wpis przeniesiony 13.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
No i stało się. Choć nie wiedziałam, że stać się może. Spotkałam książkę swego życia. Historia w niej zawarta ma nieskończoną i niewyczerpywalną moc, niczym mit życiowy najwcześniejszym snem z dzieciństwa określony.
Niestety, mogę się tylko domyślać figur występujących w śnie z dzieciństwa Leonida Teligi.
Niepokorny. Marzyciel. Nie ustawał. Znaczy się, można! Wrażliwość. Siła. Upór. Serce. Znaczy się, należy!
— Dlaczego nie masz normalnych marzeń?
— Teliga.
— Dlaczego masz w nosie konwenanse?
— Teliga.
— Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
— Teliga. Teliga. Teliga.
Dlaczego nie przeczytałam tej książki dziesięć–dwadzieścia lat temu? Być może, wtedy nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia. Każdy z nas ma w sobie Marzenie, które tylko my możemy zrealizować. Dobrze jest o tym pamiętać co dnia.
[…] irytowali się, jakby nie zdawali sobie sprawy, że czas nie miał tu wartości, a za ich parę groszy nikt na świecie nie zrobi kroku szybciej niż zwykle.
*
Dziś nawet nie wiem, czy słońce istnieje. Ciekawe doświadczenie, ale jak sprawdzić, gdzie jadę?
*
— Do szukania nowych dróg dla mnie, dlatego, żebym nawet ja w najpodlejszym ze światów mógł stworzyć najpiękniejszy. Żebym wśród tego, co mnie otacza, mógł być człowiekiem, o jakim do dwudziestego roku życia nie słyszałem…
Widziałem bibliotekę tego człowieka. Mówił o książkach jak o dobrych znajomych. Na półki stawiał tylko to, co przeczytał, to, co miało być czytane, leżało w skrzyni.
*
Jak samotność jest pełna spraw, które mogą innych zainteresować i jak trudno wyjść poza suche fakty, które właściwie niewiele mówią o istocie tego wszystkiego, co się przeżywa w samotności.
*
— Jak zdrowie?
— Zepsuł mi się wzrok!
— Co się stało?
— Nie mogę patrzeć na konserwy!
*
Coś się ze mną działo. W myśl zasady, że mierzenie temperatury „wywołuje chorobę”, nie dotykałem termometru.
*
Maska i płetwy poszły z powrotem do szafy, a ja do garów. Może to kogoś dziwi. Nie powinno. Gotowanie uznałem za „czynność fizjologiczną”, a od tego nie da się wykręcić.
*
Drobne przyjemności warto czasem podnosić do wyższej rangi, bo właśnie dzięki temu mogę cieszyć się życiem.
*
— Też jesteś artystką? — spytałem, uważając to za komplement.
Kate spojrzała na mnie oburzona. Zielone oczy błyskały jak u kota.
— Skądże, ja jestem mężatką!
[...]
— Czy ty jesteś bardzo drogi? — spytała nagle.
— Bezcenny — odpaliłem zaskoczony pytaniem, nie bardzo wiedząc, o co jej chodzi.
*
— Luca, a ty nigdy nie nurkujesz?
Chłopak spojrzał na mnie zgorszony.
— Jestem rybakiem.
— Wiem o tym, ale nigdy nie próbowałeś czego innego?
Zdumienie Luci nie miało granic. Patrzył na mnie już nie ze zgorszeniem, ale z wyraźną ironią, jakby chciał rzec: czy nie słyszałeś, co ci powiedziałem?
Nie dałem za wygraną:
— Czy nie próbowałeś innego zawodu na lądzie czy na morzu?
Tym razem Luca znów odpowiedział dumnie:
— Nie próbowałem, ani nie będę próbował, bo jestem rybakiem.
*
Inaczej widziałem siebie u celu podróży. Brakowało mi intymności, która towarzyszyła „Opty” i mnie na oceanie.
Leonid Teliga, Samotny rejs „Opty”,
Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1976.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz