sobota, maja 29, 2021

4253. Czytanie na gigancie (I)

Czekałam na tę książkę od tej rozmowy. W dniu premiery miałam ją na stosiku i ona zaczęła czekać na mnie. Długo czekała, by być jedyną, którą czytam. Pod­czy­ty­wa­łam, licząc na to, że w końcu zacznie się książka o czymś innym niż wie­lo­krot­nym, do utraty tchu i świa­do­mości orgia­sty­cznym baletem. W końcu zaczęła się książka, a gdy tak się stało, bardzo szybko się skończyła, bo nie była czytana, lecz połykana.

Książka ta była też ostatnim sznureczkiem łączącym mnie z polską polityką. Cztery tygodnie politycznego detoksu za mną. Zdecydowanie lepiej mi się żyje bez. Su­biek­tyw­nik cytatów rozdzieliłam na dwie grupy, by nie mieszały się perspektywy.

Na gigancie zapytałam, skądinąd sympatycznego, zwolennika partii małych ludzi, jak sobie radzi z historią pana Obitka (bit to jedna ósma bajta) i uczciwością fi­nan­so­wą Pinokia. Chciałam dowiedzieć się z pierwszej ręki zwolennika rządzących. Poziom jadu i nienawiści do ludzi, którzy bez zachwytu do rządzących, przekroczył mo­je najśmielsze oczekiwania. Wszystko jasne: jestem zdrajcą narodu. Więcej pytań nie miałam.

Nie ma powrotu, bo nie ma do czego wracać. Niby wszystko jest, ale jest czym innym i gdzie indziej, kiedy indziej. […]
     Dlatego nie ma powrotu do tamtego życia. Muszę zmienić wszystko, nie jakiś modus vivendi ani modus operandi, ale wszystko. Albo umrzeć.

*

Jest jak miękki żółw ukryty w twardej skorupie: nie lubi okazywać uczuć, boi się jak my wszyscy. Ze strachu tłumi emocje, a one wzbierają w nim i szar­pią od środka jak psy. Otępia się, żeby ich nie słyszeć. Dotąd łudziłem się, że nie upadłem jeszcze tak fatalnie jak oni, ale obserwując ten ping-pong terapeuty z Filipem, zapisałem w zeszycie: „Czeka mnie gigantyczna praca”.

*

Przykleiła się do mnie natrętna myśl o niewiarygodnym, hollywoodzkim scenariuszu odwrócenia fatalnego losu i powrocie do życia pełnymi gar­ściami. Starałem się poskromić wybujałą wyobraźnię, ale człowiek nigdy nie traci nadziei. Nawet jeśli to tylko iluzja i chwilowa fascynacja, to nie wytłumaczysz sobie tego, nie ostudzisz zapału. […] Mój entuzjazm to z pew­no­ścią najkrótsza droga do rozczarowania i rozpaczy. Ale z drugiej strony, „jak można porzucić nadzieję?”.

*

[…] wszyscy mamy swoje demony i w tym jesteśmy do siebie podobni. Trzeba uruchomić osobistą duchowość, do niej się odwołać, z niej czerpać. Tylko gdzie ona teraz się podziewa, dokąd zawędrowała, jak się do niej dostać?

*

Czy kiedykolwiek udało się komuś dokonać radykalnej zmiany w sobie? Czy da się wyciąć raka poranionych pokoleń? A może to tylko literackie i fil­mo­we bujdy albo poradnikowe mądrości?
     HARPER: Jak się zmieniają ludzie?
     MORMOŃSKA MATKA: To się wiąże z Bogiem, więc nie jest to miłe. Bóg paznokciem kciuka rozcina skórę od gardła do brzucha, zanurza w tobie swo­ją wielką brudną łapę, chwy­ta twoje krwawiące flaki, a ponieważ one wy­śli­zgu­ją się z tego uścisku, chwyta je mocniej, bezlitośnie i szarpie, szarpie, aż wyrwie ci wszystkie wnętrzności, co za ból! Tego się nie da opisać. A potem wpy­cha je z powrotem, brudne, poskręcane, poszarpane. Sama musisz je po­zszy­wać.
     HARPER: A potem wstać. I iść na spacer.
     MORMOŃSKA MATKA: Na spacer z poskręcanymi flakami.
     HARPER: Tak się zmieniają ludzie.
     // Tony Kushner
, Anioły w Ameryce.

*

Smutek i depresja to żałoba.
     Odbyć żałobę, to zmierzyć się z życiem takim, jakie jest. No filter.

*

Moje trzy prawdziwe związki sam zniszczyłem: pierwszy naiwnością, drugi niewiernością, trzeci nadmiernym, bezbronnym zaangażowaniem. I oto jestem sam jak palec w dupie losu.

*

Heterycy całe życie tkwią w związkach z niekochanym lub niekochającym. Pedały przynajmniej z tym nie mają problemu. Gdy gaśnie uczucie i na­mięt­ność, po prostu rozstajemy się i koniec opowiadania. Nie ogra­ni­cza­ją nas: małżeństwo, hipoteka, teściowie i dzieci.

*

W obliczu zbliżającej się śmierci boimy się samotności, dlatego wolimy zno­sić to, co jest nieznośne. Ale mnie mniej przeraża perspektywa samotnej starości niż życie w ciągłym napięciu, w gnieździe nienawiści. Życie, w któ­rym wywraca się oczami na każde słowo i każdy gest tego drugiego […]. Tej tortury nie zrekompensuje milion szklanek wody podanych do łóżka.

*

Kocham cię, nie mam już żalu,
wyplułem wszystko, zostało puste naczynie,
nie ty je napełnisz.
Amen

*

Moja bliska znajoma Sonia […] napisała:
[…] No więc jestem tą chodzącą ideologią. I tak sobie chodzę i godzę. A wasza walka ze mną „jest piękna, jest obroną fundamentów naszej cywilizacji, wszyst­kiego co w polskości najlepsze” (Lisiewicz). tak, #jestemlgbt

Jacek Poniedziałek, (Nie)dziennik,
W.A.B., Warszawa 2021.

Marni ludzie urządzają marny świat, bo nie wiedzą, że może być inaczej.

*

W Meksyku ludzie tej samej płci mogą zawierać małżeństwa. Restrykcyjnie egzekwuje się prawa kobiet, państwo konsekwentnie walczy z przemocą domową i wszelkimi przejawami nierówności. Ich cywilizacja liczy trzy i pół tysiąca lat. Za rok mają stać się siódmą gospodarką świata, w ciągu dziesięciu lat – piątą. Ale to MY wiemy lepiej. Polacy lubią myśleć o krajach Ameryki Łacińskiej jako o biednych, a co za tym idzie, zamieszkanych przez ludzi zacofanych, prymitywnych, odrażających, brudnych i złych. Rzeczy­wi­stość rozpaczliwie temu przeczy. […] Otrząsamy się na samą myśl o tym, co inne, zamiast dotknąć, powąchać, wziąć do ust, wymieszać ze śliną, powdychać molekuły, zjeść to i przetrawić. My samych siebie nie lubimy, my mamy siebie za gorszych i głupszych, dlatego boimy się kon­fron­tacji z Innym. Nie dopuszczamy myśli, że ten, którego chcieliśmy uznać za gorszego, ma jednak szersze horyzonty, ciekawsze życie, a przede wszystkim więcej luzu. Bo co by wtedy było z nami? Kim byśmy byli, gdyby się okazało, że nie mamy powodu czuć się lepszymi nawet od takich dzikusów Metysów? Tego byśmy nie znieśli, bo my nie umiemy odpuszczać. Przyznanie komuś racji przekracza nasze możliwości. Uznanie Innego traktujemy jak akt kapitulacji, bezradności, słabości, uległości i „miękiszostwa”.

*

Boże, dokąd myśmy doszli, gdzie myśmy się wszyscy znaleźli? W jakiej głębokiej, ciemnej i ponurej dupie?! Gdybym był piętnaście lat młodszy, wyjechałbym z tego piekła. […] Piłsudski miał świętą rację, że naród wspaniały, tylko ludzie kurwy. Czuję podobnie. Kocham i zarazem nienawidzę. […]
     Jeszcze parę lat temu nikomu by to nie przyszło do głowy, nikt by nie uwierzył w ten scenariusz, że przyjdzie opętany żądzą władzy paranoik, rzuci coś o wymianie elit lub o piętnowaniu kulturalnych wrogów, a zahipnotyzowany tłum będzie mu entuzjastycznie bił brawo.

*

Zawsze mnie zastanawia i rozwściecza ciche oswajanie się społeczeństw z okrucieństwem i kłamstwem.

*

Nie chciałbym zagrać po prostu zaciekłego wroga kleru, z politowaniem i satysfakcją patrzącego, jak się młody księżulo ośmiesza naiwnością i niewiedzą o szatanie, aniołach i demonach. Wolałbym raczej pokazać człowieka w rozsypce, okaleczonego przez katolicką większość, zrozpaczonego z powodu nieudanych egzorcyzmów. Chciałbym zagrać kogoś, kogo zatruwają demony pychy, nieczystości i „złości wszelakiej”. Kogoś, kto został zaszczuty przez katolickich sąsiadów, kogoś świadomego pogromów i gwałtów.

*

Wciąż mam w sobie wiarę w kroplę, która drąży skałę, ale na razie widać tylko zapaść, regres i mrok. Jednego życia na tę zmianę nie wystarczy.

*

[…] Jeana-Paula Sartre’a: „Nie jest istotne, co z nas zrobią, ale co sami zrobimy z tego, co z nas zrobiono”. Te słowa towarzyszą Eribonowi, odkąd je po raz pierwszy przeczytał. Chciałoby się powiedzieć: „No to jazda, panowie, do dzieła: róbmy coś z tym, co z nas zrobiono!”.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz