Niedzielne odliczanie literek, raz. Powieść to dla mnie trudny gatunek, a grubsza powieść to nie lada wyzwanie. Zachwyty, peany spowodowały, że zaznaczyłam tę książkę do upolowania. Długo czekałam, ale się doczekałam.
Prawie dwa tygodnie czytania. Roller caster, a nie powieść! Jedno zdanie wciągało po same uszy, by za jakiś czas kilka akapitów lub rozdział doprowadzały mnie na skraj zniechęcenia i gdy już chciałam się poddać i odłożyć, jedno zdanie-dynamit i znów nie mogłam się oderwać. I tak kilkanaście razy. Ostatnie sto pięćdziesiąt stron łyknęłam, a nie przeczytałam.
To opowieść o społecznym świrze, ale również o tym, że świat jest malutki, a od człowieka do człowieka czasami są tylko dwa–trzy uściski dłoni, a nie pięć.
Zanim rozbił się nad nim malezyjski samolot, świat nawet nie słyszał o biednym przysiółku Hrabowe. Nagle wszystkie kraje, których obywatele – dwieście osiemdziesięcioro troje pasażerów i piętnaścioro członków załogi – znajdowali się na pokładzie, zostały poszkodowane; przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, że to musi położyć kres wojnie. Że obcy natychmiast powiedzą „dość” – ale ten moment szybko minął, a ja przełknęłam swoje dziecinne złudzenie z kolejną szklanką wody i zrozumiałam, że to, co się stało, nie będzie miało najmniejszego znaczenia. Wojna będzie trwać, pojawi się więcej ciał, bezgłowych, spalonych lub rozerwanych na strzępy, i może spadną z nieba kolejne samoloty – ale nikt nigdy nie poniesie za to odpowiedzialności.
*
Wiedziałam, co miała na myśli. U nas przyzwoici ludzie siedzą za kratkami, a nieprzyzwoici – w parlamencie.
*
Siedemdziesiąt procent obywateli Rosji popierało wojnę w Ukrainie. Wielkość tych liczb i ilość wojskowych butów bombardowały moją świadomość z taką siłą, że dzwoniło mi w uszach. Nie mogłam zbyć tego wzruszeniem ramion czy pomstowaniem na watników, niewolniczo podążających za Putinem idiotów. Oni naprawdę chcieli nas pozabijać.
*
Telefon milczał jak zaklęty, jak kamień rzucony na dno morza. Nie mogłam tego znieść. Nie mogłam opowiedzieć o tym, co się stało, nikomu innemu, nie mogłam się z nikim niczym podzielić – i to doprowadziło do osobliwego stanu zawieszenia, kiedy jednego dnia wszystko wydawało mi się realne, a następnego już nie.
*
Pamiętałam go [artykuł] dobrze: Mężczyzna boi się, że kobieta go wyśmieje. Kobieta boi się, że mężczyzna ją zabije.
*
Jak wszyscy inni Ukraińcy znajdowaliśmy się na czymś w rodzaju pogranicza: według Rosjan byliśmy gatunkiem pod-Rosjan, a według Estończyków – Rosjanami.
*
Uzna, że w przygarbionych staruszkach jest coś autentycznego, pierwotnego. Na określenie tego istniało też inne słowo – bieda – ale on jej nie rozpozna.
*
Wspomnienia wypełzały na wierzch niczym kiełkujące rośliny ze szczelin w asfalcie i wszyscy oprócz mnie czuli je pod podeszwami.
*
Jak to możliwe, że tęsknota, na którą chorowała babcia, zaraziła też mamę? Dlaczego uczestniczyła w szaleństwach ojca? Czy naprawdę czuła się w Tallinnie obco i brakowało jej Ukrainy – czy po prostu bała się zmian?
*
– Czy rozważaliście przeprowadzkę, nowy początek w innym kraju?
– Nie da się przeszczepić miłości do ojczyzny w inne miejsce. Wierz mi, próbowałem.
*
Może oboje pragnęli podobnego życia; takiego, w którym idzie się naprzód, w którym są jakieś cele. Nie marzenia, tylko zwyczajne cele.
*
Z ręką na sercu: nigdy nie miałeś ochoty krzyknąć, że już wystarczy?
*
W jednej chwili dawne plany straciły znaczenie, bo nic nie było dla mnie ważniejsze od tego, co dzieliłam z tobą. Już nie chciałam wracać do Paryża. Wyrównanie rachunków z ludźmi, którzy kiedyś wyrzucili mnie z pracy, wydawało się bezcelowe. Nie miałam ochoty ich widzieć. Po co, skoro mogłam mieć coś innego?
*
Już w tym było coś z cudu: że serce zawsze pojawia się pierwsze, przed zmysłami, przed rozumem, przed kończynami, przed umiejętnością oddychania.
*
Odwróciłam się i nagle zobaczyłam, że przez przypadek palę „fajkę na ból serca”. Nazwaliśmy je tak pieszczotliwie w biurze. Papierosy koktajlowe Sobranie były tak piękne, że potrafiły zaleczyć nawet miłosne rany, i dlatego sięgano po nie wyłącznie w chwilach największej rozpaczy.
*
Nie chciałam kończyć rozmowy, uciekać się do słów, których nie będę już w stanie cofnąć […].
*
Nie wiem, dlaczego pomyślałam, że mogło się tak stać. Nie mogło. Tak się stało.
*
I dlaczego dziennikarza Heorhija Gongadze nafaszerowano dioksynami, zanim ścięto mu głowę? Jaki był w tym sens? I jak duży dywan jest potrzebny, żeby owinąć ludzkie zwłoki? Ile metrów folii?
[…] Moje życie było jak codzienne popijanie zatrutego wina. W każdej chwili mogłam stracić wzrok albo życie.
*
– To łatwa robota.
– Nie ma czegoś takiego jak łatwa robota.
*
[…] widniejące na ozdobnych naczyniach motywy zwierzęce przypominały mi o czymś, czego nie potrafiłam dokładnie sprecyzować. Może o czasach, kiedy nad każdą delikatną i niemal przezroczystą częścią serwisu trzeba się było ciężko napracować, stworzyć relacje i je utrzymywać.
*
– […] Nie jest na to trochę za młoda?
– Wiara nie pyta o wiek.
*
Tyle razy przez ułamek sekundy dostrzegałam cię w obcym człowieku. Szukałam cię w tłumach, w zatłoczonych autobusach i na dworcach. Zapach znajomej wody kolońskiej przenosił mnie na moment w przeszłość […].
*
– Takie to były czasy – powiedziałeś.
Znałam je dobrze, ale nie byłam pewna, czy coś się zmieniło.
*
Nie wyobrażałam sobie, jak to możliwe. Jak śmierć może tak bardzo zaskoczyć, kiedy żyje się w świecie, w którym jest ona nieustannie obecna?
*
[…]
musiałam pogodzić się ze wszystkim, co pojawiało się na naszej drodze.
[…]
Nie wiedziałam, czyim jesteś przyjacielem […].
*
Jego zdaniem miałyśmy szczęście – a sposób, w jaki to powiedział, wcale nie zabrzmiał jak groźba.
*
A może po prostu chciałam za wszelką cenę uwierzyć, że pozwoliłeś mi uciec z litości lub z dobrego serca. Albo z miłości.
*
– Za nowe drogi i możliwości?
– Czemu nie? – zgodziłam się.
*
[…] tym razem nikt nie mógł mnie uratować. Nikt poza mną samą. Musiałam spróbować ustalić, o co tu chodzi.
Sofi Oksanen, Psi park,
przeł. Katarzyna Aniszewska,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2022.
(wyróżnienie własne)
Oddychałam spokojnie. Nie bałam się. Nie miałam zamiaru uciekać. Ani krzyczeć. Tylko oddychać: głęboko i powoli.
*
Moje myśli były jak jeden rozrastający się we wszystkie strony krzew dzikiej róży, ale w środku majaczyło coś, czego nie potrafiłam sformułować.
*
Tęsknota dopadła mnie ponownie w nieodpowiednim momencie. Brakowało mi ciebie.
*
Nadzieja otworzyła się jak kwiat, a jej płatki delikatnie muskały moje policzki, przepełniając mnie pewnością siebie, którą zdążyłam już stracić.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz