poniedziałek, stycznia 01, 2024

5307. Z oazy (CCXIX)

W dniu oznaczonym w kalendarzu kolorem czerwonym niczym każda niedziela w roku od­liczanie literek, raz. Napisać, że ta opowieść utknęła w wirtualnej, książ­kowej po­cze­kalni, to nic nie napisać. Upłynęły całe lata.

Niezmiennie, za każdym razem, gdy biorę się za Máraia, boję się, że tym razem to już na pewno trąci myszką, nie da się czytać, bo tak będzie przeterminowana. Nie­zmien­nie pozostaję w zadziwieniu, że Jego literki nijak się nie starzeją. Miej­my na­dzie­ję, że niektóre wyimki nie okażą się, po raz kolejny w historii świata, pro­ro­cze. Niech będą tylko ostrzeżeniem.

Powieść Sándora Máraiego Rozwód w Budzie wydano po raz pierwszy w 1935 roku […].

*

Ludzie oswajali się z wojną w mowie i we własnych ser­cach, a Márai to właśnie uznał – jakże odkrywczo – za prawdziwy jej początek, nim jeszcze miały po­le­cieć bomby, rozprzestrzenić się gazy bojowe, zniknąć miasta i narody. Gdy historia przyśpiesza, dzieją się rzeczy, które wcześniej nie mieściły się ludziom w gło­wach, prawo zaś – akcentuje Márai – pozostaje w tyle za nowymi okolicznościami.

Irena Makarewicz
[w:] Od tłumaczki.

🖇  🖇

Co się dzieje z tym człowiekiem? Tak na pierwszy rzut oka jest całkiem „nor­mal­ny”; i Kristóf czuje nagle tę życzliwą wyższość człowieka „zdro­we­go”, wszelka wroga pasja się ulotniła, widzi już tylko słabszego, człowieka upa­dłe­go, znajomego, któremu przytrafił się nieszczęśliwy wypadek; czuje, że musi pomóc, szybko, teraz, tu […].

🖇

Pomiędzy nimi dwoma coś się teraz dzieje, coś decydującego, znacznie ważniejszego niż wszystko, co mogą wyrazić słowa; dwaj ludzie zajmują swoje pozycje, oceniają nawzajem siły, świadomie odbierają wrażenia wzbudzane przez aurę tamtego drugiego człowieka, przepływa pomiędzy nimi jakiś prąd.

🖇

Czym była prawda w praktyce, przed obliczem sędziego? Był tu świat, ze swoimi procesami, zabójcami, zaklinającymi się i przysięgającymi zainte­re­so­wa­nymi, ze swoją nienawiścią i swoim głodem; było tu prawo, a dalej był mechanizm, ze swoimi unormowanymi pod linijkę ceremoniami, procedurą sądową, kolejnością i tonem, jakim człowiek obrażony przeciwstawiał się w obecności sędziego człowiekowi atakującemu; był tu wreszcie sędzia, któ­ry z tej rozmaitej, martwej i surowej materii destylował coś, co zgodnie z che­micznym wzorem prawa odpowiadało prawdzie… Lecz prawda, poza wszystkim, co składało się na prawo, była zawsze czymś takżeosobistym[…].

🖇

[…]  gdzieś w centralnym punkcie równowagi, tam, gdzie człowiek ma zarzuconą kotwicę, gdzie jest całkowicie sobą, gdzie nie da się go zmienić.

🖇

Natura pracuje z niewiarygodnym marnotrawstwem, naliczyliśmy w mó­zgo­wiu sześćset miliardów komórek, przy takim szastaniu materiałem cóż znaczy jakieś utajone uczucie, nieuświadomiony afekt? Czasem sądzę, że niewiele. A czasem widzę, że od tego zależy wszystko.

🖇

[…]  rozprzestrzeniał wokół siebie atmosferę poczciwego i bez­pre­ten­sjo­nal­ne­go terroru, który rzeczywiście nadawał się do tego, żeby przestraszyć kelnerów, listonoszy i konduktorów w pociągu. Kristóf poznał już ludzi tego pokroju, spokojnie patrzył im prosto w oczy, wiedział, że jest silniejszy.

🖇

W sposób oczywisty nie od słów ani czynów zależy to, co w życiu istotne, co jest jak nakaz. Jakoś tak to czuł.

🖇

Tak, już nawet moglibyśmy iść. To, co jest tutaj, to życie towarzyskie; a tamto wcześniej, przed południem i po południu, to był urząd; a teraz pójdziemy niedługo do domu i wtedy to z kolei będzie życie rodzinne. Wszystko to jest namacalne, te rozmaite życia, wszystko jest rzeczywiste. Czego brakuje? Chciałbym wiedzieć, o czym myśli […].

🖇

Jego życie jest – jak to mówią? – otwartą księgą. Te słowa mają niedobry smak, są takie papierowe. Życie nie ma nic wspólnego z żadnego rodzaju księgą.

🖇

Co się dzisiaj stało? Albo wczoraj? Albo przed kilkoma minutami? Tak, być może trzeba było odpowiedzieć inaczej… ale Kristóf już wie, że są chwile, gdy nie można odpowiedzieć „inaczej”; mechaniczny megafon duszy krzy­czy wiecznie tylko to samo, tę jedną jedyną odpowiedź […].

🖇

[…]  wstrząsnęła Kristófem. Ta dusza nie zadowalała się gotowymi re­pli­ka­mi, poszukującymi kompromisu odpowiedziami; bezlitośnie niepokoiła Kri­stófa, chciała wiedzieć wszystko, chciała zapalić światło w każdym mro­cznym kąciku duszy wybranego sobie towarzysza, nawet tam, gdzie Kristóf jeszcze nigdy nie zaglądał, gdzie „nie wypadało” poświecić, gdzie Kristóf bał się rozejrzeć.

🖇

[…]  airedale terrier, którego według szyderczych, trochę nie­spra­wie­dli­wych słów Kristófa do niczego nie można „użyć”. To stwier­dzenie za każ­dym razem pobudza Herthę do sprzeciwu; z kobiecą wytrwałością nie chce się pogodzić z tym praktycznym poglądem, nie ro­zu­mie, dlaczego jakaś żywa istota miałaby w każdym przypadku móc dać się do czegoś „użyć”.

🖇

Kristóf go poznaje. […]  Twarz jest znajoma, jak wszystko, co wydobywa się z mitu pogrzebanej młodości; a zarazem jest też przeraźliwie obca. „Rzeczy­wi­ście się postarzał” – myśli. Długo patrzą na siebie.

🖇

„Kto to jest?” – z przestrachem pyta siebie Kristóf. – „Kim jest ten znajomy człowiek? Co mu się przydarzyło? Dlaczego milczy? Nigdy nie wiedziałem, że i w taki sposób można milczeć”.

🖇

Czego jeszcze mógł chcieć tu człowiek? „Doskonalszego” małżeństwa? Wszystko, czego człowiek dotykał, wykoślawiało się, pozostawało nie­do­sko­na­łe, ludzie nie przestrzegali nawet dziesięciu przykazań – kradli, kłamali, cudzołożyli, pożądali wołów i żon swych bliźnich – a jednak tylko jakiemuś szaleńcowi mogłoby przyjść do głowy, by domagać się „nowacji”, odno­wie­nia Dekalogu.

🖇

Kto potrafi sfotografować, utrwalić, wyczuć tę chwilę, gdy pomiędzy dwojgiem ludzi coś pęka i się łamie? Kiedy to się stało?

🖇

[…]  nie może być inaczej, nawet jeśli zaczyna tonąć statek albo wybucha wul­kan; pewne gesty, słowa, uśmiechy obowiązują nawet w ostatniej chwi­li, z rekwizytorni cywilizacji niczego nie wolno wyrzucić, tonący też jest zo­bowiązany przedstawić się temu, kto go ratuje…

🖇

[…]  przypadki decydują o losach; zadowólmy się tym, co możemy otrzy­mać w ten sposób. […]  Wiesz, kiedy mowa jest o całości, o wszystkim albo o niczym, to człowiek staje się skromny.

🖇

Jakbym znał magiczne zaklęcie… Ale magiczne zaklęcie
to tylko tyle, że kogoś kocham.

🖇

[…]  nieszczęśliwy wypadek, za który nikogo nie można uczynić odpo­wie­dzial­nym; nieszczęśliwy wypadek, bezosobowy, brutalny nieszczęśliwy wy­padek… Zderzyła się z kimś w ziemskim chaosie, od tego otar­cia po­wsta­ła rana, a mimo to dusza dalej podążała po swojej orbicie, choć nie mogła się już zagoić. Co ją jeszcze czekało? Co czeka chorych?

🖇

[…]  pomiędzy przebudzeniem a zaśnięciem prowadzi nas obca ręka, nieznany zamiar.

Sándor Márai, Rozwód w Budzie,
przeł. Irena Makarewicz, Czytelnik, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

Milczał, ponieważ się bał. Co było na dnie jego lęku? Nie wiedział. Czuł tylko, że coś nie jest w porządku, nie jest dobrze tak się bać.

🖇

[…]  wojna wcale nie jest taka niepraw­do­po­dob­na ani niewyobrażalna, jak była jeszcze wczoraj. Nikt w nią nie wierzy, nikt jej nie pragnie, poza tym jest jeszcze całkiem daleko, pomiędzy wojną a pokojem roz­cią­gają się całe morza i góry, ludzie jeszcze się tar­gu­ją i wszystko tłumaczą.

🖇

Na stronie tytułowej wielkie litery, większe niż za­zwy­czaj, przynoszą wiadomość o wojnie. „Gdzie odlewa się te dziwne czcionki?” – pyta Kristóf, jak ktoś, kto chce zmienić temat. „Chyba w tym samym warsztacie co armaty…”

🖇

I naraz rozumie: wojna zaczyna się tak, że ludzie, wszę­dzie na świecie, siedzą w pokojach, rozmawiają o swoich codziennych kłopotach, o ambicjach, a potem nagle ktoś wymawia to słowo: „wojna” – a wtedy nie milkną, nie patrzą sztywno przed siebie, w niemym przerażeniu, lecz w sposób naturalny, nie podkreślając tego specjalnie, od­po­wia­dają: „wojna” – i rozmawiają o tym, czy to mo­żli­we i kiedy, w jakim stopniu: tak się zaczyna. Kri­stóf teraz nagle to rozumie. Wojna zaczyna się gdzieś daleko, daleko przed widocznymi wy­da­rze­nia­mi; w sposób na­tu­ral­ny zaczyna się w ludzkich duszach i nim jeszcze sta­nie się terenem walk, z poległymi i z armatami, z dy­mią­cy­mi zgliszczami domów, ludzie już się z nią pogodzą w duszy.

🖇

[…]  i człowiek naraz rozumie coś, co wcześniej nie miało rąk ani nóg; teraz chodzi nie o to, „czy Europa zginie czy nie”, bo o tym nieprawdopodobnym wydarzeniu i tak nikt nie wie nic pewnego; po prostu chodzi o to, że mo­żna już o tym mó­wić, że jest to już tematem rozmowy, tu, w ogrodzie, albo tam, w środku, w sa­lo­nie, i w innych ogrodach i sa­lo­nach, wszędzie na świecie – w de­szczo­wych miastach na północy, a także na południu, w oto­czo­nych kamiennym murem, pięknych ogrodach z cy­pry­sa­mi, dokąd Kristóf zawsze miał chęć pojechać – a te­raz myśli o tym, że być może jest już za późno.

🖇

Wszystko to oczywiście było w rzeczywistości znacznie prostsze; prostsze i dużo bardziej skomplikowane zarazem.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz