Wieloniedzielne odliczanie literek, raz. Poślizgnięte na tygodniach niemocy, dniach nauki i wisieńce na torcie: intensywnym, wspaniałym weekendzie.
Miesiąc temu bez jednego dnia, na lotnisku, nie mogłam tak po prostu przejść obok księgarni. Obiecałam, że tylko na chwilkę, że jedynie sztachnę się książkowym zapachem, napasę oczy ilustracjami na okładkach, podotykam, poprzewracam kartki. Myślę, że Sadownik nie wierzył w ani jedno moje słowo, bo niespecjalnie był zdziwiony, gdy przy jednej z książek utknęłam na podejrzanie długo. Gdy zobaczył kreską kreślonego na okładce psa, nie miał żadnych dodatkowych pytań, miał kilkanaście euro, które bez słowa, z uśmiechem wyjął dla mnie z kieszeni.
Tak, oszczędna szata graficzna przyciągnęła mnie do tej książki. Pies podbił stawkę, ale to poniższy fragment rozbił bank.
Ogni storia
[…] comincia molto prima di quando noi la raccontiamo. La prima pagina di ogni libro è preceduta da milioni di altre pagine. E l'ultima pagina di ogni libro precede milioni di pagine che devono essere ancora scritte. I nostri gesti, i nostri pensieri, le nostre parole, sono solo il breve tratto di un percorso lunghissimo, che sprofonda nel tempo passato e svanisce nel tempo futuro. Non ne vediamo l'inizio, non ne immaginiamo la fine.
[Każda historia […] zaczyna się dużo wcześniej, niż wtedy gdy ją opowiadamy. Pierwsza strona każdej książki poprzedzona jest milionami innych stron. A ostatnia strona każdej książki poprzedza miliony stron, które muszą być jeszcze napisane. Nasze gesty, nasze myśli, nasze słowa są tylko krótkim wycinkiem najdłuższej drogi, która tonie w przeszłości i znika w przyszłości. Nie widzimy jej początku, nie wyobrażamy sobie jej końca.]
Michelle Serra, Osso. Anche i cani sognano, ilustr. Alessandro Sanna,
Giangiacomo Feltrinelli Editore, Milano 2024.
Po powrocie do ula zachciało mi się sprawdzić, czy Autora tłumaczono jakkolwiek na język polski. Tak, przetłumaczono jeden drobiazg książkowy, wydano zaś wyłącznie w papierze. Najzabawniejsze i w jakiś sposób okrutnie smutne było to, że przecierałam oczy ze zdziwienia, widząc cenę Leżących, 7,99. Zgroza!
Tymczasem jedno zdanie, ciągnące się przez półtorej strony, warte jest zdecydowanie więcej niż nominalna cena książki, nie wspominajac o Duchu tej opowiastki i bezcennej puencie, której mój wewnętrzny maruder (w temacie pokolenia zet) nie oczekiwał, a dał się mile zaskoczyć.
Przy wspomnianym zdaniu uruchomiła się zakurzona pani inżynier: naprawdę chce ci się je przepisywać? Inżynierskie lenistwo (tj. jak zrobić, by prawie nic nie robić, a mieć zrobione) ruszyło w tan: klik, klik, cyk, cyk i wsparta technologią poprawiałam tylko literówki, ponieważ OCR w przypadku znaków diakrytycznych wciąż pozostawia wiele do życzenia. Tak, jest tu to zdanie, razem z następującym po nim akapitem. Wciąż mnie bawi.
Gdzie, do cholery, jesteś?
Telefonowałem do ciebie przynajmniej cztery razy, ale nigdy nie odebrałeś. Twoja komórka dzwoni w próżnię jak telefon mężów zdradzających żony lub urażonych kochanek. Niekończący się ciąg dzwonków sugeruje albo twoją jawną niechęć, albo twoje niewinne roztargnienie: i nie wiem, które z tych dwóch „nie odbiorę" jest bardziej obraźliwe.
Już nawet nie chcę wspominać o mojej tęsknocie, gdy cię nie widzę, czyli prawie zawsze. Nauczyłem się traktować ją jako jedną z moich wad, a nie jako twoja winę.
🖇
Ile razy, zamiast posyłać cię do diabła, powinienem cię przytulić? Ile razy cię przytuliłem, a powinienem był posłać cię do diabła?
🖇
[…] twoje mistrzostwo we wspieraniu entropii świata polega właśnie na tym minimalizmie, prawie niezauważalnej różnicy między „zrobionym" a „niezrobionym". Nawet gdyby niewiele wystarczyło, żeby zamknąć koło, ty pozostawisz je otwartym. Jesteś perfekcjonistą w bałaganiarstwie.
🖇
Wspominam, jak łatwo było cię kochać, gdy byłeś mały. I jak trudno jest to robić teraz, gdy nasze postury upodobniły się do siebie, twój głos przypomina mój, a więc ma te same tony i natężenie. […]
Naturalna miłość, którą obdarza się dzieci, nie jest zasługą. Nie wymaga zdolności nieinstynktownych. […] Dopiero po latach, gdy twoje dziecko […] zmienia się w twojego sobowtóra, w mężczyznę, w kobietę, krótko mówiąc, w kogoś takiego jak ty, wówczas kochanie go wymaga cnót, które kosztują. Cierpliwości, męstwa, wiarygodności, bezkompromisowości, wspaniałomyślności, wzorowości… Wiele, bardzo wiele cnot dla kogoś, kto równocześnie stara się żyć swoim życiem.
🖇
Z części mojego mózgu, gdzie rezydują, jak w miniaturowym parlamencie, reakcjoniści mojej wrażliwości i doświadczenia, dochodzi wołanie, że każdy upadek porządku jest nieuniknionym upadkiem piękna. I zanim nowe piękno zaprowadzi nowy porządek i tchnie oddech w życie ludzi, może upłynąć wiele lat, może przeminąć niejedno pokolenie.
🖇
Na wywiadówce matka, która siedzi przede mną jest kobietą wysoką i bladą, mówiącą dużo i dość głośno. Peroruje od dobrych dwudziestu minut, żaląc się, że jej syn nie potrafi skoncentrować się na nauce i nie chodzi o to, że robi to specjalnie, żeby się nie koncentrować, bo przecież powiedział jej: mamo, nie potrafię się skoncentrować, co oznacza, iż doskonale rozpoznał problem, że nie potrafi się skoncentrować i matka zrozumiała, iż naprawdę nie potrafi nie ze złej woli, bo gdyby to było ze złej woli, nie obchodziłoby go to, ze nie umie się skoncentrować, co więcej, nawet by o tym nie wspomniał, a tymczasem skarży się nieustannie z tego powodu, że nie potrafi się skoncentrować, bo dla niego nieumiejętność skoncentrowania się jest prawdziwą zgryzotą, tym samym również doskonale zdaje sobie sprawę, że gdyby poświęcił na koncentrowanie się nad podręcznikami cały czas, jaki nadaremno poświęca na koncentrowanie się albo na tłumaczenie matce, że właśnie nie potrafi się skoncentrować, problem byłby rozwiązany, z drugiej strony, ona, matka, nie wie, jak mu pomóc, gdy bowiem jest w pracy, to oczywiście nie ma jej w domu, a gdy jest w domu, ma tyle zajęć domowych, że nie starcza jej czasu, aby pomóc synowi skoncentrować się na nauce, a nawet gdyby go miała, nie wiedziałaby, od czego zacząć,
może są jakieś techniki pomagające się skoncentrować, ale zapomniała spytać o to profesora, który go odwiedził z powodu dysleksji, syn nie jest dyslektykiem, ale czasem w testach dysleksja ujawnia się i byłoby wskazane ponawiać wizyty co roku, ponieważ niewiarygodne jest, jakie postępy robi diagnostyka, dzisiaj odkrywa się rodzaje dysleksji, których wczoraj sobie nawet nie wyobrażano, to po części jak z nietolerancją pokarmową, o której wiele osób nawet nie wie, że na nią cierpi, a nawet jej nie podejrzewają, na przykład syn jej przyjaciółki po latach został zdiagnozowany jako dyslektyk, gdy wcześniej nikt nie wierzył, że jest on dyslektykiem, z wyjątkiem jego matki, ale wiadomo, matki wiedzą lepiej, a lekarka, bardzo dobra lekarka, zorientowała się w tym, ponieważ chłopiec podkreślał tekst w książkach czarnym pisakiem, rysując tak krzywe linie, że wiele słów wyglądało jak przekreślone, poza tym miał trudności z ich odczytaniem, potem musi tez uczyć się z podręcznika na wpół pokreślonego, poza tym pomazanego jego własną ręką, a więc nawet bez możliwości zrzucenia winy na kogoś innego, można zatem wyobrazić sobie skalę problemu, a nawet dwóch łączących się ze sobą problemów, wydaje się, że istnieje związek między niezdolnością do kreślenia prostych linii a dysleksją, choć nie z wszystkimi dysleksjami, tylko niektórymi, pewnie, że kiedyś w szkole robili masę problemów z powodu brzydkiej kaligrafii, kleksów, zeszytów w nieładzie, a nawet nie miano pojęcia o wszystkich łączących się z tym aspektach psychologicznych oraz ile zaburzeń uczenia się jest na świecie, ile daremnych i głupich kar można by uniknąć, z pewnością te dzieci wymagałyby większej troski, ale kto ma na to czas, zresztą, gdy my chodziliśmy do szkoły, kto się o nas troszczył?…
I gdy wypowiadała krótką frazę: „kto się o nas troszczył?", łudzę się, że dostrzegam w monotonnym potoku jej głosu jakby drgnięcie, zatrzymanie spowodowane przez wątpliwości. Rzeczywiście, droga pani, nikt się o nas nie troszczył, ale też nikt z nas z tego powodu się nie powiesił. Jedni lepiej, inni gorzej, również nieświadomi dyslektycy, także mający niezdiagnozowane zaburzenia uczenia się, tudzież nietolerujący ogórków lub żytniego chleba, dociągnęliśmy jakoś do matury albo dyplomu. Dlatego przez chwilę mam nadzieję, ze matka, zdając sobie sprawę z faktu, że nikt się o nas nie martwił — na nasze szczęście — zostanie muśnięta, przynajmniej muśnięta, przez podejrzenie, że jedynym prawdziwym problemem syna jest noszenie w sobie wielkiego lenia, który mu towarzyszy, dusi go, usprawiedliwia, tłamsi, daje alibi, rozgrzesza. Gdy słyszę głos matki, o wysokim natężeniu i płaskim tonie, bez cienia asertywności, któremu towarzyszy bezładna gmatwanina rozważań niemająca żadnych uzasadnień naukowych lub logicznych, ale wszystkie są zakotwiczone wyłącznie w jej obsesji ochrony, widzę znudzoną nauczycielkę, która potakuje twarzą, ale głowa — aby nie zwariować — jest z pewnością gdzie indziej.
🖇
Nie byłem ani bardziej posłuszny, ani bardziej wrażliwy, ani mądrzejszy od ciebie. Ale należałem do epoki — ostatniej? — w której konflikt między Młodymi a Starymi toczył się na tym samym polu bitwy. Teraz jednak mam przeczucie zmiany tak radykalnej, że pewnego dnia z trudnoscią uznamy, ty i ja, to samo za przyjemne. Nie wiem, co dałbym, żeby móc usiąść z tobą w jakiejkolwiek chwili naszego życia przed tym samym pejzażem, podzielając w ciszy jego piękno i harmonię.
🖇
Gdy około drugiej zeszliście, znaleźliście nas przy stole na werandzie, raczących się winem, jedzących salami i to co pozostało z wczorajszego wieczoru. Pozdrowił was chór drwiący, ale mimo wszystko serdeczny. Dopiero gdy Pedro spytał, czy może zjeść śniadanie, miły ton bezpowrotnie ustąpił miejsca oficjalnej deklaracji Carli. Pani domu odpowiedziała: „Pedro, mogę cię zapewnić w imieniu wszystkich, że w tym domu, o tej porze, nie jada się śniadań, lecz kończy obiad". Ja, będąc słabym ogniwem, już miałem zrobić wam kawę. Carla jednak zgromiła mnie wzrokiem.
— Jeżeli chcecie cos zjeść, to tutaj jeszcze co nieco zostało. Kawa będzie później. Pije się ją po obiedzie.
🖇
Młodość może być wieczna — pomyślałem — pod warunkiem, że zaakceptuje się, iż dla nas przeminęła.
🖇
— Pan mnie nie zna — powiedział — ale ja znam pana. Jestem tatuażystą pańskiego syna.
— Dzień dobry — odparłem. Na szczęście wymyślono pozdrowienie, które w swojej spokojnej ogólności pozwala zyskać czas, otrząsnąć się z zaskoczenia, zorganizować ewentualną obronę. Konwenanse społeczne — poprzez wieki i pokolenia — mniej więcej ustaliły, jak się zachowujemy wobec ginekologa żony, pedicurzystki matki, fryzjerki siostry, ale nie wobec tatuażysty syna.
🖇
Patrzy sie na nich z perspektywy
wieku, osobistej formacji, uprzedzeń.
🖇
Jakie prawdopodobieństwo powodzenia ma przemiana ludzi w Całkowitych Głupków (a zatem idealnych konsumentów i uniżonych poddanych) poprzez masowy narcyzm? Czy samouwielbienie ludzkości ma punkty przesilenia? Czy jest to proces odwracalny?
Michele Serra, Leżący, przeł. Grzegorz Niedźwiedź,
Wydawnictwo Esteri, Wrocław 2016.
(wyróżnienie własne)
Może wyjątkowość tego dnia zasługiwała, żebyśmy unikali, zarówno ty, jak i ja, niepotrzebnych spięć. Jakbyśmy byli albo próbowaliśmy być, chociaż raz, właśnie dzisiaj, ja nieco mniej mną, a ty nieco mniej tobą.
🖇
Ruch jest uzdrawiający. Jest to doświadczenie duchowe. Uwierz mi.
🖇
Troska o świat jest nawykiem, który się dziedziczy.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz