niedziela, maja 21, 2023

5058. Z oazy (CLI)

Niedzielne odliczanie literek, raz. Powieść to dla mnie trudny gatunek, a grubsza powieść to nie lada wyzwanie. Zachwyty, peany spowodowały, że zaznaczyłam tę książkę do upolowania. Długo czekałam, ale się doczekałam.

Prawie dwa tygodnie czytania. Roller caster, a nie powieść! Jedno zdanie wciągało po same uszy, by za jakiś czas kilka akapitów lub rozdział doprowadzały mnie na skraj zniechęcenia i gdy już chciałam się poddać i odłożyć, jedno zdanie-dynamit i znów nie mogłam się oderwać. I tak kilkanaście razy. Ostatnie sto pięćdziesiąt stron łyknęłam, a nie przeczytałam.

To opowieść o społecznym świrze, ale również o tym, że świat jest malutki, a od człowieka do człowieka czasami są tylko dwa–trzy uściski dłoni, a nie pięć.

Zanim rozbił się nad nim malezyjski samolot, świat nawet nie słyszał o bied­nym przysiółku Hrabowe. Nagle wszystkie kraje, których oby­wa­te­le – dwieście osiemdziesięcioro troje pasażerów i piętnaścioro członków załogi – znajdowali się na pokładzie, zostały poszkodowane; przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, że to musi położyć kres wojnie. Że obcy na­tych­miast powiedzą „dość” – ale ten moment szybko minął, a ja przełknę­łam swoje dziecinne złudzenie z kolejną szklanką wody i zrozumiałam, że to, co się stało, nie będzie miało najmniejszego znaczenia. Wojna będzie trwać, pojawi się więcej ciał, bezgłowych, spalonych lub rozerwanych na strzępy, i może spadną z nieba kolejne samoloty – ale nikt nigdy nie poniesie za to odpowiedzialności.

*

Wiedziałam, co miała na myśli. U nas przyzwoici ludzie siedzą za kratkami, a nieprzyzwoici – w parlamencie.

*

Siedemdziesiąt procent obywateli Rosji popierało wojnę w Ukrainie. Wiel­kość tych liczb i ilość wojskowych butów bombardowały moją świa­do­mość z taką siłą, że dzwoniło mi w uszach. Nie mogłam zbyć tego wzru­sze­niem ra­mion czy pomstowaniem na watników, niewolniczo podą­ża­ją­cych za Pu­ti­nem idiotów. Oni naprawdę chcieli nas pozabijać.

*

Telefon milczał jak zaklęty, jak kamień rzucony na dno morza. Nie mogłam tego znieść. Nie mogłam opowiedzieć o tym, co się stało, nikomu innemu, nie mogłam się z nikim niczym podzielić – i to doprowadziło do osobliwego stanu zawieszenia, kiedy jednego dnia wszystko wydawało mi się realne, a następnego już nie.

*

Pamiętałam go [artykuł] dobrze: Mężczyzna boi się, że ko­bie­ta go wyśmieje. Kobieta boi się, że mężczyzna ją zabije.

*

Jak wszyscy inni Ukraińcy znajdowaliśmy się na czymś w rodzaju po­gra­ni­cza: według Rosjan byliśmy gatunkiem pod-Rosjan, a według Estoń­czy­ków – Rosjanami.

*

Uzna, że w przygarbionych staruszkach jest coś autentycznego, pier­wot­nego. Na określenie tego istniało też inne słowo – bieda – ale on jej nie rozpozna.

*

Wspomnienia wypełzały na wierzch niczym kiełkujące ro­śli­ny ze szczelin w asfalcie i wszyscy oprócz mnie czuli je pod podeszwami.

*

Jak to możliwe, że tęsknota, na którą chorowała babcia, zaraziła też mamę? Dlaczego uczestniczyła w szaleństwach ojca? Czy naprawdę czuła się w Tal­lin­nie obco i brakowało jej Ukrainy – czy po prostu bała się zmian?

*

     – Czy rozważaliście przeprowadzkę, nowy początek w in­nym kraju?
     – Nie da się przeszczepić miłości do ojczyzny w inne miej­sce. Wierz mi, próbowałem.

*

Może oboje pragnęli podobnego życia; takiego, w którym idzie się naprzód, w którym są jakieś cele. Nie marzenia, tylko zwyczajne cele.

*

Z ręką na sercu: nigdy nie miałeś ochoty krzyknąć, że już wystarczy?

*

W jednej chwili dawne plany straciły znaczenie, bo nic nie było dla mnie ważniejsze od tego, co dzieliłam z tobą. Już nie chciałam wracać do Paryża. Wyrównanie rachunków z ludźmi, którzy kiedyś wyrzucili mnie z pracy, wydawało się bezcelowe. Nie miałam ochoty ich widzieć. Po co, skoro mogłam mieć coś innego?

*

Już w tym było coś z cudu: że serce zawsze pojawia się pier­wsze, przed zmysłami, przed rozumem, przed koń­czy­na­mi, przed umiejętnością oddychania.

*

Odwróciłam się i nagle zobaczyłam, że przez przypadek palę „fajkę na ból serca”. Nazwaliśmy je tak pieszczotliwie w biurze. Papierosy koktajlowe Sobranie były tak piękne, że potrafiły zaleczyć nawet miłosne rany, i dla­te­go sięgano po nie wyłącznie w chwilach największej rozpaczy.

*

Nie chciałam kończyć rozmowy, uciekać się do słów, których nie będę już w stanie cofnąć […].

*

Nie wiem, dlaczego pomyślałam, że mogło się tak stać. Nie mogło. Tak się stało.

*

I dlaczego dziennikarza Heorhija Gongadze nafaszerowano dioksynami, za­nim ścięto mu głowę? Jaki był w tym sens? I jak duży dywan jest po­trzeb­ny, żeby owinąć ludzkie zwłoki? Ile metrów folii?
     […]  Moje życie było jak codzienne popijanie zatrutego wina. W każdej chwili mogłam stracić wzrok albo życie.

*

     – To łatwa robota.
     – Nie ma czegoś takiego jak łatwa robota.

*

[…]  widniejące na ozdobnych naczyniach motywy zwierzęce przypominały mi o czymś, czego nie potrafiłam dokładnie sprecyzować. Może o czasach, kiedy nad każdą delikatną i niemal przezroczystą częścią serwisu trzeba się było ciężko napracować, stworzyć relacje i je utrzymywać.

*

     –  […]  Nie jest na to trochę za młoda?
     – Wiara nie pyta o wiek.

*

Tyle razy przez ułamek sekundy dostrzegałam cię w obcym człowieku. Szu­ka­łam cię w tłumach, w zatłoczonych autobusach i na dworcach. Za­pach znajomej wody kolońskiej przenosił mnie na moment w przeszłość […].

*

     – Takie to były czasy – powiedziałeś.
     Znałam je dobrze, ale nie byłam pewna, czy coś się zmieniło.

*

Nie wyobrażałam sobie, jak to możliwe. Jak śmierć może tak bardzo za­sko­czyć, kiedy żyje się w świecie, w którym jest ona nieustannie obecna?

*

[…]  musiałam pogodzić się ze wszystkim, co pojawiało się na na­szej drodze.
     […]  Nie wiedziałam, czyim jesteś przyjacielem […].

*

Jego zdaniem miałyśmy szczęście – a sposób, w jaki to powiedział, wcale nie zabrzmiał jak groźba.

*

A może po prostu chciałam za wszelką cenę uwierzyć, że pozwoliłeś mi uciec z litości lub z dobrego serca. Albo z miłości.

*

     – Za nowe drogi i możliwości?
     – Czemu nie? – zgodziłam się.

*

[…]  tym razem nikt nie mógł mnie uratować. Nikt poza mną samą. Mu­sia­łam spróbować ustalić, o co tu chodzi.

Sofi Oksanen, Psi park,
przeł. Katarzyna Aniszewska,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2022.
(wyróżnienie własne)

Oddychałam spokojnie. Nie bałam się. Nie mia­łam zamiaru uciekać. Ani krzyczeć. Tylko oddychać: głęboko i powoli.

*

Moje myśli były jak jeden rozrastający się we wszystkie strony krzew dzikiej róży, ale w środku majaczyło coś, czego nie potrafiłam sformułować.

*

Tęsknota dopadła mnie ponownie w nie­od­po­wied­nim momencie. Brakowało mi ciebie.

*

Nadzieja otworzyła się jak kwiat, a jej płatki de­li­kat­nie muskały moje policzki, przepełniając mnie pew­no­ścią siebie, którą zdążyłam już stracić.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz