poniedziałek, stycznia 01, 2024

5308. Z oazy (CCXX)

W dniu oznaczonym w kalendarzu kolorem czerwonym niczym każda niedziela w ro­ku od­liczanie literek, dwa. Po poruszającej książ­ce Máraia musiałam sięgnąć po „parytet”. Nie musiałam długo przyglądać się weteranom czekania na wirtualnym sto­siku ksią­żek, które chciałabym przeczytać. Wstyd przyznać, ale ta czekała na mnie od dnia publikacji.

Może mogłam się domyślić po okładce, że wojna będzie jednym z wątków, ale tego nie zrobiłam, bo w przypadku tej Autorki „bierę” wszystko. To książka o odcieniach szarości bieli; o tym, że prawie nic nie jest tym, na co wygląda i że je­steś­my ko­wa­lem swojego losu tyko w zakresie reakcji, na to, co przynosi los. Jeśli w kwe­stii ko­wa­la ktoś uważa inaczej, to albo jest zdrowym, białym, nie najgorzej sytuowanym dwudziestoparolatkiem, albo głosuje na Konfederację. Pierwsze minie, drugie nie musi, choć w przypadku właściwie przebiegającego procesu indy­wi­du­acji też minie.

A gdy skończyłam, szukając okładki, dowiedziałam się, że już za dziewięć dni będę mogła wbić zęby w najnowszą książkę Autorki. Już nie mogę się doczekać. Nie bę­dzie musiała zadomawiać się w książkowej poczekalni, obiecałam jej i sobie.

Dom bez książek – zauważyłam.

🖇

I choć nie była to długa lektura, potrzebowała „tygodni”, by ją dokończyć.
     Nie potrafiłam wyobrazić sobie tak wolnego czytania. Najwyraźniej tak to wygląda u ludzi, którzy nie czytają, nie mają takiego nawyku. Niczego nie bierz za pewnik: niedawno poznałam studenta nauk politycznych, który wyznał mi, że nigdy nie czytał powieści. Kłopotał go sam gatunek. „Bo co to właściwie jest? Co się robi – bierze wydarzenia z prawdziwego życia? Zmyśla?”.

🖇

Historie – wspaniałe historie – przydarzają się wszystkim. A czasami czło­wiek ma wspaniałą historię, którą bardzo chciałby opowiedzieć, ale nie po­trafi. I co wtedy?

🖇

Dlaczego trafiła do Wietnamu? Newark, szkoła pielęgniarska, wszędzie rekruterzy rzucający zanętę: „Wstąp do korpusu pielęgniarskiego armii amerykańskiej, a my pokryjemy czesne. I nie martw się, nie wylądujesz na wojnie”.
     – Jak mogli cię tak okłamać! Dlaczego uchodziło im to na sucho? Mu­sia­łaś być zła!
     […]  Wzięła porządny łyk piwa. – Wyluzuj, mała, nie zrozumiałaś. Kła­ma­li, tak już jest, ale to na mnie nie miało wpływu. Ja się zgłosiłam.

🖇

Cierpienie porzucenia, bycia niekochanym – emanowało z nich jak zapach zmieszany z innymi wojennymi zapachami: potu, wyczerpania, bło­ta, stra­chu. Nigdy nie mówili tego wprost, oczywiście, tak jak nigdy nie mówili, że „zginął” czy „umarł”, ale „zszedł”, „załatwili go”, „kropnęli”, „przywieźli w worku”. Ale ono zawsze było, to drugie wielkie, dręczące pytanie. „Jeśli ktoś mnie kocha, dlaczego tu jestem?”.

🖇

     – Nie mówię, że było łatwo, ale nigdy nie wiesz, co jesteś w stanie zrobić, dopóki nie musisz tego zrobić.

🖇

„To przez Wietnam” – to sformułowanie wyjątkowo drażniło Rouennę.
     – Faceci używali wojny jako wymówki dla absolutnie każdej rzeczy, którą później spieprzyli.

🖇

Ująć to inaczej? Uważała, że „większość ludzi
pieprzy od rzeczy”.

🖇

[…]  wierzyła w jedno: powszechny obowiązek wojskowy, i to dla obu płci. – Musisz zrozumieć: dzieciaki umierały tam, bo brakowało pielęgniarek. A jeśli możesz zwerbować ludzi i wyszkolić ich do walki, możesz też ich zwer­bować i wyszkolić do innych rzeczy potrzebnych na wojnie, na przy­kład do pielęgniarstwa.

🖇

Niektórzy uważali, że to, co zrobiłam, jest dziwne, ale nie dam sobie wmówić, że niewłaściwe.

🖇

Ludzie często myśleli, że Agent Orange nazywał się tak, ponieważ liście zmie­nia­ły kolor, ale tak naprawdę cho­dzi­ło o oznaczone pomarańczowym paskiem beczki, w któ­rych przywożono herbicyd. Kiedy wspomniała, że były również inne substancje, Agent Purple, Agent Blue, Green i Pink, i White, myślałam, że żartuje, ale po­krę­ci­ła głową. – Nie wkręcam cię. Mieliśmy tam całą cholerną tęczę środków chwastobójczych.

🖇

[…] przez całą drogę powrotną jestem niespokojna. Wiem, że zostawiłam nie­dokończoną sprawę, i przypomina mi się jeden z tych snów, w któ­rych wy­ru­szasz na jakąś misję, po niezliczonych trudach i przeszkodach masz już wykonać zadanie, ale w końcu się budzisz. A oddałbyś wszystko, żeby móc wrócić… Pewnie jest jakaś nazwa na to uczucie, lecz jej nie kojarzę.

🖇

Nigdy nie opowiedziałem Ci całej swojej historii od początku do końca, dla­te­go też większa część tego, kim jestem i czym jestem, pozostaje dla Ciebie tyl­ko wielkim znakiem zapytania.

🖇

Mój kot spacerował po zagraconych pokojach z szeroko otwartymi, nie­do­wie­rza­jącymi oczami. Na początku dużo miauczał, jakby mnie bła­gał… Póź­niej zamilkł i spoważniał, kiedy (przypuszczam) dotarła do niego praw­da: porządek, do którego się przyzwyczaił, którego potrzebował i który lubił, nie poszedł za nami, ale należał do tamtego drugiego życia, tego, które na zawsze za sobą zostawiliśmy.

Sigrid Nunez, Dla Rouenny, przeł. Dobromiła Jankowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Jestem tu bardziej samotna niż kiedykolwiek. Czasami czu­ję się z tym dobrze i klepię się po plecach: jestem nie­za­leż­na, wykazuję postawę stoicką, mam niewiele po­trzeb. Myślę o słowach Pascala, że całe nasze nie­szczę­ście bierze się z nieumiejętności bycia samemu w pokoju, i nawet odczuwam dumę. A czasami czuję się bez­na­dziej­nie, gorzej niż niekochana, czuję się tak, jak musi czuć się zwierzę, które odczołgało się gdzieś, by umrzeć.

🖇

[…] w końcu przyznałam sama przed sobą, że […]  łzy, któ­re wypływały z oczu i wpadały do uszu – sąsiadka na dole wstała i włączyła Robertę Flack (Killing Me Soft­ly) – oznaczały cierpienie, którego, wiedziałam, wkrótce doświadczę. […]  Za każdym razem trochę umieramy.

(tamże)

Roberta Flack, Killing Me Softly With His Song.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz