wpis przeniesiony 7.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Informacja o tej książce przyszła do mnie osiem dni temu. Autorka „znana” jest mi tylko z egzemplarzy umieszczanych w widocznych miejscach w księgarniach przy okazji premier lub w dziale bestsellerów. Zatrzymały mnie słowa umieszczone w tytule: sześć lat i siostra. Zaznaczyłam do upolowania.
Dwa dni temu przestałam polować, bo poczułam, że w moim wewnętrznym świecie kończy się aktualne okno czasowo-pogodowe na czytanie takich pozycji. Nabyłam w beznadziejnie wysokiej jak na mnie cenie i połknęłam.
Są też lepsze dni, pocieszam się, dzisiejszy dzień jest po prostu… gówniany.
*
Niech będzie wola Twoja. Jeśli będzie to pani w stanie zaakceptować, poczuje pani siłę. I już żadna opinia, jaką ktoś wygłosi, nie będzie mogła pani zdruzgotać.
*
Nagle znowu przystaje. Patrzy na mnie.
— Tak ci dobrze, że możesz żyć! – mówi.
*
— Jesteś niezwykle dzielna — mówi [ojciec]. — Podziwiam to, jak sobie z tym wszystkim radzisz.
Wzrusza ramionami.
— Wcale nie jestem dzielna. Po prostu nie mam wyboru.
I to wszystko.
*
Ale tak się dziwnie składa, że w kwestii życia i śmierci człowiek zawsze czuje się samotny. Wyłączeni z olbrzymiej grupy zdrowych i silnych, których życie codzienne koncentruje się wokół spraw, które nagle wydają się mieć drugorzędne znaczenie: praca, związek, pieniądze, dzieci, szkoła. Człowiek czuje się samotny, bo krąży ciągle wokół tematu, który większości ludzi — o ile nie są w bardzo podeszłym wieku — wydaje się bardzo, bardzo odległy: wokół śmierci.
*
Ciągła świadomość możliwego zagrożenia przygnębia wszystkich. I to czekanie. Czekanie przy telefonie. W nadziei, że wreszcie zadzwoni. A jednocześnie strach przed tą właśnie chwilą.
*
W powieści raczej nie ośmieliłabym się opisać tej sceny w taki sposób, porównując chwilę absolutnej klęski do oberwania chmury – od razu miałabym przed oczami sarkastyczne uwagi krytyków.
Ale rzeczywistość nie dba o krytyków. Po prostu się dzieje.
*
Jednym z najokrutniejszych efektów ubocznych tej choroby jest to, że człowiek stopniowo traci zaufanie do własnego ciała, każde swędzenie w niewłaściwym miejscu, każdy utrzymujący się dłużej ból głowy, każda drobna zmiana powierzchni skóry sprawiają, że zapalają się wszystkie światełka alarmowe.
*
W jej wzroku nie ma ani nagany, ani potępienia, ani poczucia wyższości. Po prostu stwierdza fakt.
— Nie denerwuj się tak — mówi łagodnie. — Ciesz się po prostu tym, że możesz oddychać.
Natychmiast zamieram. Wypowiedziane przez nią zdanie natychmiast głęboko zapada w moje serce. Pozostanie we mnie na długo po jej śmierci. Będzie moją wewnętrzną mantrą w chwilach, w których będę się denerwować drobiazgami. Ciesz się po prostu tym, że możesz oddychać.
*
„Życie toczy się dalej!”. To chyba zdanie, które słyszałam wtedy najczęściej.
„Owszem – myślałam sobie wtedy. – Życie toczy się dalej. Tylko jak?”.
[…] W którymś momencie zrozumiałam, że nie zapanuję nad spustoszeniem, które dokonało się w moim wnętrzu, starając się je ignorować. Musiałam je uznać, zaakceptować, a potem rozpocząć porządki. Tylko w ten sposób mogłam odzyskać jakiekolwiek poczucie, że moje życie może dalej dokądkolwiek prowadzić.
*
Ale że pomimo wszystko wciąż funkcjonuję w o wiele dłuższych odcinkach czasu, zajmuję się rzeczami, których pozornie nie da się odłożyć na później, przede wszystkim pracą. Dziś, raz po raz, zadaję sobie pytanie, jak mogło mi się przydarzyć, że nie zauważyłam, w którym obszarze życia naprawdę niczego nie wolno odkładać na później.
*
Nie jestem już cała, jestem tylko połową tego, czym byłam kiedyś. Jakbym musiała się nagle uczyć, jak radzić sobie bez nóg albo bez rąk, a to proces, który przede wszystkim oznacza jedno: nieustanne porażki. Jednego dnia robi się kilka chwiejnych kroków i już się wierzy, że to jakiś postęp. Ale następnego nie udaje się zrobić nic, zamiera się w poczuciu całkowitej bezradności, z przekonaniem, że już nigdy nie będzie się chodzić. Czasem żal paraliżuje mnie całkowicie. Z upływem czasu nauczyłam się, że wtedy trzeba ten stan przeczekać, nie ma sensu z nim walczyć. Zwykle następnego dnia albo kolejnego z którejś strony pojawia się światełko, a potem człowiek jakoś się zbiera i mimo wszystko daje radę zrobić kolejny krok naprzód.
Charlotte Link, Sześć lat. Pożegnanie z siostrą,
przeł. Daria Kuczyńska-Szymala, Sonia Draga, Katowice 2017.
(wyróżnienie własne)