wpis przeniesiony 2.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Druk RMUA odbierasz. Rzadko, ale zdarza się, że rzucisz okiem na kwoty w odpowiednich rubryczkach uwięzione. Kolumny różne nazwy mają, choć równie dobrze można byłoby zastąpić je jednym imieniem „czarna dziura”. W mediach od przeszło miesiąca króluje ta sama dyskusja dotycząca procesu przepoczwarzania się owej „czarnej dziury” w czarną otchłań czarnej rozpaczy, gdy będziesz już tylko ciężarem dla społeczeństwa. Scyzoryk w kieszeni mi się otwiera. Chcę być bardziej precyzyjna — otwierał się do wczoraj. Dziś przekładałam „ermułki” z wdzięcznością, że mogę to robić.
Od wczoraj myślę, że „ermułka” jest niczym zielona karta, czy paszport wymarzonego kraju. Jest dowodem posiadania przeze mnie pełni praw obywatela bogatego kraju. Nieistotne staje się nawet to, że czasem mogę mieć nie tylko wrażenie, ale pewność, że część moich praw mam na dzień dzisiejszy tylko teoretycznie. Te, które mam i teoretycznie, i praktycznie, to nieskończenie wielki przywilej życia w Polsce właśnie teraz.
Made in China. Czy jest choć jeden dom w tym kraju, który nie posiada żadnej metki z tym napisem? Moja ukochana firma od ubranek dla dzieci i dorosłych również ma ten napis na wszywkach skądinąd pięknych, pomysłowych, dobrych gatunkowo produktów. Nie kupować? Bojkotować? Rozmarzyłam się, by w każdym z domów, w którym znajduje się choć jeden produkt „made in China” znalazła się książka Liao Yiwu jako hołd dla jego odwagi, nadziei, pracy oraz dla bohaterów jego reportaży, jako niemy głos niezgody na sposób traktowania ludzi w Chinach. Wierzę, że każdy przeczytany egzemplarz tej książki jest niczym efekt motyla. Reszta wpisu już tylko na smak...
***
Z wstępu Philipa Gourevitcha:
Liao pisze zatem z odwagą człowieka, który wie, czym jest strata, i się jej boi. Nic tak nie wzbudza jego zainteresowania jak oficjalny zakaz zwracania na coś uwagi, nic tak nie wyostrza mu słuchu jak narzucona odgórnie głuchota, nic tak nie popycha go do tego, żeby coś nam pokazać, jak ślepota, którą usiłują narzucić władze komunistyczne.
Z wprowadzenia Wena Huanga — tłumacza na język angielski:
(...) Ren Bumei, powiedział w wywiadzie udzielonym Radiu Wolna Azja: „Wszystkich ludzi przedstawionych w książce łączy jedno — zostali pozbawieni prawa do mówienia we własnej obronie. Ta książka to zdecydowanie potępienie odebrania im tego prawa o zarazem doskonały portret tych wyjątkowych jednostek”.
*
Z reportażu „Prawicowiec”:
Feng Zhongci: (...) Sekretarz Partii popatrzył na mnie i odezwał się już spokojniej: „No dobrze. W takim razie musisz wybierać albo ta kobieta albo Partia, Powtórzyłem jeszcze raz, bardzo stanowczo: „Kocham ją”.
Dwa tygodnie później zostałem wyrzucony z Partii i napiętnowany jako prawicowiec i zły element.
(...)
Liao Yiwu: Czy kiedykolwiek żałował pan swojej decyzji?
Feng: Nie. Wielu ludzi mnie żałowało, współczuło mi z powodu, jak to nazywali „mojego nieracjonalnego zaślepienia”. Ale ja uważam, że postąpiłem właściwie. Mając do wyboru między Partią i kobietą, wybrałem kobietę. Ludzie powinni stawiać życie osobiste na pierwszym miejscu, nie sądzi pan, młody człowieku? Przyłączyliśmy się do rewolucji komunistycznej, żeby każdy mógł się ożenić z piękną kobietą i założyć rodzinę. Ta podstawowa idea została w czasach Mao całkowicie wypaczona. Mówiło się tylko o abstrakcjach, takich jak Partia czy Lud. Życie osobiste było uważane za coś hańbiącego. Ale ani z Partią, ani z Ludem nie można się ożenić, prawda? Na każdym kroku słyszeliśmy takie bzdury, jak: „Taki-a-taki został wykarmiony przez Partię i Lud”. A czy ktoś widział kiedyś piersi Partii?
*
Z reportażu „Emerytowany urzędnik państwowy”:
Zheng Dajun: (...) Na przykład Przewodniczący Mao powiedział, że wróble zjadają zboże i dlatego należy je wytępić. Wkrótce rozpoczęła się ogólnonarodowa kampania i wszyscy łapali wróble. Po dwóch latach niemal całkowicie wytępiono w Chinach te ptaki. Nie mieliśmy pojęcia, że zabicie wróbli zachwieje delikatną równowagą przyrody. Wróble zjadały ziarna zbóż, ale też owady, które po wyginięciu wróbli rozpleniły się i w wielu rejonach spowodowały klęski.
*
Z reportażu „Były właściciel ziemski”
Liao Yiwu: Nie wiedziałem, że po tylu latach, kiedy prześladowano pana jako „złego właściciela ziemskiego”, jest pan wciąż całkiem uparty.
Zhou Mingyue: A owszem. Najbardziej ze wszystkiego nie lubię, jak ktoś mną manipuluje. Kiedy przyjeżdżają do mnie wnuki, boją się tu mieszkać ze względu na pchły. Mam koty. Uwielbiają bawić się na moim łóżku i ze mną spać. Jestem stary i ciągle marznę. Wieczorami dzięki kotom jest mi ciepło. Zawsze z nimi rozmawiam, opowiadam im takie rzeczy, które interesowałyby ludzi mojego pokolenia. Nigdy nic nie wiadomo, koty mogą być wcieleniami ludzi, którzy zmarli.
Liao Yiwu, Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe.
Chiny z perspektywy nizin społecznych,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2011.