sobota, maja 29, 2021

4254. Czytane na gigancie (II)

Jej druga była moją pierwszą i spowodowała, że ibukosknera nie miał nic do po­wie­dze­nia. Nie patrzyłam, musiałam mieć i pożreć, bo przecież nie przeczytać.

Precyzja, z jaką Autorka przekształca otaczającą rzeczywistość w słowa, frazy i zda­nia, godna jest pozazdroszczenia. Pomysł na wyginanie osi czasu fantastyczny i, jak­by było mało, genialny portret — zachwycona jestem wciąż.

Poczta zawsze wygląda tak samo. Jest jak Polska w skali mikro. Makieta najważniejszych symboli i mieszanina czołowych mitów narodowych. To największy znany mi dom handlowy, który nie jest domem handlowym. Eldorado pełne kalendarzy z przepisami na mięso z siostry Anastazji, ko­lo­ro­wa­nek z sarmatami i naklejkami gratis, ręczników z wyszytymi zło­tą nicią tytułami honorowymi Mąż i Żona oraz foremek do pieczenia droż­dżo­wej baby dla baby. Arsenał gier i zabaw familijnych, w tym obo­wiąz­ko­wo: kart do Piotrusia, podróżnych wersji farmera i domino, oraz anty­stre­so­wych piłek gniotków z balona i mąki – mąki z białych, polskich, hete­ro­sek­su­alnych ziemniaków. Oczywiście chcę mieć wszystko.
     […] W kolejce przede mną czeka jeszcze tylko trzydzieści osiem osób. Ale system obsługi klientów jest sprytny i działa tak, że mało kto daje radę wy­trwać do końca, zachodzi tym samym selekcja naturalna. Niektóre osoby biorą numerek, sprawdzają, ile osób przed nimi, i nie wytrzymują presji, więc wychodzą od razu. Oszacowawszy swoje siły, przekładają najczęściej wizytę na przyszły rok, do którego odliczają dni, wypróbowując w tym cza­sie przepisy karmelitanek na każdy posiłek Anno Domini 2018. Niektórzy ścinają włosy i udają raka (to ja), żeby dostać specjalne punkty i móc szyb­ciej podejść do okienka z niemiłą panią. Oprócz tego kobiety pożyczają na ulicy dzieci, a mężczyźni pożyczają kobiety, które pożyczają dzieci, aby prosić o litość i wysunąć się na czoło kolejki.

*

11 listopada ugotowałam Polsce zupę. Zaprosiłam do mieszkania sto osób, ale niestety przyszło tylko piętnaście (w tym ja). Być może inni bali się wy­cho­dzić tego dnia z domu. Ja też się bałam i bały się moje psy.

*

Znajomy moich znajomych na emigracji spotkał 11 listopada master chefa luksusowej nowojorskiej restauracji. Ten człowiek powiedział mu, że uwiel­bia polską kuchnię i że kucharze na całym świecie szanują ją, po­nie­waż polskie zupy to jedna z najoryginalniejszych rzeczy na świecie. W USA gotuje się tylko znaną wszędzie pomidorówkę, zupę rybną albo dyniową od święta. W Polsce robi się zupę ze wszystkiego, co rośnie, z każ­dej materii organicznej, którą zrodziła ziemia. Z warzyw i owoców, trawy, starego chleba, zepsutej kapusty, krwi, grzybów, rzeczy jadalnych i niejadalnych. Grochówkę w wielkim kotle, niczym skoncentrowaną polskość, i różowe zupy z buraków, przypominające deser. Zupy na ciepło i zimno, na każdą porę roku i dnia – rano zupę mleczną, a na obiad, kolację i lunch zupę wytrawną, kwaśną, słodką, słoną lub ostrą. Zupy wszystkich kolorów i konsystencji. Kremy i zupy z fakturą. Jedyne w swoim rodzaju, zupy jak nigdzie indziej, dzięki którym Polskę można poznać od zupy strony i ona jest dokładnie taka: czasami wydaje się niejadalna, dziwna, taka, że lepiej nie wiedzieć, z czego jest, i aż nie chce się brać jej do ust. Ale nadal roz­my­ślasz o niej, o tej zupie, i zastanawiasz się: co za kraj. Do niczego niepodobny. Polska taka, że lepiej nie wiedzieć.

*

Najgorsze, co można zrobić, kiedy szuka się sensu w życiu, to znaleźć Normalną Pracę. Wiem to z doświadczenia.

*

Nie urodziłam w życiu ani jednego małego powstańca, nie wynalazłam żad­ne­go pierwiastka, nie dorosłam, nie znalazłam męża ani żony, nie na­uczy­łam się rozmawiać z ludźmi, nie byłam ani razu na siłowni Core Fitness, nie upiekłam chleba na zakwasie, nie wzięłam kredytu we frankach i nie wyhodowałam pomidorów na balkonie.


Dorota Kotas
(ur. 1994)

Czasami jestem z siebie mimo wszystko zadowolona. Sama nie wiem, jak to możliwe, ale zdarza się. Wchodzę wtedy w stan wielkiej mobilizacji i pró­bu­ję dobrze wyglądać. Wymyślam dla siebie na później zdania ratunkowe, które mnie pocieszą i uratują, kiedy wszystko wróci do normy. Za­pi­su­ję je sobie na kartkach, a kartki zostawiam potem w różnych miejscach. Na przy­kład wśród przypraw – między oregano a wędzoną papryką trzymam świstek z napisem: „Przecież nie jest tak źle”. W pudełku z pyralginą: „Twój pies na ciebie liczy”. Gdzie indziej znaleźć można też: „Wszystko będzie w mia­rę dobrze” oraz: „Zmyj naczynia”.

*

Codziennie staram się zrobić tylko jedną rzecz, która nada mojemu życiu minimum sensu, ilość niezbędną do przetrwania. Sens jest w cenie; wszyscy go pragną. A ja odkryłam sposób na to, żeby zapewniać go sobie w trybie 24/7 i na poziomie dziesięciu punktów w skali Apgar; nigdy nie jestem na głodzie, bo ta metoda naprawdę działa, ma sens oraz daje go, czyli jest wydajna w dwustu procentach. W skrócie: wszystko polega na tym, żeby nie przesadzać.

Dorota Kotas, Pustostany,
Niebieska Studnia, Warszawa 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz