czwartek, stycznia 15, 2015

(1226+4). Książka mojego życia i już!

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

No i stało się. Choć nie wiedziałam, że stać się może. Spotkałam książkę swego życia. Historia w niej zawarta ma nieskończoną i niewyczerpywalną moc, niczym mit życiowy najwcześniejszym snem z dzieciństwa określony.

Niestety, mogę się tylko domyślać figur występujących w śnie z dzieciństwa Leonida Teligi.

Niepokorny. Marzyciel. Nie ustawał. Znaczy się, można! Wrażliwość. Siła. Upór. Serce. Znaczy się, należy!

     — Dlaczego nie masz normalnych marzeń?
     — Teliga.
     — Dlaczego masz w nosie konwenanse?
     — Teliga.
     — Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
     — Teliga. Teliga. Teliga.

Dlaczego nie przeczytałam tej książki dziesięć–dwadzieścia lat temu? Być może, wtedy nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia. Każdy z nas ma w sobie Marzenie, które tylko my możemy zrealizować. Dobrze jest o tym pamiętać co dnia.

[…] irytowali się, jakby nie zdawali sobie sprawy, że czas nie miał tu wartości, a za ich parę groszy nikt na świecie nie zrobi kroku szybciej niż zwykle.

*

Dziś nawet nie wiem, czy słońce istnieje. Ciekawe doświadczenie, ale jak sprawdzić, gdzie jadę?

*

     — Do szukania nowych dróg dla mnie, dlatego, żebym nawet ja w najpodlejszym ze światów mógł stworzyć najpiękniejszy. Żebym wśród tego, co mnie otacza, mógł być człowiekiem, o jakim do dwudziestego roku życia nie słyszałem…
     Widziałem bibliotekę tego człowieka. Mówił o książkach jak o dobrych znajomych. Na półki stawiał tylko to, co przeczytał, to, co miało być czytane, leżało w skrzyni.

*

Jak samotność jest pełna spraw, które mogą innych zainteresować i jak trudno wyjść poza suche fakty, które właściwie niewiele mówią o istocie tego wszystkiego, co się przeżywa w samotności.

*

     — Jak zdrowie?
     — Zepsuł mi się wzrok!
     — Co się stało?
     — Nie mogę patrzeć na konserwy!

*

Coś się ze mną działo. W myśl zasady, że mierzenie temperatury „wywołuje chorobę”, nie dotykałem termometru.

*

Maska i płetwy poszły z powrotem do szafy, a ja do garów. Może to kogoś dziwi. Nie powinno. Gotowanie uznałem za „czynność fizjologiczną”, a od tego nie da się wykręcić.

*

Drobne przyjemności warto czasem podnosić do wyższej rangi, bo właśnie dzięki temu mogę cieszyć się życiem.

*

     — Też jesteś artystką? — spytałem, uważając to za komplement.
     Kate spojrzała na mnie oburzona. Zielone oczy błyskały jak u kota.
     — Skądże, ja jestem mężatką!

     [...]
     — Czy ty jesteś bardzo drogi? — spytała nagle.
     — Bezcenny — odpaliłem zaskoczony pytaniem, nie bardzo wiedząc, o co jej chodzi.

*

     — Luca, a ty nigdy nie nurkujesz?
     Chłopak spojrzał na mnie zgorszony.
     — Jestem rybakiem.
     — Wiem o tym, ale nigdy nie próbowałeś czego innego?
     Zdumienie Luci nie miało granic. Patrzył na mnie już nie ze zgorszeniem, ale z wyraźną ironią, jakby chciał rzec: czy nie słyszałeś, co ci powiedziałem?
     Nie dałem za wygraną:
     — Czy nie próbowałeś innego zawodu na lądzie czy na morzu?
     Tym razem Luca znów odpowiedział dumnie:
     — Nie próbowałem, ani nie będę próbował, bo jestem rybakiem.

*

Inaczej widziałem siebie u celu podróży. Brakowało mi intymności, która towarzyszyła „Opty” i mnie na oceanie.

Leonid Teliga, Samotny rejs „Opty”,
Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1976.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz