wtorek, lipca 08, 2014

(1030+51). Proludzka książka (tom II)

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Czy ty czytasz kilka książek naraz?
     — Rzadko. A czemu pytasz?
     — Bo dziś masz przy sobie inną książkę niż w czwartek.
     Nie zna mnie jeszcze — pomyślałam wczoraj, gdy przytrafiła mi się ta wymiana zdań.

*

W sobotę po egzaminach — w majestacie praw przysługujących coachowi realizującemu cele — odebrałam książkę, na którą bardzo czekałam, a która premierę ma jutro. Czytałam okropnie wolno, wiedząc, że na trzeci tom będę musiała poczekać parę miesięcy. Niestety, już skończyłam. Nie pozostało nic innego, jak czekać na ostatnią część.

I zatrzymałam się w zadumie się wieczorem. Dla kogo jest ta trzyczęściowa powieść o gejach w czasach początku AIDS? Zamarzyło mi się, by ze zrozumieniem przeczytał ją choć jeden heteroseksualny homofob. By zobaczył siebie, swoje lęki, swoje pragnienia, swoją niepewność na kartach tej książki. By zobaczył, że niczym się nie różni w swym pragnieniu życia, w którym jest i miłość, i szacunek, i zrozumienie. Ta powieść otwiera oczy na okrucieństwa, jakim oddają się większości wobec mniejszości w majestacie prawa — wtedy i dziś, wszędzie na świecie. Zmieniają się tylko okoliczności, kwestia i rekwizyty. Włączam radio i wiem, że mechanizm „wiedzenia najlepiej” i siłowej próby wdrażania go w życie wszystkich obywateli wciąż ma się dobrze — tu i teraz, wobec mnie, wobec ciebie. Pomóc może tylko świadomość i uważne opuszczanie wszelkich szaf.

Jak ma im pokazać, kim jest naprawdę, skoro oni nie chcą tego wiedzieć?

*

     To nie jest takie proste, ale Reine wcześnie odkrył, że jeśli się odpowiednio skoncentruje, może być niemal zupełnie niewidzialny, jakby go nie było.
     Człowiek staje się wtedy duchem, który może poruszać się w całym wszechświecie. Kiedy już staniesz się niesłyszalny i niewidzialny, robisz się też kompletnie wolny, a chłopiec, który stoi na szkolnym dziedzińcu, jest tylko skorupą, w której nie ma istoty ludzkiej. Mogą się wydzierać, ile wlezie, mogą sobie krzyczeć, jaki jest beznadziejny.

*

     [Reine] Umrze bez kogoś, kto by przy nim czuwał.
     Starannie dopilnował, żeby nikt z zewnątrz nie dowiedział się, gdzie jest.
     Ani rodzina, ani przyjaciele.
     Nikt nie wie.
     W ten sposób już nie żyje.
     Chodzi tylko o to, by wytrzymać końcówkę.
     Ból, którego nie da się wyrazić.
     Potem będzie już duchem podróżującym po wszechświecie.
     Duchem, który nie słyszy ani nie widzi i którego nie słychać i nie widać, może wtedy będzie nareszcie wolny.

*

     Tymczasem Gert jest inny.
     Zawsze było z nim inaczej.
     Wielką tajemnicą Gerta jest jego fascynacja słowami.
     W takiej rodzinie jak ich nie mówi się bez potrzeby. Nadmierna gadatliwość to wywyższanie się i zgrywanie ważniaka. Pewne rzeczy należy zmilczeć. To bardzo skuteczne.
     W północnym Bohuslän używa się tych wyrazów, które są potrzebne, nie mniej, nie więcej. Słów, które mieszczą się na małej wyspie, między pasmem gór a morzem, na płaskiej wstążce ziemi, która jest ich światem i gdzie pędzą swoje życie.
     Zbyt wiele niepasujących tam obcych słów mogłoby obudzić niedobre marzenia, które nie uderzą i nie rozbiją się o skały, ale wzlecą do góry jak balony, wyżej i wyżej, przeczuwając, że daleko za pasmem gór jest jakiś świat.

*

     Mowę Harvela Milka, opublikowano w szwedzkim tłumaczeniu w „Revolt”. Seppo czytał ją im na głos, cały się przy tym trząsł.
     „Nie wywalczymy sobie praw, jeśli będziemy nadal siedzieć cicho w szafie... Musimy się ujawnić, żeby walczyć z kłamstwami, mitami i przeinaczeniami. Ujawniam się, żeby mówić prawdę o gejach, bo jestem już zmęczony zmową milczenia i chcę zacząć mówić. I chcę, żebyście wy o tym mówili. Musicie się ujawnić. Ujawnić się przed rodzicami, przed krewnymi”.
     Musicie się ujawnić.
     Miał rację.
     Jeśli kiedykolwiek ma dojść do jakiejś zmiany, muszą pokazać, że są wszędzie. Że są synami, córkami, lekarzami, policjantami, kierowcami autobusów, śpiewakami operowymi, sąsiadami, babkami, przedszkolankami, że ćwiczą na siłowni, że można ich znaleźć w każdej rodzinie, w każdym klanie, w każdej warstwie społecznej i każdej najmniejszej dziurze, we wszelkich możliwych miejscach pracy.
     — Nie jesteśmy kosmitami! — stwierdził Seppo drżącym głosem.

Jonas Gardell, Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek. [Część] 2. Choroba,
przeł. Katarzyna Tubylewicz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz