niedziela, maja 28, 2023

5072. Z oazy (CLIV)

Niedzielne odliczanie literek, dwa. Gdyby ta książka nie leżała od dwóch lat (świe­żut­ko wtedy upolowana) na moim wirtualnym stosiku czytelniczym, zrobiłabym natychmiast klik, klik po przeczytaniu zacytowanych w tamtej książce słów Fanona: To rasista stwa­rza poniżonego. Dumałam nad nimi szczególnie długo. Na swoje po­trze­by parafrazuję je w następujący sposób: to wykluczający stwarza wy­klu­czo­ne­go. Nie, nie możesz stać się na własne życzenie, nomem omen, czarną owcą, nawet jeśli wy­klu­czający cię ludzie twierdzą, że sam_a jesteś sobie winny_a.

Nie, pod żadnym pozorem nie jesteś winna_y, może komuś kogoś przypominasz, może komuś kojarzysz się z jakąś kiepską historią. Jedno jest pewne: z winą nie ma to wszystko nic wspólnego.

Ta książka ukazała się po upływie 68 (sześćdziesięciu ośmiu!) lat od publikacji ory­gi­nału w języku francuskim. To stanowi chyba wydawniczy rekord świata. Można to pew­nie jakoś zrozumieć: w latach pięćdziesiątych za żelazną kurtyną problem ra­si­zmu jeśli był czymkolwiek, to dotyczył wyłącznie zgniłego Zachodu.

Autor nie ukrywa samoświadomości: [n]ie chcia­łem być obiek­tyw­ny. Nie­praw­da: by­ło to dla mnie nie­moż­li­we, a Jego erudycja onieśmiela ogromnie, ale jedno­cze­śnie pozwala smakować ją z zachwytem. Niemożliwym jest też pełne zrozumienie tego tekstu, gdy jest się bia­łym człowiekiem. Z pewnością jest to książka o prak­tycz­nych i ekstre­mal­nych za­sto­sowaniach psychologicznego terminu projekcja w życiu ludzi, na któ­rych w dowolny sposób, bez wielkiej finezji można wyprojektować każde zło, a po­tem zgrabnie je uzasadnić i zbudować wokół tego politykę, by móc porwać tłumy i kosztem innych czuć się kimś.

Niebiały kolor skóry podobnie jak wózek (choć na mniejszą skalę) inwalidzki (sic!) natychmiast, nim człowiek otworzy usta, ustawia go społecznie w gorszym miejscu, miejscu nie­po­trzebnych wyzwań. Czy może być gorzej? Oczywiście! Można być nie­bia­łym czło­wie­kiem na wózku. Mało? Proszę bardzo, można być nie­bia­łym czło­wie­kiem na wózku w Polsce.

Czego nauczyła mnie ta książka? Że musisz stanąć za sobą, nikt tego za Ciebie nie zro­bi. Czasem (eufemizm?) oznacza to, że trzeba odwrócić się na pięcie i pójść swoją dro­gą. Że będzie bolało? Będzie, ale nie bardziej, niż gdybyś utknęła_ął na nieswojej dro­dze z tymi, którym wydaje się, że wiedzą lepiej (najlepiej!), co i jak powinno wy­glą­dać w Two­im życiu.

Wie­lu Mu­rzy­nów nie od­naj­dzie się w tym, co jest na­pi­sa­ne na dal­szych stro­nach.
     Po­dob­nie jak wie­lu Bia­łych.
     Ale fakt, że świat schi­zo­fre­ni­ka czy im­po­ten­ta sek­su­al­ne­go jest mi ob­cy, w ni­czym nie zmie­nia ich rze­czy­wi­sto­ści.

*

Nie­szczę­ście ko­lo­ro­we­go po­le­ga na tym, że był znie­wo­lo­ny.
     Nie­szczę­ście i nie­ludz­kość Bia­łe­go po­le­ga­ją na tym, że za­bił gdzieś czło­wie­ka.
     Na tym, że rów­nież dzi­siaj ra­cjo­nal­nie or­ga­ni­zu­je to od­czło­wie­cze­nie. Ale ja, ko­lo­ro­wy, w ta­kiej mie­rze, w ja­kiej da­ne mi jest ist­nieć ab­so­lut­nie, nie mam pra­wa za­my­kać się w świe­cie za­le­głych za­dość­uczy­nień.
     Ja, ko­lo­ro­wy, chcę tyl­ko jed­ne­go:
     Aby ni­g­dy na­rzę­dzie nie by­ło waż­niej­sze niż czło­wiek. Aby raz na za­wsze znik­nę­ło znie­wo­le­nie czło­wie­ka przez czło­wie­ka. To zna­czy mnie przez in­ne­go. Aby po­zwo­lo­no mi od­kry­wać i chcieć czło­wie­ka, gdzie­kol­wiek jest.
     Mu­rzyn nie jest. Nie bar­dziej niż Bia­ły.
     Obaj mu­szą od­da­lić się od nie­ludz­kich gło­sów, któ­re by­ły gło­sa­mi ich przod­ków, aby mo­gła za­ist­nieć praw­dzi­wa ko­mu­ni­ka­cja.

*

To praw­da, że Ży­dów się szy­ka­nu­je, co też mó­wię, prze­śla­du­je, eks­ter­mi­nu­je, pa­li w pie­cach, ale to tyl­ko ro­dzin­ne kłót­nie. Ży­da nie lu­bi się od chwi­li, w któ­rej zo­sta­nie zde­ma­sko­wa­ny. Lecz w mo­im przy­pad­ku wszyst­ko na­bie­ra no­we­go wy­ra­zu. Nie jest mi da­na żad­na szan­sa. Je­stem ze­wnętrz­nie zde­ter­mi­no­wa­ny. Nie je­stem nie­wol­ni­kiem „idei”, ja­ką in­ni ma­ją o mnie, lecz mo­je­go wy­glą­du.

*

Uprze­dze­nie z po­wo­du ko­lo­ru skó­ry to nic in­ne­go jak bez­ro­zum­na nie­na­wiść jed­nej ra­sy do in­nej, po­gar­da lu­dów sil­nych i bo­ga­tych wo­bec tych, któ­re uzna­ją za niż­sze od sie­bie, a na­stęp­nie gorz­ki re­sen­ty­ment tych, któ­re zmu­szo­no do pod­po­rząd­ko­wa­nia się i któ­re nie­jed­no­krot­nie są znie­wa­ża­ne.

*

Mo­ja czerń by­ła gę­sta i nie­za­prze­czal­na. Drę­czy­ła mnie, prze­śla­do­wa­ła, nie­po­ko­iła, do­pro­wa­dza­ła do roz­pa­czy. Mu­rzy­ni to dzi­ku­sy, tę­pa­ki, anal­fa­be­ci. Ale ja wie­dzia­łem, że je­śli o mnie cho­dzi, wszyst­kie te twier­dze­nia są fał­szy­we. […]  Mie­li­śmy le­ka­rzy, na­uczy­cie­li, mę­żów sta­nu… Tak, ale w każ­dym z tych przy­pad­ków wciąż by­ło coś nad­zwy­czaj­ne­go. […] 
     Na­uczy­ciel Mu­rzyn, le­karz Mu­rzyn; co do mnie by­łem co­raz mniej od­por­ny i drża­łem na naj­lżej­szy nie­po­ko­ją­cy sy­gnał. Wie­dzia­łem, na przy­kład, że gdy­by le­karz po­peł­nił błąd, był­by skoń­czo­ny, on i wszy­scy na­stęp­ni. Bo cze­go moż­na się spo­dzie­wać po le­ka­rzu Mu­rzy­nie? Do­pó­ki spra­wy szły do­brze, wy­chwa­la­no go pod nie­bio­sa, ale uwa­ga, bez nu­me­rów, i to pod żad­nym po­zo­rem! Czar­ny le­karz ni­g­dy nie do­wie się, do ja­kie­go stop­nia je­go po­zy­cja ocie­ra się o nie­sła­wę. Uwierz­cie mi, by­łem za­mu­ro­wa­ny: ani mo­je do­bre ma­nie­ry, ani zna­jo­mość li­te­ra­tu­ry, ani zro­zu­mie­nie teo­rii kwan­tów nie spo­ty­ka­ły się z przy­chyl­no­ścią.

*

Fran­cuz nie lu­bi Ży­da, któ­ry nie lu­bi Ara­ba, któ­ry nie lu­bi Mu­rzy­na… Ara­bo­wi mó­wi się: „Je­ste­ście bied­ni, dla­te­go że oszu­ka­li was Ży­dzi, to oni wam wszyst­ko za­bra­li”; Ży­do­wi mó­wi się: „Nie je­ste­ście na tym sa­mym po­zio­mie co Ara­bo­wie, gdyż w za­sa­dzie je­ste­ście bia­li i ma­cie Berg­so­na i Ein­ste­ina”; Mu­rzy­no­wi mó­wi się: „Je­ste­ście naj­lep­szy­mi żoł­nie­rza­mi w im­pe­rium fran­cu­skim, Ara­bo­wie uwa­ża­ją się za lep­szych od was, ale nie ma­ją ra­cji”. Zresz­tą, nie­praw­da, Mu­rzy­no­wi nie mó­wi się nic, nie ma o czym mó­wić, strze­lec se­ne­gal­ski to tyl­ko strze­lec, do­bry żoł­nierz, któ­ry słu­cha swo­je­go do­wód­cy i ro­zu­mie wy­łącz­nie roz­ka­zy.
     – Stój, ty nie idziesz.
     – Dla­cze­go?
     – Ja nie wie­dzieć. Ty nie idziesz.
     Bia­ły, nie­zdol­ny sta­wić czo­ło tym wszyst­kim żą­da­niom, zrzu­ca z sie­bie od­po­wie­dzial­ność. Na­zy­wam ten pro­ces ra­so­wym po­dzia­łem wi­ny.

*

Za­ślu­biam świat! Je­stem świa­tem! Bia­ły ni­g­dy nie poj­mo­wał tej ma­gicz­nej za­mia­ny. Bia­ły chce świa­ta; chce go tyl­ko dla sie­bie. Od­kry­wa w so­bie prze­zna­cze­nie, by być pa­nem świa­ta. Pod­po­rząd­ko­wu­je go so­bie. Po­mię­dzy nim a świa­tem usta­la się sto­su­nek wła­sno­ści. Ist­nie­ją jed­nak war­to­ści, któ­re przy­rzą­dza się wy­łącz­nie we­dług mo­je­go prze­pi­su. Ja­ko cza­row­nik, krad­nę Bia­łe­mu „pe­wien świat”, stra­co­ny dla nie­go i tych, któ­rzy są je­go ma­ści. Te­go dnia Bia­ły, nie­przy­wy­kły do ta­kich re­ak­cji, mu­siał być w nie­po­ję­tym dla sie­bie szo­ku. To dla­te­go, że po­nad obiek­tyw­nym świa­tem – z zie­mią, ba­na­now­ca­mi i kau­czu­kow­ca­mi – de­li­kat­nie usta­no­wi­łem praw­dzi­wy świat. Isto­ta świa­ta by­ła mo­im do­brem. Po­mię­dzy mną a świa­tem usta­lał się sto­su­nek współ­ist­nie­nia. Od­na­la­złem pier­wot­ne Jed­no.

*

[…]  ka­rę, na ja­ką za­słu­gu­je­my, moż­na od­da­lić tyl­ko przez wy­par­cie się od­po­wie­dzial­no­ści za zło i prze­rzu­ce­nie po­tę­pie­nia na ofia­rę: do­wo­dząc – przy­naj­mniej sa­mym so­bie – że za­da­jąc pierw­szy i je­dy­ny cios, dzia­ła­my po pro­stu w obro­nie wła­snej… […].

*

Jak mam się wo­bec te­go usta­wić?
Lub, je­śli wo­li­cie,
gdzie mam się po­dziać?

*

W nie­świa­do­mo­ści zbio­ro­wej czar­ny = brzyd­ki, grzech, ciem­no­ści, nie­mo­ral­ny. In­ny­mi sło­wy: czar­ny jest ten, kto jest nie­mo­ral­ny. Je­śli w ży­ciu po­stę­pu­ję mo­ral­nie, nie je­stem czar­ny. Stąd na Mar­ty­ni­ce zwy­czaj mó­wie­nia o złym Bia­łym, że ma du­szę Mu­rzy­na. Ko­lor to nic, na­wet go nie za­uwa­żam, li­czy się tyl­ko jed­no, i jest to czy­stość mo­je­go su­mie­nia i biel mo­jej du­szy. „Ja bia­ły jak śnieg”, mó­wi się.

*

[…]  nie mu­si­my od­wo­ły­wać się do ge­nów, by skon­sta­to­wać, że nie­świa­do­mość zbio­ro­wa to po pro­stu zbiór prze­są­dów, mi­tów, po­staw zbio­ro­wych okre­ślo­nej gru­py.

*

A na­de wszyst­ko mo­ja cie­le­sna po­wło­ko, jak i ty, mój du­chu, wy­strze­gaj­cie się trwać z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi w wi­dza ja­ło­wej po­sta­wie, bo ży­cie nie jest spek­ta­klem, a mo­rze bo­le­ści to nie jest pro­sce­nium, a krzy­czą­cy czło­wiek to nie jest tań­cu­ją­cy niedź­wiedź…
  //  Aimé Césa­ire

*

Nie ma nic gor­sze­go niż zda­nie: „Zmie­nisz się, mój ma­ły; kie­dy by­łem mło­dy, ja też… zo­ba­czysz, wszyst­ko mi­ja”.
     Dia­lek­ty­ka, któ­ra wpro­wa­dza ko­niecz­ność ja­ko punkt pod­par­cia dla mo­jej wol­no­ści, wy­rzu­ca mnie po­za sa­me­go sie­bie. […]  Nie je­stem po­ten­cjal­no­ścią cze­goś, je­stem w peł­ni tym, czym je­stem.

*

Ostat­nio prze­czy­ta­łem w cza­so­pi­śmie dla dzie­ci zda­nie ilu­stro­wa­ne ob­raz­kiem, na któ­rym czar­ny skaut po­ka­zu­je mu­rzyń­ską wio­skę trzem lub czte­rem bia­łym skau­tom: „To jest ko­cioł, w któ­rym moi przod­ko­wie go­to­wa­li wa­szych przod­ków”. Przy­zna­je­my, że nie ma już czar­nych lu­do­żer­ców, ale pa­mię­taj­my… Gwo­li ści­sło­ści, uwa­żam zresz­tą, że mi­mo­wol­nie au­tor wy­świad­czył Mu­rzy­nom przy­słu­gę. Bia­łe dziec­ko, któ­re prze­czy­ta je­go hi­sto­ryj­kę, nie bę­dzie wy­obra­ża­ło so­bie, że Mu­rzy­ni je­dzą Bia­łych, lecz że ich je­dli. Bez dwóch zdań – ma­my po­stęp.

*

Ba­da­nie rze­czy­wi­sto­ści to rzecz de­li­kat­na. […]  To, co dla nas istot­ne, to nie gro­ma­dze­nie fak­tów, spo­so­bów za­cho­wa­nia, lecz wy­pro­wa­dze­nie z nich sen­su.

*

Wszyst­kie for­my wy­zy­sku są do sie­bie po­dob­ne. Wszyst­kie pró­bu­ją uza­sad­nić swo­je ist­nie­nie ja­kimś bi­blij­nym na­ka­zem. Wszyst­kie for­my wy­zy­sku są jed­na­ko­we, po­nie­waż sto­su­je się je wo­bec te­go sa­me­go „przed­mio­tu”: czło­wie­ka.

*

Po­rzu­ce­nie ru­ty­ny to cho­dze­nie po le­sie; moż­na tam spo­tkać by­ka, któ­ry w mig za­pro­wa­dzi nas do do­mu.
  //  Octa­ve Man­no­ni

*

Nie mam obo­wiąz­ku być tym czy tam­tym[…]  je­stem w świe­cie, i przy­zna­ję so­bie tyl­ko jed­no pra­wo: pra­wo, by żą­dać od in­ne­go ludz­kie­go za­cho­wa­nia. Tyl­ko je­den obo­wią­zek. Nie­wy­rze­ka­nia się przez mo­je wy­bo­ry wła­snej wol­no­ści. […]  Jak świat dłu­gi i sze­ro­ki, są lu­dzie, któ­rzy po­szu­ku­ją.
     Nie je­stem więź­niem Hi­sto­rii. Nie mu­szę szu­kać w niej sen­su mo­je­go prze­zna­cze­nia.
     W każ­dej chwi­li mu­szę so­bie przy­po­mi­nać, że praw­dzi­wy skok po­le­ga na włą­cze­niu w eg­zy­sten­cję wy­obraź­ni.

*

[…]  od­dech jest zna­kiem ży­cia; od­dech, któ­ry przy­spie­sza lub zwal­nia, sta­je się rów­ny lub prze­ry­wa­ny, za­leż­nie od na­pię­cia czło­wie­ka, od na­tę­że­nia i ro­dza­ju wzru­szeń. […]  rytm jest ży­wy, jest wol­ny… I tak rytm dzia­ła na to, co w nas naj­mniej in­te­lek­tu­al­ne, de­spo­tycz­nie wpro­wa­dza nas w du­cho­wość przed­mio­tu; nasz swo­bod­ny spo­sób by­cia, on rów­nież jest ryt­micz­ny.
  //  Léo­pold Sédar Sen­ghor

*

[…]  Wi­dzisz, wy­da­je mi się, że bę­dziesz mu­siał po­go­dzić się z lo­sem i zo­stać tam, gdzie two­je miej­sce”.
     Otóż nie! Wca­le mu te­go nie po­wiem! Po­wiem: to śro­do­wi­sko, spo­łe­czeń­stwo są od­po­wie­dzial­ne za two­ją mi­sty­fi­ka­cję. A gdy to po­wiem, resz­ta przyj­dzie sa­ma, i wie­my, o co cho­dzi.
     O ko­niec świa­ta, do dia­bła
.

*

[…]  ję­zyk i wspól­no­ta wza­jem­nie się pod­trzy­mu­ją.
     Mó­wić w ja­kimś ję­zy­ku to po­siąść pe­wien świat, pew­ną kul­tu­rę.

*

[…]  nie ja sam stwa­rzam dla sie­bie sens, lecz sens ist­niał przede mną, cze­kał na mnie.

Frantz Fanon, Czarna skóra, białe maski,
przeł. Urszula Kropiwiec, Karakter, Kraków 2020.
(wyróżnienie własne)

Czło­wiek jest ru­chem ku świa­tu
i ku bliź­nie­mu.

*

Wyż­szość? Niż­szość?
     Dla­cze­go nie spró­bo­wać po pro­stu do­tknąć in­ne­go, po­czuć in­ne­go, od­kryć in­ne­go dla sie­bie?
     zy mo­ja wol­ność nie zo­sta­ła mi da­na, abym zbu­do­wał świat opar­ty na Ty?

*

I oto mo­ja ostat­nia mo­dli­twa:
     O mo­je cia­ło, uczyń mnie czło­wie­kiem, któ­ry za­wsze py­ta!

*

[…]  czło­wiek to tak. Nie prze­sta­nie­my te­go po­wta­rzać.
     Tak dla ży­cia. Tak dla mi­ło­ści. Tak dla wiel­ko­dusz­no­ści.
     Ale czło­wiek to tak­że nie. Nie dla po­gar­dy czło­wie­ka. Nie dla ob­ra­zy czło­wie­ka. Nie dla wy­zy­sku czło­wie­ka. Dla mor­do­wa­nia te­go, co w czło­wie­ku naj­bar­dziej ludz­kie: wol­no­ści.
     Za­cho­wa­nie czło­wie­ka nie jest wy­łącz­nie re­ak­cją. W re­ak­cji jest za­wsze pew­na ura­za.

*

Czło­wiek jest TAK wi­bru­ją­cym z ko­smicz­ną har­mo­nią.

(tamże)

2 komentarze:

  1. "to wykluczający stwarza wy­klu­czo­ne­go" - tak, ja się z tym zgadzam, tylko to odnosi się wyłącznie do tej osoby, która formułuje taki osąd, a w żaden sposób nie określa drugiej strony, to kwestia percepcji. Na tej zasadzie, że np. kolor zielony nie definiuje w żaden sposób przedmiotu, który widzimy jako zielony, tzn. definiuje, ale w sposób subiektywny, bo to ja tak widzę, ktoś inny widzi inaczej ale to i tak nie wpływa na fakt, jakim jest ten przedmiot w istocie. To, że ja coś myślę o jakieś osobie i jakoś ją nazywam, nie sprawia, że ta osoba taka się staje. A może być zupełnie inna, to moje prywatne widzenie. Ale ja wiem, że żeby to zrozumieć, to się trzeba chwilę zastanowić, a w dyskursie publicznym nie ma czasu ani nawet chęci na jakąkolwiek refleksję i większość podąża ślepo za określeniami na temat jakiejś grupy ...

    OdpowiedzUsuń
  2. na moje określa, gdy w rachubę wchodzą czyny. zwisa mi co myśli jeden z drugim (to jego wewnętrzna psychologia), ale jeśli idzie to w omijanie mnie przy przekazywaniu informacji, które powinnam otrzymać, to to już robi mi różnicę. mogę się wypiąć, olać, emigrować, ale źródłem było wykluczenie.

    OdpowiedzUsuń