, a ludzie wiecznie usiłują osadzić się na ruchomych piaskach statusu.
🖇
Dawanie jest wśród ludzi czymś naprawdę rzadko spotykanym. Większość ludzi broni i strzeże; wydaje im się, że bronią i strzegą siebie oraz tego, co uważają za swoją istotę, podczas gdy faktycznie bronią i strzegą własnego oglądu rzeczywistości i swoich wyobrażeń na własny temat. Człowiek nie może dać niczego od siebie, nie dając samego siebie, to jest: nie ryzykując samym sobą. Kto nie potrafi wystawić siebie na szwank, ten jest zwyczajnie niezdolny do dawania.
🖇
[…] my, czarni i biali, ogromnie potrzebujemy siebie nawzajem, […] jeżeli naprawdę mamy osiągnąć swoją tożsamość, swoją dojrzałość jako kobiety i mężczyźni.
🖇
[…] tak rozpaczliwie poszukuje się miłości i na tak przemyślne sposoby się jej unika. Miłość zdziera maski, bez których boimy się żyć, a w których życie, mamy tego świadomość, jest niemożliwe. Mam tu na myśli „miłość” nie tylko w znaczeniu osobistym, ale również rozumianą jako stan istnienia czy też stan łaski – nie w infantylnie amerykańskim brzmieniu łączącym ją z doznawaniem szczęścia, ale w trudnym i uniwersalnym brzmieniu, w które wpisane są poszukiwanie, odwaga i rozwój.
🖇
Zbyt dużo czasu spędziłem jednak, głosząc kazania, i zdążyłem się naoglądać zbyt wielu potworności. Nie odnoszę się tu po prostu do rażącego faktu, że duchowny w końcu nabywa domy i cadillaki, podczas gdy wierni w dalszym ciągu szorują podłogi i rzucają swoje dziesięciocentówki, ćwierćdolarówki i całe dolary na tacę. Chodzi mi naprawdę o to, że w Kościele nie było miłości. Maskowano nim nienawiść żywioną względem innych, nienawiść żywioną względem siebie oraz rozpacz. […] Kiedy kazano nam kochać wszystkich, myślałem, że znaczy to, iż należy kochać wszystkich. Ale nie. Odnosiło się to jedynie do tych, którzy wierzyli w ten sam sposób co my […].
🖇
[…]
„miłość” to nie „emocjonalny nonsens”,
ale potężna siła sprawcza, zdolna przeobrazić się
w „mocne, konkretne działanie” […].
🖇
Możliwe, że cała nasza nędza, ludzka nędza, bierze się z tego, że gotowiśmy poświęcić piękno naszego życia, skazać się na więzienie zbudowane z totemów, tabu, krzyży, krwawych ofiar, wież kościelnych, meczetów, ras, armii, flag, narodów, byle tylko zaprzeczyć faktowi śmierci, jedynemu faktowi, którego możemy być pewni. Wydaje mi się, że faktem śmierci należy się radować – należy wybrać własną śmierć, a wręcz zasłużyć sobie na nią, konfrontując się całym sobą z zagadką życia.
🖇
Na wolnych ludziach spoczywa obowiązek pokładania ufności i radosnego uczestnictwa w tym, co stałe (a stałe są narodziny, zmagania i śmierć, a także miłość, choć o tym ostatnim nie zawsze jesteśmy przekonani), jak również obowiązek pojmowania istoty zmiany, zdolności zmiany i gotowości do niej. Mówię o zmianie, która nie zachodzi na powierzchni, lecz w głębi – o zmianie rozumianej jako odnowa. Odnowa nie jest jednak możliwa, gdy ktoś za stałe zwykł uważać rzeczy, które stałe nie są – na przykład bezpieczeństwo, pieniądze czy władzę. Wówczas człowiek kurczowo trzyma się tworów ułudy, które niechybnie go zawiodą, a cała nadzieja na wolność – możliwość jej osiągnięcia – znika.
🖇
Teraz wszystko jest w naszych rękach – nie wolno nam myśleć, że jest inaczej.
🖇
Sądzę, że ludzi stać na więcej, i wiem, że potrafią być lepszymi, niż są obecnie. Będziemy zdolni dźwigać wielkie brzemię, gdy wreszcie się przekonamy, że owo brzemię to rzeczywistość, i gdy sami znajdziemy się po stronie rzeczywistości.
James Baldwin, Następnym razem pożar,
przeł. Mikołaj Denderski, Karakter, Kraków 2024.
(wyróżnienie własne)
Wszechświat, na który składają się nie tylko gwiazdy i księżyc, i planety, kwiaty, trawa i drzewa, ale i inni ludzie, nie wykształcił warunków umożliwiających ci egzystencję, nie przygotował ci żadnego miejsca, i jeżeli miłość nie otworzy dla ciebie drzwi na oścież, żadna inna potęga nie będzie w stanie tego uczynić.
🖇
[…]
wytrwałość daje wyniki
niezależnie od koloru skóry […].
🖇
[…] w naszych czasach, tak samo jak w każdych innych, niemożliwe to najmniej, ile można żądać […].
🖇
Być zmysłowym to według mnie szanować siłę życia, samego życia, i upajać się nią, a przy tym być obecnym we wszystkim, co się robi, od trudu miłości po łamanie się chlebem.
(tamże)
Dwuniedzielne odliczanie literek, trzy. Czytane przeze mnie książki często mają naturę matrioszek. W Kociej filozofii trafiam na słowa przeniesione z innej książki:
Piękno znajdujemy nie w rzeczach, lecz w smugach cienia, które powstają przez oddziaływanie rzeczy na siebie, w grze światła i cienia.
i już pędzę, i sprawdzam, i klik, klik, i nie mam żadnych złudzeń. I tylko patrzę, jak dziewiędziesięciojednoletnia dziś w oryginale książka wbiega na bezdechu na szczyt mojego, godnej wysokości, czytelniczego stosiku.
Wszystko, co czytam, rzucam w kąt, by delektować się tym drobiazgiem o wielkiej duszy. Moja dusza mruczała od pierwszego akapitu, po ostatnie zdanie.
Czytając po raz kolejny Pochwałę cienia, miałem wrażenie, jakbym słuchał erudyty snującego opowieści w gronie przyjaciół zebranych przy czarce sake. Gdyby jednak zaklasyfikować tekst jako historycznoliteracki gatunek, należałoby go uznać za popularną od wieków w japońskiej literaturze formę swobodnych zapisków zwanych zuihitsu, dosłownie „za pędzlem” albo „śladem pędzla”.
Henryk Lipszyc
🖇 🖇
[…] my, ludzie Wschodu stwarzamy piękno z cieni, które odszukujemy w banalnych, najmniej oczekiwanych miejscach. Jak powiada się w starej pieśni: „zbierz patyki i zwiąż z sobą – będzie chata, rozsyp – znów znajdziesz się na polu”. Tacy już jesteśmy, że piękno znajdujemy nie w rzeczach, lecz w smugach cienia, które powstają przez oddziaływanie rzeczy na siebie, w grze światła i cienia. […] Nie ma piękna bez cienia.
🖇
Połyskująca powierzchnia laki, kiedy przyglądamy się jej w ciemności, odbija migoczące światło świecy, zapowiadając niespodziewane podmuchy wiatru, który od czasu do czasu postanawia złożyć nam wizytę w cichym pokoju, sprawiając, że mimo woli pogrążamy się w zadumie.
🖇
Papier wynaleźli ponoć Chińczycy. Podczas gdy zachodni papier nie budzi w nas szczególnych emocji i traktujemy go czysto użytkowo, faktura papieru chińskiego lub japońskiego daje szczególne poczucie ciepła i przynosi odprężenie. Niby ta sama biel […]! Powierzchnia papieru zachodniego zdaje się odbijać światło, nasz tymczasem zachowuje się, jakby je obejmował i wchłaniał tak jak puszysta powierzchnia pierwszego śniegu. W dotyku miękki, nie szeleści przy zginaniu lub zgniataniu, jest bezgłośny i sprawia wrażenie, że podobnie jak liść drzewa zawiera w sobie wilgoć.
🖇
Czystość tego, co odsłonięte, kieruje jedynie nasze zainteresowanie ku temu, co niewidoczne.
🖇
Nie twierdzę, że nie lubimy niczego, co błyszczy, ale prawdą jest, że nad tani połysk przedkładamy głębokie półcienie, to przyćmione światło – czy to na naturalnym kamieniu, czy też w dziele rąk ludzkich – które natychmiast przywodzi na myśl ów szlif starości.
„Szlif starości” brzmi ładnie, ale tak naprawdę to brud ludzkich rąk wtarty do połysku.
🖇
Może zresztą taka biel w rzeczywistości wcale nie istnieje. Może to tylko złośliwy figiel, jaki płatają światło i cień, rzecz ulotna, coś, co istnieje tylko tu i teraz.
🖇
Ze światła korzystamy dziś nie tyle po to, by wygodnie nam było czytać, pisać lub szyć, ile by z możliwie każdego zakątka przegnać cień.
🖇
Wygląda na to, że w miarę jak się starzejemy, jesteśmy coraz bardziej skłonni wierzyć, że wszystko bez wyjątku było lepsze kiedyś niż teraz. Sto lat temu starsi ludzie tęsknili za czasami sprzed dwustu lat, ci, co żyli dwieście lat temu – za czasami sprzed trzystu. Nigdy więc nie było tak, byśmy byli zadowoleni z czasów, w których żyjemy. […]
Zabawne, kiedy człowiek sobie uświadamia, że i on osiągnął wiek utyskującego staruszka, ale jest chyba faktem, że udogodnienia współczesnej kultury schlebiają gustom ludzi młodych, zapowiadając jednocześnie nadejście czasów coraz mniej przyjaznych dla starszych.
🖇
To przechodzi ludzkie pojęcie – trzeba naprawdę nie mieć serca, żeby odbierać nam cień, jaki dają drzewa w lesie.
Jun’ichirō Tanizaki, Pochwała cienia, przeł. Henryk Lipszyc,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2016.
Chciałbym ponownie przywołać, przynajmniej w literaturze, świat cieni, który właśnie tracimy. […] A na próbę, żeby zobaczyć, jak to będzie wyglądało, zgasimy światło.
(tamże)
Dwuniedzielne odliczanie literek, dwa. Polecajka zdecydowanie godna polecenia.
Książki z kocim kłaczkiem czytam przez wzgląd na kociarzy, do których mam maksymalnie dwa uściski dłoni, by choć mentalnie zbliżyć się do ludzko-kocich światów. A po przeczytaniu świńskim truchcikiem psa, który coś zwędził, wracam do świata, w którym pies jest i członkiem rodziny, i nauczycielem życia.
Koty, jako ucieleśnienie wolności i szczęścia, jakich ludzie nie mają szansy doświadczyć, są w naszym świecie przybyszami jakby z innego świata.
🖇
[…] koty nie kwapią się do ulegania ludziom. Choć często z nimi mieszkają, ani nie są im specjalnie posłuszne, ani w nich wpatrzone. Nawet gdy szukają w nas oparcia, pozostają od nas niezależne. […] Jeśli nie podoba im się nasze towarzystwo, odchodzą. Jeśli z nami zostają, to dlatego, że same tego chcą.
🖇
Czy gdyby koty umiały podsumować swoje życie, mogłyby je uznać za nic niewarte? Trudno to sobie wyobrazić. Nie przekuwając swojego losu w opowieść, nie mogą go uważać za tragiczny ani żałować, że się narodziły. Przyjmują życie jako dar.
🖇
Niezdolność do abstrakcyjnego myślenia wcale nie jest wyrazem kociej niższości względem człowieka, lecz raczej oznaką wolności umysłowej.
🖇
Błędem jest przekonanie, że dobre życie polega na poszukiwaniu dobra. Dobro oznacza tu pewną wizję, jak u Platona. Gdy nam się na chwilę ukaże, spędzamy resztę życia, usiłując się do niego zbliżyć. Kotom nic takiego nie przychodzi do głowy. […] Na ich dobre życie składa się to, co w danej chwili odczuwają zmysłami, a nie jakiś mglisty i odległy miraż.
Dobre życie nie musi odzwierciedlać jakiejkolwiek idei.
🖇
Dobre nie jest to życie, które wiedliśmy w przeszłości lub do którego zmierzamy, lecz to, którym właśnie żyjemy. W tej kwestii koty mogą nas wiele nauczyć, bo nie tęsknią za życiem, którego nie doświadczają.
🖇
Osoby wychowane w przekonaniu, że moralność jest systemem jednolitym i uniwersalnym, mają z tą różnorodnością pewien kłopot.
🖇
[…]
dowodzenie nie jest jedynym
narzędziem przekonywania.
Pascal
🖇
Jeśli nie odnajdujesz przyjemności w życiu, znajdź spełnienie w niestałości i złudzeniu. Nie walcz z lękiem przed śmiercią, pozwól, by sam przygasł. Jeśli usilnie pragniesz spokoju, będziesz się zmagać z niepokojem. Zamiast odwracać się od świata, zwróć się ku niemu i przyjmij jego szaleństwo.
🖇
Koty nam pokazują, że szukanie sensu, podobnie jak poszukiwanie szczęścia, jest tylko rozrywką, oderwaniem od życia. Sens życia to jego smak i zapach, które czasem przypadkiem udaje nam się poczuć i które znikają, zanim się obejrzymy.
John Gray, Kocia filozofia. Sens życia
według kotów, przeł. Agnieszka Wilga,
Fundacja Kultura Liberalna, Warszawa 2022.
Gdy widzisz rzeczywistość i nie próbujesz jej zmienić, możesz doświadczyć przebłysku wieczności. Każda chwila jest sama w sobie kompletna, a zmieniające się sceny ukazują ci się, jakby znajdowały się poza czasem. Wieczność to nie inny porządek rzeczy, lecz po prostu świat widziany bez niepokoju.
🖇
Każda istota, każdy osobnik ma swoją własną wersję dobrego życia.
🖇
[…] nasze emocje wynikają z doświadczeń naszych ciał.
(tamże)
Dwuniedzielne odliczanie literek, raz. Czekałam na tę książkę ponad pół roku. Polityka wydawnictwa kazała mi czekać. To akceptowalna przeze mnie forma dyskryminacji. By sobie z nią poradzić, wystarczy cierpliwość. Wersja elektroniczna jest dostępna po jakimś czasie od ukazania się książki „w papierzu”.
Warto było czekać. Poczekałabym i rok. Nie śpieszyłam się z czytaniem. Nie czytałam wcale, delektowałam się. Kocham książki napisane przez mądre kobiety.
Składam się z ciała i z lodu. Ciało nie topi lodu, lód mrozi ciało. Ale tylko trochę. […] W głowie też jest lód. A w nim umysł – zatopiony jak komar w bursztynie.
Jest jeszcze trzecia warstwa mnie. Nie wiem, z czego się składa, choć pewnie z ciała, jak wszystko w człowieku. Tam w środku. To przerażone zwierzę – żadna mała dziewczynka w białej sukience, którą kiedyś odkryłam podczas jednej z kolejnych terapii. Towarzyszyła mi jakiś czas, starałam się nią opiekować. Była motylem rozkładającym skrzydła, młodym ptakiem uczącym się latać. Mówiłam do niej czule. Rozbiła się o skały. Nie, nie martwcie się, nic się nie stało. Nie było jej nigdy. Tam zawsze było przerażone zwierzę. A ja nie umiem do niego podejść. Nie to, żeby atakowało, gryzło; nic z tych rzeczy. Po prostu jest we mnie, pod warstwą lodu. A ja nie wiem, jak je oswoić. Ale wiem tyle – cokolwiek bym zrobiła, ono zawsze będzie się bało.
🖇
Bycie kobietą w nauce, do tego autystyczną, nie jest łatwe. Chciałabym być mężczyzną. Byłabym profesorem wzbudzającym szacunek kolegów (bo jednak coś tam nowego wymyśliłam w swojej dziedzinie) i rozczulenie kobiet. A jeśli dodać do tego profesorskie roztargnienie i bycie samotnym, czy raczej samodzielnym, ojcem… Nie wiem, skąd mam pewność, że byłoby zupełnie inaczej. Ale jestem kobietą. Takie mamy karty, jakie nam rozdano.
🖇
Nie mogłam się zdecydować – pójść? nie pójść? W ten dzień też szamocę się z myślami. Po co masz tam iść, mruczy zwierzę, chodź, zostaniemy, popracujesz sobie, jakaś inna część mnie mówi, że warto iść […].
🖇
Stoimy we czwórkę, ja między kolegami profesorami. Minister podbiega do nas, wyciąga kolejno rękę, „Dzień dobry, panie profesorze, dzień dobry, dzień dobry”, omija mnie i wymienia uścisk dłoni z ostatnim „dzień dobry, panie…”.
– Ale – mówi skonsternowany jeden z kolegów, już uściśnięty przez wiceministra. – Ale… tu jest pani profesor Jurewicz…
Wiceminister płoni się i chichoce jak pensjonarka:
– O, przepraszam! Myślałem, że to sekretarka – wyciąga dłoń. Oczywiście uśmiecham się, dygam i ściskam jego rękę.
🖇
Siedzę na posiedzeniu komisji mającej oceniać polską naukę. Już czwartą godzinę toczy się zażarty spór o wyniki zastosowania algorytmu, którego co prawda nie rozumiem, ale który – jak wynika z dyskusji – zupełnie nie odzwierciedla rzeczywistego stanu rzeczy. Tak to jest, gdy próbujemy językiem matematyki opisać tę dziwną społeczną aktywność homo sapiens, jaką jest nauka. W dyskusji biorą udział sami mężczyźni. I tylko jedna młoda pani profesor, która równocześnie ściga pewnego wirusa, jeszcze zanim stanie się sławny jako Covid.
🖇
Pod warstwą lodu – o którego obecności wciąż jeszcze nic nie wiem, zakładając sprawczą moc mego umysłu – nieznane mi zwierzę cały czas cierpi. Rozpacza, że nie ma mnie tam, gdzie chciałabym być. Że jestem tam, gdzie nie chcę. Że ktoś woli kogoś innego niż mnie.
🖇
Nie wiem zresztą, czy to aż przyjaciółka, ale lubię ją, nie robi mi krzywdy. Nie śmieje się ze mnie.
🖇
American Typewriter. Book Antiqua. Baskerville. Hoefler Text. To moje ulubione. Przynajmniej z tych, które spróbowałam. Nigdy w życiu nie będę nic pisać w Trebuchet MS albo w Helvetica Neue. Nie mówiąc o Arialu. Ale może zacznę przeglądać od początku. Adobe Caslon Pro i Cochin też mogą być. Courier podobny do American Typewriter, więc mi się podoba. Didot? Chyba nie. Futura? Nie. Geneva na pewno nie. Ach, wreszcie nadchodzi dobra, zapomniana Georgia. Dopada mnie niepokój. Jestem dopiero przy G, przede mną kilometry zanim dotrę do Z. Piszę z rozpędu w Georgii, ale to nie znaczy, że ją wybieram.
Mój umysł nieznośnie wikła się w tę czcionkę, którą właśnie piszę w czasie liniowym. Jedynym, jaki mam pod ręką. Czcionki są jak ubrania, mówią o mnie, kim jestem. Ich krągłości albo załamania pod ostrym kątem kryją i odsłaniają mnie w różny sposób. […] Ale mój umysł nie zna kryteriów koniecznych do podjęcia wyboru. To skóra woli obłe czcionki, bo mniej ją uciskają i kłują. Umysł szuka metaczcionki.
🖇
Mam badać lęk. Kiedy powstaje? Na przykład, gdy mam wyjść z domu na spotkanie z kimś. Napisać mejl. Wypełnić PIT. Zadzwonić do bliskiej osoby. Kiedy coś niespodziewanego się zdarza. Kiedy się kłócili. Nie wspomnę o wojnie czy pandemii, bo to wiadomo. Choć była jedna dobra strona pandemii – lockdown. Cudowne spacery z psem po pustych parkach. Zdalne kontakty. Zdalne wykłady. Zdalne święta. „To okropne, że nie możemy się spotykać” – mówili do mnie. A ja grzecznie kiwałam głową, potakując. Nie chciałam wyjść na dziwaczkę.
Wracam do lęku. Skupiam się. Coś mnie zaczyna przeżerać jak rdza stary nóż. Brzuch boli, właściwie nie boli, tylko ta mała piąstka zwierzęcia ściska go coraz mocniej. Czuję siłę jego pięciopalczastych dłoni, żołądek kurczy się do wielkości orzecha włoskiego. Ono samo zamiera, może dlatego uścisk jest tak mocny.
🖇
Twarze. Widzę górę, czyli oczy i powyżej. I dół, czyli usta i podbródek. Wiem już, że podczas rozmowy powinnam patrzeć w oczy. Czyli wyżej. Wcześniej patrzyłam na usta, żeby zrozumieć, co ktoś do mnie mówi. Każdemu. Bo trudno mi było zrozumieć bez patrzenia. […] Przeczytałam też, że należy patrzeć w oczy. Tak patrzy uczciwy człowiek. Rany boskie. To patrzę mozolnie w oczy. Okna migdałów o różnych kolorach.
Czasem jednak zerkam na usta. Żeby lepiej zrozumieć, co ktoś mówi do mnie. To takie małe zerknięcie, z nadzieją, że to drugie nie dostrzeże. Nigdy nie składam połówek twarzy razem – górnej i dolnej. Kiedy złożę, wtedy się boję.
🖇
Zło. Czytałam, że celem szkolenia żołnierzy jest zdławienie ich emocjonalnej reakcji na ideę zabijania poprzez stłumienie przyśrodkowej kory przedczołowej. Ale można to potem odwrócić, bo mózg ludzki jest plastyczny. Umie zbudować nowe połączenia neuronów. Nawet mózg dorosłego człowieka. To moja nadzieja.
🖇
[…] śmierci były kamieniami milowymi, którymi
mierzyłam wtedy drogę czasu
[…].
🖇
– A poza tym… – ciągnie koleżanka, a ja słucham zmartwiała. […]
Jak zwykle, dziękuję serdecznie za przemoc, mówię, że nic się nie stało, że dobrze, że mi powiedziała.
🖇
„Przestań, co ty robisz?! – syknęła mama. – Ciocia ci przecież przysługę zrobiła! Przeproś natychmiast!”. Połknęłam płacz. Dygnęłam z gulą w gardle. Przeprosiłam ciocię. Bardzo się wstydziłam. Kopnęłabym to głupie zwierzę, gdybym wiedziała wtedy o jego istnieniu. A tak to kopnęłam samą siebie. Tam, w środku, po brzuchu, od wewnątrz.
🖇
Przecież i ona sama czuje tę więź, rodzaj wspólnoty w widzeniu świata – choć jej perspektywa jest często inna – ma także potrzebę i chęć jego opisu, jego zmiany. I równocześnie – ta tęsknota nigdy nie zrealizowana, by tam się dostać, za tę szybę.
🖇
Nie lubię małych dzieci. Brzydzę się nimi – w przeciwieństwie do małych zwierzątek. […] Ich nigdy nie kończący się krzyk, odbijający się echem w lodzie, boleśnie rozszczepia go, inaczej niż inne krzyki. Ich wszechwładza nad wszystkimi innymi ludźmi, którzy muszą dopasować swoje ciała i aktywności do ich wijącego się jestestwa mierzącego niewiele więcej niż łokieć. Zwierzę odwraca się plecami. Futro wrasta mu w lód. Ma swoje potrzeby i nie zamierza z nich zrezygnować. To mój umysł chce z nich zrezygnować. Mówi, że jeśli ktoś jest taki mały i bezbronny, to jesteś wobec tego nieważna. Serce? Jakie serce? Ono bije po prostu. Ach, chodzi o metonimię? Której uczę moich studentów? Umiem ją nazwać: Serce Za Uczucie? Serce Za Miłość? Serce Za Tkliwość? Nie, we mnie nie ma żadnej metonimii. Serce bije, jest organem zanurzonym w lodzie utrzymującym mnie przy życiu. Robi swoją robotę.
🖇
Gdy o czymś słyszę, widzę świat w zamkniętych pudełkach katalogu. To, o czym słyszę, może być obcym słowem, nazwiskiem, nazwą instytucji, czymś, co powinnam zrobić. Zastygam w bezruchu. Cała. Jestem jedną bryłą lodu od skóry po zwierzę. Znikam z siebie. Potrzebuję pomocy! Kogoś, kto pomoże mi wybrać jedno z tych tysięcy pudełek! Wtedy spotykam się na ogół z niedowierzaniem, w najlepszym razie, z atakiem w najgorszym. „Jak to, ty, taka inteligentna, nie wiesz, o co chodzi? Robiłaś to już tyle razy!” Jak ktoś wskaże pudełko, dalej idzie szybciej, jeśli muszę sama szukać – dużo wolniej. Ale idzie.
🖇
Przecież to musi mieć sens. Tyle osób lubi
matematykę, Szymborską i pierogi.
🖇
Rano. Wirnik budzika warczy, coraz głośniej, „kurwa, znowu jestem w Sajgonie”, zasypiam na chwilę, łopaty budzika biją mnie po twarzy, wciąż tylko Sajgon, zaczynam zbierać siebie w całość, wszystko wszak leży teraz osobno, pod osobną poduszką, tak trudno znaleźć nogę, rękę, oko, ucho, palce, wszystko ciężkie strasznie.
Ale wstaję. Ze zgrzytem zardzewiałego podwozia, chrzęstem kości, na chybotliwych skrzydłach z podartego płótna zaczynam lecieć. Po jakimś czasie włącza się autopilot. Na wysokości przelotowej nie jest źle. Bywa strasznie. Bywa pięknie. Ale w trzeciej części dnia trzeba podejść do lądowania. Każdy, kto leciał samolotem, wie, że ten proces jest długi. Nie jestem myśliwcem. W jasnej połowie roku jest łatwiej, słońce przenika ciało do późna. Jego złoto-rudawe światło, po którym staram się i nie staram wrócić na ziemię, nasyca mnie łagodnością. Spokojem. Uniesieniem, które na moment znów mnie podrywa w powietrze. Tęsknotą. Pod tym wszystkim czai się lęk. To wtedy zaczynam pić.
Nie wiem, jak opisać lądowanie. Może jutro mi się uda.
🖇
Śpiew ptaków unosi mnie wzwyż. Rozlatuję się na boki. Ramiona się rozpościerają, pokonuję siłę ciążenia, staję się mgławicą dźwięków, każdy ton to cieniutki płatek mnie wielkości kwiatu wiśni. Do palców stóp mam przywiązane maleńkie ciężarki, które łagodnie ciągną mnie w dół, głowę podnosi przejrzystość powietrza, wypełnia mnie przestrzeń między dźwiękami. Jestem szczęśliwa.
Joanna Jurewicz, Pod lodem,
w serii Biała Plama,
Wydawnictwo Linia, Warszawa 2023.
Lęk zniknie w ciepłych ramionach Lasu. Będę mogła zacząć oddychać pełną piersią. Zdjąć zbroję. Nie być jak zwierzyna łowna – ciągle czujna. Zwierzę zaśnie obsypane gwiezdnym pyłem. Lód wyprzejrzyścieje, bym mogła patrzeć przez jego tęczowe załamania. Skóra właściwa zmięknie pod pocałunkami słońca i deszczu. Zacznę po prostu istnieć. Będę sobą. Taką, jaką jestem. Potykającą się wciąż o te same linki namiotu, zostawiającą telefon na dworze na całą noc, a potem rano w panice go szukającą, z psami plączącymi się wokół nóg, stroniącą od ludzi, ale równocześnie chętnie rozmawiającą z paniami w sklepie odległym o bezpieczne osiemnaście kilometrów. „Jesteś dzieckiem wszechświata, tak jak drzewa i gwiazdy. Masz prawo być tutaj”.
(tamże)
Jabłoń:
(zapytana, o to, co zjadłaby z chęcią na sobotnie śniadanie,
rozmarzyła się na temat świeżej, chrupiącej bagietki
z gorgonzolą i pomidorkami)
Sadownik:
(wrócił z zakupów i podał)
Jabłoń:
Kotku, widzę miłość na talerzu!
Sadownik:
(wiedział, że Drzewko doceni obecność
bagietkowej dupki na talerzu)
No, ba!