Jabłoń, która nie rodzi, należy wyciąć, usłyszałam.
Jak to jest: żyć, być, śnić i nieprzerwanie marzyć,
gdy prawie ci wmówiono, że jesteś taką Jabłonią?
Jak to jest kwitnąć przez cały rok? Rozkwitać każdego dnia?
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
To, co ma się zdarzyć, już się dzieje.
To, co już się dzieje, jest najlepszym nauczycielem.
*
Rankiem. W hamaku. Z kawusią. Z Sadownikiem i Heniutką na kanapie. Nim rozpędzi nas dzień. Zmysł przypiął się do sączących się z radia słów. Zapamiętałam niesamowitą frazę: jesteś początkiem do każdego celu. Poszukałam. Znalazłam. Tylko z jednym zgodzić się nie mogę. Wolno ci się bać.
Mela Koteluk, Działać bez działania.
wszystko ma swój czas, Ty jesteś początkiem do każdego celu!
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
O czym jest życie? O czym jest moje? O czym twoje?
Wykonałam w życiu wiele zwrotów przez rufę. Wieloma drzwiami trzasnęłam. Wielu ludziom pokazałam plecy. Wielu sprawom powiedziałam „nie”. I niech mnie, ale każdy z tych manewrów był ważny, bo doprowadził mnie do dnia wczorajszego, gdy po raz pierwszy, drugi... dziś setny czy dwusetny, przeczytałam otrzymane słowa:
Zresztą [Jej] choroba wszystko przewróciła — kiedyś przyszłe dni traktowałem jako coś, co się nam należy. Teraz — każdy dzień jest darowany i mam świadomość, że limit się wyczerpuje...
Łzy wdzięczności za te słowa po policzkach płyną wciąż, że napisał, nie skasował; napisał i dał radę wysłać; napisał, ale najpierw poczuł! W tych słowach spotkaliśmy się po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, pierwszy raz do samych trzewi, do istoty jestestwa. Cudownie jest wewnętrznie dojrzewać, widzieć tę przemianę w kimś innym i doświadczać tej zmiany, a nie tylko przeczuwać, że nastąpiła.
Moje życie? Jest o chwilach, czasem ułamkach sekund, gdy spotykam się z kimś naprawdę. Zwykle poza słowami albo pomiędzy nimi. W geście, w spojrzeniu, w znaczącym milczeniu. Wiem, że to właśnie to, bo potem już nic nie może być takie jak przedtem. Po to żyję. To mnie karmi. To czyni mnie kimś więcej.
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Bezruch jest formą ruchu. Porządek jest jedną z form bałaganu. Bezśnieg jest formą śniegu.
Pomyślałam tak, gdy po raz pierwszy na dobre zatrzymała mnie instalacja, obok której przechodzę kilka razy w tygodniu. Śnieg, kwestia istotna dla Stada, dziś rano wyglądał tak:
I chyba się ujął honorem, bo opadł wielkimi płatami późnym popołudniem. Niestety, choruje i ma wysoką temperaturę.
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
No i trafiła się książka. Pomysł — cudny. Forma — zbyt „eklektyczna”: polski tekst, ale numerowanie baśni (po co?) po japońsku (WTF), co z samymi baśniami w ogóle nie wiadomo co ma wspólnego. No i nie wytrzymałam… policzyłam strony zawierające tekst. Na nominalne 121 stron, które zawiera książka, tekstu jest mniej niż sto. Nooo, to już sobie ponarzekałam.
Ale jednak przeczytałam. W kilku miejscach z ogromną przyjemnością. Błyskotliwych kilka zdań, wątków, scen. Jeśli Autor skusi się na kontynuację pomysłu, kolejne baśnie już są warte czekania. Mam tylko jedną wątpliwość. Niestety, nie potrafię stwierdzić, jak ten tekst czyta się osobom dziewiczo nietkniętym, intelektualnie bądź przez własne doświadczenie, psychologią procesu.
Oceany pozwalają odczuć Kosmos, zwykła kałuża daje odczucie chwili.
Shitao
*
— Mój drogi — powiedział mu ojciec — mądrość osła polega na tym, żeby zaakceptować to, kim się jest, i nie buntować się przeciwko temu, czym obdarzyła nas natura. [...] Tylko jeden wuj osioł, który z resztą uchodził za dziwaka i nikt w całej rodzinie go nie poważał, powiedział tak: — Mały osiołku, jeżeli uważasz, że sprawa twoich kopytek jest rzeczywiście ważna, to powinieneś zrobić wszystko, żeby to zmienić. Czasem bowiem marzenia i ich realizacja są ważniejsze niż to, co wydaje się być ustalonymi niezmiennym porządkiem.
*
Stąd było już blisko do odwiecznego pytania, o to co jest najważniejsze w życiu. […] Pojęcia śmigały jak gołębice po zamkowych dziedzińcach. Szczęście, Mądrość, Radość, Spójność, Miłość, Rozwój, Piękno, Sztuka, Umiar, Przyzwoitość, Rodzina, Społeczeństwo, Dobro, Zdrowie — i wiele innych próbowano ustawić w jakiejś hierarchii lub znaleźć dla nich wspólny mianownik. Ale, niestety, pomimo wielu prób i ogromnej nagrody wyznaczonej przez króla za znalezienie właściwej odpowiedzi, debata zakończyła się jedynie tym, że uczestnicy, rozjechali się w przeświadczeniu, że pozostali są bandą niedouczonych kretynów.
*
Człowiek nigdy nie zostaje sam, raczej zawsze ma wokół i wewnątrz siebie nieustannie zbyt dużo czegoś lub kogoś.
*
Odnalazł królewskiego fechmistrza i rozpoczął naukę, która szła powolną meandryczną drogą, wyznaczaną zniecierpliwieniem, chwilowymi uniesieniami w momentach sukcesu, złością z powodu braku wystarczających postępów i poczuciem, że cała ta zabawa nie ma żadnego sensu.
*
Przez całe życie uczył się wybierać to, wobec czego wybór nie jest kategorią odniesienia, opowiadać się za tym, co po prostu musi zaistnieć.
Tomasz Teodorczyk, Jak umierają ptaki. Baśnie na ważne etapy życia, Eneteia, Warszawa 2014. (wyróżnienie własne)
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Płeć. Władza. Gender. I dyskusja, którą można do białego rana, bo temat ważny, ciężki i niełatwy.
Różnicę płci, prawa i obowiązki każdej z nich, wcześniej czy później, można postudiować (choćby dla sportu) w toalecie. Czy mężczyźni podnoszący klapę sedesową mają ją po skorzystaniu z toalety opuszczać? Czy może skoro oni ją podnoszą, to kobiety mają ją opuszczać? Skoro nie ja ją podnoszę, to dlaczego mam ją opuszczać? A może kogoś — nie wiem dlaczego, ale w moim doświadczeniu najczęściej dotyczy to kobiet — brzydzi widok „gołej” muszli klozetowej i dlaczego w takim przypadku ów ktoś musi oglądać ten kiepski widok? Podnosisz klapę, draniu, to ją opuszczaj! — głosi kilka znanych mi osób.
Po prawie dziesięciu latach postanowiliśmy zrezygnować z deski klozetowej, w której unieruchomiono fragment akwarium. Dojrzałym ludziom w nas zachciało się klasyki gatunku. Konsumpcjonizm postanowił nas oszczędzić, nie kusił ścianą z setką różnych klap — dział z łazienkowymi akcesoriami znajdował się w stanie modernizacji. Klapy, proszę bardzo, do wyboru, proszę bardzo, ale tylko dwie. Klasyczna deska — kwota X. Na widok drugiej upłakaliśmy się jak norki. Klasyczna deska, ale z nowoczesną gienderową funkcjonalnością — kwota 1.5·X. I warto tę cenę zapłacić w imię płci, władzy i gienderu, bo… owa nowoczesna funkcjonalność zachwyca… klapę lekko przechylasz w stronę zamknięcia i… ona, ta klapa, sama (!)… powolutku… bardzo powolutku… opada. Teraz, bez względu na płeć, każdy musi sobie podnieść jedną bądź dwie części deski klozetowej. Zachwyt, proszę Państwa, zachwyt! I giender, i feminium!
Sadownik: (zachwycony z osobiście wykonanego montażu woła Jabłoń)
Jabłoń: (oniemiała z wrażenia testuje raz za razem, ciesząc się jak trzylatek)
Sadownik: (z niebywałym zrozumieniem dla mężczyzn, jako jednego z gatunków człowieka) To musiał wymyślić mężczyzna!
Jabłoń: (pozostała nieprzekonana do tej oczywistości, bo potrafi wyobrazić sobie potencjalną zdesperowaną projektantkę tego cuda)
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Po pracy. Pojechałam zapalić lampeczkę Leonidowi Telidze…
...Kapitanowi Leonidowi Telidze.
[…] Chłopcy z „Emilii Gierczak” uderzyli nagle w inną strunę — przytłamsili rzeczowość, układne podsumowanie osiągnięcia, wyzwolili natomiast wielki ładunek emocjonalny, który — dodany do obezwładniającego mnie zmęczenia — zamknął mi usta, a otworzył serce.
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
No i stało się. Choć nie wiedziałam, że stać się może. Spotkałam książkę swego życia. Historia w niej zawarta ma nieskończoną i niewyczerpywalną moc, niczym mit życiowy najwcześniejszym snem z dzieciństwa określony.
Niestety, mogę się tylko domyślać figur występujących w śnie z dzieciństwa Leonida Teligi.
Niepokorny. Marzyciel. Nie ustawał. Znaczy się, można! Wrażliwość. Siła. Upór. Serce. Znaczy się, należy!
Dlaczego nie przeczytałam tej książki dziesięć–dwadzieścia lat temu? Być może, wtedy nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia. Każdy z nas ma w sobie Marzenie, które tylko my możemy zrealizować. Dobrze jest o tym pamiętać co dnia.
[…] irytowali się, jakby nie zdawali sobie sprawy, że czas nie miał tu wartości, a za ich parę groszy nikt na świecie nie zrobi kroku szybciej niż zwykle.
*
Dziś nawet nie wiem, czy słońce istnieje. Ciekawe doświadczenie, ale jak sprawdzić, gdzie jadę?
*
— Do szukania nowych dróg dla mnie, dlatego, żebym nawet ja w najpodlejszym ze światów mógł stworzyć najpiękniejszy. Żebym wśród tego, co mnie otacza, mógł być człowiekiem, o jakim do dwudziestego roku życia nie słyszałem… Widziałem bibliotekę tego człowieka. Mówił o książkach jak o dobrych znajomych. Na półki stawiał tylko to, co przeczytał, to, co miało być czytane, leżało w skrzyni.
*
Jak samotność jest pełna spraw, które mogą innych zainteresować i jak trudno wyjść poza suche fakty, które właściwie niewiele mówią o istocie tego wszystkiego, co się przeżywa w samotności.
*
— Jak zdrowie? — Zepsuł mi się wzrok! — Co się stało? — Nie mogę patrzeć na konserwy!
*
Coś się ze mną działo. W myśl zasady, że mierzenie temperatury „wywołuje chorobę”, nie dotykałem termometru.
*
Maska i płetwy poszły z powrotem do szafy, a ja do garów. Może to kogoś dziwi. Nie powinno. Gotowanie uznałem za „czynność fizjologiczną”, a od tego nie da się wykręcić.
*
Drobne przyjemności warto czasem podnosić do wyższej rangi, bo właśnie dzięki temu mogę cieszyć się życiem.
*
— Też jesteś artystką? — spytałem, uważając to za komplement. Kate spojrzała na mnie oburzona. Zielone oczy błyskały jak u kota. — Skądże, ja jestem mężatką! [...] — Czy ty jesteś bardzo drogi? — spytała nagle. — Bezcenny — odpaliłem zaskoczony pytaniem, nie bardzo wiedząc, o co jej chodzi.
*
— Luca, a ty nigdy nie nurkujesz? Chłopak spojrzał na mnie zgorszony. — Jestem rybakiem. — Wiem o tym, ale nigdy nie próbowałeś czego innego? Zdumienie Luci nie miało granic. Patrzył na mnie już nie ze zgorszeniem, ale z wyraźną ironią, jakby chciał rzec: czy nie słyszałeś, co ci powiedziałem? Nie dałem za wygraną: — Czy nie próbowałeś innego zawodu na lądzie czy na morzu? Tym razem Luca znów odpowiedział dumnie: — Nie próbowałem, ani nie będę próbował, bo jestem rybakiem.
*
Inaczej widziałem siebie u celu podróży. Brakowało mi intymności, która towarzyszyła „Opty” i mnie na oceanie.
Leonid Teliga, Samotny rejs „Opty”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1976. (wyróżnienie własne)
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Masz takie chwile, że czujesz się „ludziem” mało kompetentnym, wiedzącym zbyt mało lub o umiejętnościach wymagających wielkiego podszlifowania? Mało przyjemne to chwile, ale śmiem twierdzić, że są zawody, w których przeżywanie chwil zwątpienia jest niezbędne i stanowi jeden z wyznaczników tego, że nie staliśmy się groźni dla otoczenia.
No więc, jeśli miewasz takie chwile, proponuję malutki eksperyment, który przyszedł mi do głowy nad ranem. Z niebywałą przyjemnością wykonałam go na sobie, nim zadzwonił budzik, domagając się ode mnie powrótu do świata ludzi pracujących.
Eksperyment:
Pomyśl o jednej, dwóch osobach, które są dla Ciebie najbardziej znaczące w twym życiu pozaprywatnym.
Przypomnij sobie konkretne sytuacje, w których właśnie te Osoby zrobiły coś wobec Ciebie, co dziś tak bardzo cenisz — co być może odmieniło Twoje życie.
Poświętuj przez chwilę drogę, która wiodła Cię od tych konkretnych wydarzeń do dnia dzisiejszego.
Czas na deser, puentę, wisienkę na torcie, odrobinę sensu, i te pe, i te de:
Jak myślisz, tak z ręką na sercu, czy ci Ludzie (pkt 1.), w tych konkretnych sytuacjach (pkt 2.), mieli poczucie pełni swoich kompetencji, byli u szczytu swoich umiejętności, nie było już niczego, czego mogli się nauczyć, nie pragnęli więcej?
A teraz pomyśl, że i Ty dla kogoś jesteś znaczący. Wobec tego domniemania, co faktem na pewno jest, nie można napisać nic innego niż: — Do roboty Kotku, do roboty!
Jak cudownie, że mamy jeszcze tyle do poznania, nauczenia się, do rozwinięcia umiejętności, które nam się jeszcze nie śniły, prawda?
(Roznegliżowany projekt dyplomowy Sadownika na wielu progach już Jabłoń postawił. Pokłócili się co do koncepcji i granic nie jeden raz)
Jabłoń: (wieczorową porą zdaje relację Sadownikowi, jak to koleżankom superwizyjnym o perypetiach projektu opowiadała) No i zapaliła się koleżanka mówiąc: Tak, łono koniecznie! A ja jej na to, że momencik, chwileczkę, ale to moje łono i sprawa nie jest taka prosta...
Sadownik: Jak to nie jest prosta, jestem współwłaścicielem...
Jabłoń: O nie! Ty je co najwyżej dzierżawisz albo leasingujesz... nie wiem jeszcze, muszę się namyśleć.
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Wieloma drogami doszłam do dzisiejszego poranka. Poranka co odkryciem był, że znów chcę za szybko, zbyt wiele i w zbyt krótkim czasie. Odkryłam, że wolniej znaczy lepiej, zdrowiej, ale i paradoksalnie szybciej. Noooo, to w o l n i e j!
Droga №1. Po skończeniu Kapitana rozmawialiśmy z Seniorem i zgadało się na temat książki Teligi. Mógł i chciał Senior pożyczyć, ale zapragnęło się przeczuciu — twierdzącemu, że to ważna książka — mieć swój egzemplarz. Sadownik nabył. Jabłoń czekała. Przesyłka była dwa razy droższa od książki. Zostawiłam sobie historię tego rejsu na świąteczny czas.
Droga №2. Kradnąc wrażenia na skraju krainy OZ, dotarło do mnie kilka myśli, które tylko pozornie z drogą pierwszą nie mają nic wspólnego. Kilka kwantów gapienia się i dwa niebagatelne odkrycia.
Po pierwsze, jeśli człowiek chce czegoś dokonać, ziścić jakieś marzenie lub zrealizować jakiś plan, to jest jak w banku, że będzie to wymagało więcej niż osiem godzin dziennie przez dłuższy, niż myśli on, czas. Przestało być kwestią, że może tylko mi rzeczy ważne zajmują czas i czas, i jeszcze więcej czasu.
Po drugie, mając chwilowy kontakt z człowiekiem egzotycznym, czyli takim co o popowskich poziomach rzeczywistości najprawdopodobniej nie wie nic, zatrzymało mnie na wiele dni, jak ważnym jest, by każdego dnia na swej drodze coś w „uzgodnionej rzeczywistości” zrobić, kwity uporządkować, liczby dodać, telefon wykonać, i te pe, i te de. Gdy tylko tego, oczywistego dla innych, odkrycia dokonałam, dodałam do swojej codziennej marszruty punkt: „codziennie jedną rzecz w URze zrobić” i robię — magia, normalna magia, tylko na oko wyglądająca na przyziemną. Żeby sprawa była jasna, dla Sadownika to żadna nowość i żadne odkrycie.
Droga №3. W Nowy Rok przeczytałam i zaraz o Zazoo i Onemu pomyślałam:
Spotykani ludzie urastają do wymiarów nowo odkrywanych wysp na bezmiarze życia.
Leonid Teliga, Samotny rejs „Opty”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1976.
Uśmiechnęłam się do tych słów, a potem przypomniało mi się, gdy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, że ludzie są dla mnie planetami.
Zanim jednak dotarłam do powyższego cytatu, najpierw zobaczyłam, że i Teliga drogę numer dwa na swoje potrzeby odkrył:
[z listu do brata Stanisława, w roku 1945] […] często szukamy wytłumaczenia dla samych siebie, kiedy coś nam nie wychodzi, przyznajemy winę sobie. Gdy patrzymy na ogrom pracy czekającej na nas, bledniemy. […] Można czasem zblednąć, gdy widzi się stos spiętrzonych myśli i nie wykonanych jeszcze zadań. Teraz robię inaczej. Robię cokolwiek, a po pewnym czasie patrzę Oho! Coś zrobiłem, znaczy — czas nie został stracony.
Leonid Teliga, Samotny rejs „Opty”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1976.
Droga №4. Podjęta po przerwie na źle i gorzej. Dziś rano przy kawie, Sadownik o ludziach, którzy sercem wybierali, czytał mi na głos. Gdy Pan Ciasteczko ruszył do swych obowiązków, podeszłam do regału z płytami. Wyjęłam staroć nad starociami, guzik plej wcisnęłam i usłyszałam sercem słowa:
No matter how you try to You can't explain The places you find love I can't explain it, but I can feel it All around me […] Remember in a flash the feeling can hit you After all the times that it missed you Reaching deep inside to find your secret heart
Barbra Streisand, The Places You Find Love z albumu Till I Loved You, 1988.
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Nie chce się gadać, gdy jest źle. Nie chce się pisać, gdy źle zamienia się w gorzej. Ale, ale. Po przespaniu czternastu godzin ciurkiem promień nadziei w środku poczułam.
*
Wczoraj zanotowałam i myślę sobie dziś, że światło zaczęło się właśnie od tych słów.
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Konkretne zadanie. Konkretny termin. Kartony, które od pięciu miesięcy pomieszkują w saloonie, mam metodą gospodarczą uporządkować, wynieść, wyrzucić, zutylizować. Zrobić, co chcę, byle znikły. Na pierwszego stycznia zarządziłam obróbkę jednego małego i jednego dużego kartonu.
Raz. Z papierem było najprościej. Ważne, nieważne? Potrzebne, niepotrzebne? Czy zajrzę do tego kiedykolwiek? Tak czy nie? Poleciała makulatura.
Dwa. Razem z Sadownikiem w jedno miejsce wrzuciliśmy całą naszą papierową korespondencję — na uporządkowanie datami nie mieliśmy już siły.
Trzy. Uściślijmy, jeden i pół. Przyjemności nieśpiesznej przy okazji razem z Sadownikiem oddaliśmy się. Zdjęcia. Na trzy kupki dzieliliśmy. Życie Jabłoni. Życie Sadownika. Wspólne Życie Sadownika i Jabłoni. Na zdecydowanej większości zdjęć Ludzie. Wielu z Nich już tu nie ma. Fragmenty Ich Żyć wspominaliśmy. Można by powiedzieć: piękni, młodzi migawką wpędzeni w „pozaczas”. Poruszyła mnie ta podróż do czasów przeszłych i minionych. Nigdy wcześniej nie widziałam w tych zdjęciach tyle nadziei, wiary i miłości w ludzkich twarzach zatrzymanych. Choć od momentu zwolnienia migawki w życiu każdej z tych osób wydarzyło się wiele trudnych, beznadziejnych, raniących chwil, to wszystko to nic wobec nadziei, wiary i miłości, które wciąż w tych zdjęciach widzę; nadziei, wiary i miłości, które w tych ludziach znalazły schronienie.
Pozostałam z pytaniem, które zadaję sobie codziennie nim nastanie brzask. Uwielbiam czuć w sobie odpowiedź o różnych porach dnia. Może przyjść mróz, ogień w sercu mam.
Dobroć, łagodność, miłość, gdzie w sobie dziś masz?
wpis przeniesiony 13.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Każdy człowiek jest istotą, która, jeśli tylko jej na to pozwolić, dotknie twego najgłębszego jestestwa, szturchnie cię w najdelikatniejsze miejsce w znaczący sposób. Przy takich okazjach budzisz się dnia następnego i wiesz, że nic już nie może być tak samo — uczucie, idea, pomysł już w tobie kiełkują, potrzeba życiowa do głosu doszła i koniec, i kropka, amen.
Może jesteś szybsza, opisany powyżej proces dzieje się w mgnieniu oka, nim skończysz spotkanie. Ja niestety i „stety” potrzebuję porannej szarówki, granicy między nocą a porankiem, gdy sen śniony nocą zastępowany jest przez ten śniony za dnia subiektywnymi doznaniami. Remanent wewnętrznego „czucia się” przeprowadzam i wiem, że nic już nie może być tak samo. Prawda jest taka, że kocham te chwile. Po raz pierwszy w mym życiu przytrafiło mi się, że proceder ten dopełnił się rankiem 1 stycznia, wyznaczając coś na kształt celu noworocznego.
Napisałam każdy człowiek tak ma, ale to nie do końca prawda, niektórym nie damy szans, a innym idzie to w niebywale szybkim tempie.
*
Epizod #1. Kto? Kiedy? Pytam, ale znam odpowiedź i śmieję się od ucha do ucha na samo wspomnienie, które miało już niejedną okazję, by porosnąć mchem. Ars, Sadownik i ja w niezwyczajnej dla mnie sytuacji w marcu zeszłego już roku. W trudnych okolicznościach uratowało nas nasze poczucie humoru i z głębi dobywające się przeświadczenie, że znamy się od lat. Tak, Ars. To właśnie coś w Nim zagadało do czegoś we mnie. Coś we mnie dostrzegło Jego niebywałą radosną żywotność — wzięło było, zaraziło się tym i poinformowało mnie o tym nad ranem dnia następnego. Gdy rano wstałam z łóżka, życie smakowało już inaczej. Włączyłam radio i popłynęła piosenka, która wzmacniała tylko poczucie radosnej żywotności i żywotnej radości we mnie. Odnalazłam to konkretne wykonanie. Zapamiętałam. Przez kilka dni łomoliłam bez wytchnienia i za każdym razem, gdy słucham tej piosenki, myślę i dziękuję za farta w życiu: Ars, och Ars! Dziękuję!
Vania Borges & Quincy Jones, Ai no corrida.
Dyżurny mądrol powie, że to najczystsza forma projekcji. A my mu odpowiemy, że nawet jeśli, to projekcja musi się o coś zahaczać, co i we mnie, i w Arsie stacjonuje, więc ziarenko prawdy w tym musi być.
*
Epizod #2. Kto? Kiedy? Zazoo i Onemu. Trzy dni temu. Spotkanie z Ich niebywałą radością różnych gatunków. Zatkało mnie z wrażenia. Oboje, choć każde na swój sposób, ma w ruchach swojego ciała niemożliwą do opisania radość istnienia oraz nieskrywaną przyjemność z posiadanych przywilejów oraz umiejętności korzystania z nich. Coś we mnie łyknęło haczyk. Jakiś rodzaj tęsknoty we mnie pełną piersią w końcu odetchnął i dziś po przebudzeniu poczułam, że życie inny ma już smak — świadomość bogactwa w mym życiu mnie napadła. Cały dzisiaj dzień łomolę (głośno, tego trzeba słuchać głośno) tym rytmem, tą dynamiką, pod którymi dla mnie skryła się energia radości Zazoo i Onemu. Radości, której ziarenko w sobie odnalazłam. Nabrzmiewało przez ostatnie trzy dni. Pękło!
Yes, Leave It, (a cappella).
Dyżurny mądrol, na niego zawsze można liczyć, powie, że to najczystsza forma projekcji. A my mu jak zwykle odpowiemy, że oczywisty to fakt, ale projekcja musi się o coś zahaczać, co i we mnie, i w Zazoo, i w Onemu pomieszkuje.
Pozostaje, niestety, ze smutkiem donieść, że opisane doświadczenia kiepsko przekładają się na słowa, co może niechybnie oznaczać, że blog chyli się ku upadkowi lub jak kto woli naturalnej śmierci, itd. Na szczęście są te dwie piosenki. No to jeszcze raz... przed snem.