wpis przeniesiony 7.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
W sobotę moja kość ogonowa leżała na piłce tenisowej, a ja siłą rozpędu, nie mogąc się ruszać, słuchałam kryminalnej odsłony Poczytalnych — zwykle te odcinki audycji omijam. I padło… Komisarz Mortka…
Nie mogę czytać moich książek — nie mogę się skupić, odpływam, odjeżdżam — nie ten czas. Chyłka dobrze robiła w taki czas, więc może Mortka ma też moc? I padło… te kryminały są dobrymi powieściami psychologicznymi…
Klik, klik. Sadownik, zapytany o Mortkę w sobotni wieczór, odpowiedział, że doskonały cykl — niespodzianką okazało się więc tylko podarowanie Panu Ciasteczko do samolotu na wtorkowe wracanie do ula tomu piątego. Łyknęłam pierwszy tom. Jestem w drugim. Biały Kruk siedzi w trzecim. Znów czytamy synchronicznie.
— Nie. Możesz iść do domu. Jakby co, to będę dzwonił.
— Dzwoń sobie, dzwoń, ja komórkę wyłączam.
*
[…] dręczyło go dziwne przeczucie. Rzadko polegał na instynkcie. Publicznie twierdził, że coś takiego nie istnieje, że to tylko wymówka leniwego policjanta. Tym razem było inaczej.
*
— Zepsuła mi pani całą zabawę – oznajmił.
— Jaką zabawę?
— W opieprzanie pani.
— Uśmiechnęła się.
— Przykro mi.
Wzruszył ramionami.
— Nic nie szkodzi. Wyżywanie się na kimś jest przyjemne, ale mało konstruktywne.
*
Zanim straż pożarna dostała się do środka, nie było już co ratować. Ludzie wydają tysiące na wyrafinowane zabezpieczenia, kraty, alarmy, cholera wie co jeszcze, a w sytuacji zagrożenia wszystko to tylko przeszkadza. Od dawna wiadomo, że najlepszym zabezpieczeniem przed włamaniem jest życzliwy sąsiad. Tylko trzeba najpierw wiedzieć, jak ten sąsiad ma na nazwisko i przynajmniej kilka razy powiedzieć mu dzień dobry.
*
— To co, idziemy do jakiegoś centrum operacyjnego? — zaproponował podkomisarz, kiedy podszedł do kolegi.
— Tak wcześnie rano, w sobotę? Będzie coś otwarte?
— Niedaleko jest McDonald.
Mortka kiwnął głową na znak, że się zgadza.
*
Komisarz usłyszał, jak Kochan klnie przez telefon. Laboratorium będzie tu za pół godziny — pomyślał. Kochan miał dar przekonywania. Dobierał ton i przekleństwa w taki sposób, że każdy, kto słuchał jego wiązanki, czuł się nagle zobowiązany rzucić wszystkie inne obowiązki i ruszyć podkomisarzowi z pomocą. Mortka nigdy nie potrafił zrozumieć, na czym to polega. Kiedyś próbował użyć tych samych słów w stosunku do tej samej osoby co wcześniej Kochan, ale w odpowiedzi usłyszał tylko, żeby się wypchał.
*
Strażak uśmiechnął się. Tym razem szerzej i szczerze. Mortka z zaskoczeniem stwierdził, że chyba go polubi. Obaj pracowali w służbach mundurowych, które aż tak się od siebie nie różniły: te same problemy, te same głupie i niepotrzebne dokumenty do przygotowania i to samo poczucie obowiązku, które nie pozwala rzucić wszystkiego w cholerę. No ale strażaka pewnie nikt nigdy nie nazwał jebanym psem.
*
— Mortka, złamasie jeden. To twoja sprawka? – przywitał komisarza Jankowski. — Czy ty wiesz, która godzina?
— Wiem.
— To cudownie! — Technik wyciągnął ręce w górę. — Och, jak mi ulżyło! Komisarz Mortka jednak nie zgubił pieprzonego zegarka!
Wojciech Chmielarz, Podpalacz, Marginesy, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz