niedziela, czerwca 18, 2023

5094. Z oazy (CLVII)

Niedzielne odliczanie literek, raz, a precyzyjniej: zaległość zeszłoniedzielna. Cze­ka­łam najpierw na publikację. Długo. Potem czekałam na wersję elektroniczną, a gdy tylko na mo­men­cik przestałam kompulsywnie sprawdzać dostępność ibuka, dosta­łam go od I’griegi. Natychmiast rzuciłam wszystko, co czytałam, a gdy skończyłam, znów musiałam czekać, by opadły fusy wrażeń, bo w tej książce samo gęste.

Fantastyczna! Choć wielu wyznawców kultu matki-polki (tu należą się małe litery) i szeroko pojętego naturalnego porządku świata uzna, że jest to książka conajmniej obra­zo­bur­cza. Dla mnie to przede wszystkim perspektywa z której neurotypowość, hete­ro­nor­ma i binarny układ sił to po prostu jedno wielkie „pojebanie”, mogące swo­bod­nie pozbawić nie tylko tchu, ale również życia, godnego i dobrego życia.

Perspektywa, w której każdy człowiek był w swoim życiu przynajmniej raz w ciąży, jest nie tylko wywrotowa, ale w jakiś sposób pociągająca i odrobinę hamująca pychę kobiet, których jedynymi osiągnięciami życiowymi — choć osiągnięcia wcale nie są obowiązkowym punktem sensownego życia — było urodzenie dziecka i zmuszanie do tego innych kobiet. Że niby tylko dziecko ciąży matce? Cóż za bzdura! Matki cią­żą „dzieckom” bardzo skutecznie całe dziesięciolecia po rozwiązaniu. Czego dobrym dowodem jest właśnie ta opowieść.

Szydera z funkcjonowania rynku okołowydawniczego, trzecie dno tytułów — obłęd­ne! — śmiech przez łzy i palce lizać.

Gdy zgodziłam się napisać trzecią książkę, nie wiedziałam, że wybuchnie wojna. Skąd miałam wiedzieć. Czy to jeszcze myśli, czy one już nimi nie są, a czy nasze myśli są nami? Co jest ważniejsze: to, co napiszę w książce, czy to, co o niej powiem?

*

To nie są kompleksy, a raczej wściekłe zainteresowanie jedną palącą kwe­stią: jak działa świat i dlaczego nie rozumiem, nie potrafię, nie mogę, nie daję rady razem z nim działać w grupie? Jedna z krytyczek napisze o tym, że nadmiernie hołduję indywidualizmowi – typowe młode pokolenie. Ja nie napiszę nic w odpowiedzi. Wiem, że pewne osoby są po prostu zbyt stare i nie jest to kwestia wieku.

*

PS/FAQ: to nie jest książka o autorce książki. Nie jest to też świadectwo ani pamiętnik, ani nawet literatura rozliczeniowa lub konfesyjna. Chciałabym tylko odpowiedzieć na list. Będzie to odpowiedź masowa – ale to chyba nic złego. Może uda mi się odpisać na zapas na wszystkie inne listy wszystkich matek świata. Wtedy żadne córki, synowie, a zwłaszcza osoby nie­mie­szczą­ce się w opresyjnym systemie ideologii binaryzmu płci nie będą musiały od­powiadać na swoje równie niechciane listy od własnych matek, na­wet na te listy, które nigdy nie zostały napisane i dostarczone im na fali magii świąt, ale których brzmienie wyczuwa się w atmosferze ziemskiej.

*

[…]  moje nieodparte przeczucie jest takie, że cywilizacja, z której pochodzę, jest upadła, należy do tego czasu, kiedy coś się już skończyło, ale jeszcze nie przyszło nowe, a ludzkość nie może znieść tej próżni, dlatego udaje, że to nie­prawda.

*

Czerwonych młoteczków nie wolno używać bez wyraźnej potrzeby.

*

„Nie” – nie znam odpowiedzi na prawie żadne pytania, które zadają ludzie, i nigdy nie wiem do końca, co mają na myśli – ile to jest bardzo, czy co­kol­wiek to już jest coś.

*

Nie chcę złorzeczyć. Wiem jednak z doświadczenia, że rzeczywistość należy zaklinać.

*

U mnie jest tak: nie wystarczy, że ktoś mi coś powie. Nie wystarczy też, że coś jest uważane za oczywiste i za coś, co mieści się w kategorii pod zbiorowym tytułem: KAŻDY powinien wiedzieć. To, o czym się dowiaduję, najczęściej uznaję za bezużyteczne, wypycham to na zewnątrz i zapominam.

*

Czy muszę to tłumaczyć? Nie. Uczucia są do czucia. Fajnie, fajne te przysłowia, jest się czym zasłaniać, to lubię.

*

Czas nic dla mnie nie znaczy. To strasznie dziwna materia. Wydaje mi się sztucznym konstruktem – choć i tak mniej toksycznym niż arbitralny po­dział na binarność płci, kobiety i mężczyzn, dzień i noc, co za chory po­mysł! jak można w to uwierzyć? Jak można mówić o dniu, kiedy jest styczeń, a o szesnastej robi się ciemno – kto kradnie mi dzień i kto uwierzy w tę chorą ideologię, która upraszcza rzeczywistość, która w ogóle nie jest prosta?

*

[…]  uczą mnie modlitwy o dobrego męża. Czy dobry mąż może być kimś w rodzaju dobrej żony? Mam nadzieję, że tak i że bóg się w tym połapie, bez względu na to, co wyrecytuję do niego w myślach. Oby nie dał mi męża! Bo byłby to bardzo nieudany prezent. Komu miałabym go od­dać – nie wiem.

*

Być może osoby takie jak ja, z takim zestawem cech, żyjąc w polsce – po pro­stu mają przejebane i nie da się tego zmienić? […]  Nie opłaca się wy­cho­dzić z domu – w każdej chwili może mnie spotkać coś bardzo złego i nawet wiem, co by to mogło być – choćby prawdziwi polacy! Większość ludzi (na­wet ci, którzy mnie w ogóle nie znają, a może szcze­gól­nie oni?) nienawidzi ludzi takich jak ja – co NIE jest dla mnie łatwe. […]  Moja nowa psychiatrka słucha tego i pyta: „Nie myślałaś o tym, żeby stąd wyjechać?”. Ale ja wiem, że to za mało. Wyjazdy są dobre na chwilę.
     Lepiej będzie stać się czerwonym młoteczkiem.

*

Nie jest to moja najmocniejsza strona. Jednak z całych sił staram się po­ka­zać wszystkim, że osoby niehetero to dobre i wspaniałe osoby, nawet dużo lepsze od innych hetero osób, choćby z tego powodu, że jest w nich wra­żli­wość na innych i empatia wyhodowana w trudnych warunkach do życia w kraju, który nie przestaje ich obrażać.

*

[…]  robi mi się niedobrze od tego, że każdy przedmiot w polsce jest religią: lekcja, numer, temat, paprochy, łóżko, żal za grzechy. Nie jestem gotowa do życia, ale pociesza mnie, że nikt nie jest gotowy, ale za to każdy ugotowany do życia w rodzinie, chociaż, przypomnę, niegotowy.

*

Moje ciało dla mnie to zagrożenie. Przeraża mnie myśl o tym, co może mu się stać, co można mu zrobić, jak można go używać. Bardzo już go nie chcę, bo nie chcę się dłużej bać.

*

[…]  w rzeczywistości każda z nich jednakowo musiała na­pra­co­wać się na­praw­dę srogo i włożyć w ratowanie samej siebie więcej wysiłku, niż to w ogó­le było warte, chociaż to się wie dopiero po czasie. […]  Na tym polega rola kobiety, którą wymyślił tabun starych dziadów.

*

Niech będzie miło. Strasznie, ale miło.

*

Jeśli o mnie chodzi, to osobiście oceniam ten system na cztery minus, z cze­go cztery jest za to, że znam go mniej więcej przez całe życie i jestem mocno przyzwyczajona, a minus za całkowity brak korzyści, głupotę, pro­sta­ctwo oraz niezdrowe patociągoty matematyczne, ciągłą kal­ku­la­cję, zyski i straty, a ja mam to szczęście, że jestem już całą stratą, na którą się zapisałam.

*

Albo jestem tygrysem, chociaż nie wiem, co to jest za postać, ale na pewno to jest ktoś inny – spoza głupiego porządku obowiązującego niejaką ludz­kość, a ten porządek to ideologia podziału, na przykład na kobiety i męż­czyzn, córki i synów, córki i matki, na ich ciała i dusze, lepsze i gorsze ciała. To sztuczny podział, z którym nie zgadzam się z zasady, nie i nie będę, bo nie na to się umawiałyśmy z tobą, tak więc, sorry, polsko.

*

Osoby, które używają klaksonów, za karę powinny dostawać pod opiekę drugie, ale słabsze ciało – niestety tak się nie dzieje. Drugie ciało trafia się tylko kobietom. Nigdy nie zrozumiem tej zasady. Zawsze będę się opowiadać za zniesieniem wszelkiej dyskryminacji. Niestety o utrzymaniu dyskryminacji najczęściej także decydują tak zwani męż­czy­źni – nawet jeżeli udają, że to nie ich wina albo że jest im przykro. Znam na pamięć te wymówki, ale od razu przestrzegam, że nie miękczą one mojego serca. Nie bez powodu moje serce ma kształt zaciśniętej pięści.

*

Jeśli nic nie jest naprawdę osobiste, jeśli nic nie jest naprawdę złe, wszystko jest jedynie bardzo smutne, to jak mogę to udowodnić?

*

Nadal bardzo mało wiem na własny temat. Dowiadywanie się cze­go­kol­wiek o so­bie czę­ścio­wo traktuję jak dys­cy­pli­nę sporto­wą, a częściowo jak archeologię.

*

Powiem tak: wielu rzeczy nie wiem, ale wiem jedno – to nie może być takie proste. Jeśli jednak koniecznie trzeba coś wybrać, zawsze będę za opcją we­ge. […]  „jeśli mogę wybrać, to wskazałabym krokodyle, a moją ka­te­go­rią drugiego wyboru byłyby wesołe hipopotamy.

*

Co z tego, że ludzie mają wiarę, jeśli zabijają się w myślach i często to działa?

*

Wyjście z szuflady jest jedną z najważniejszych rzeczy, na jakich mi zależy – oprócz wyjścia z szafy.

*

Mam jednak dużo ranek i nie wszystkie mieszczą się pod pla­ster­kiem. Nie­któ­re przesączają mi się na zewnątrz, słabo się to goi, źle to brzmi, ale tak właśnie jest.
     Czy jakiekolwiek miejsce jest wystarczająco daleko, żeby przestać o tym myśleć?

*

Zgoda? Jutro będzie lepiej. A jeśli nie będzie lepiej, to na pewno inaczej. Może w tej sytuacji nie warto już nic robić, tylko spokojnie czekać?

*

Niczego nie boję się tak bardzo jak ciąż oraz tego, co się w nich dzieje: prze­są­cza­nie się z większego w małe, wspólne płyny ustrojowe i to, jak od dru­gie­go człowieka nie można się odsunąć, a on jest zawsze zbyt blisko, nawet jeśli wcale się nie lubicie i nie macie ochoty na żaden kon­takt, nawet jeśli jesteście dorośli i macie już dwa osobne cia­ła. Tym dwu cia­łom można w nieskończoność powtarzać: hej, ciała, jesteście osobne. Nie zapominajcie o tym. Jesteście osobne, nie należycie jedno do drugiego. Ale ciała są nieusłuchane. Nikt nie przemówi im do rozumu.

*

[…]  nie przejmuj się mną – ale też nie przeszkadzaj mi, bo to nie pomaga.

*

W każdym razie nie do końca odnajduję się w świecie faktów. Nawet bycie czyjąś matką – nie jestem pewna, do kogo właściwie to doświadczenie na­le­ży, czyje ono jest? Mam na myśli to, czy ona jest bardziej matką dla mnie, czy jest nią dla siebie, a ja jestem dla niej po to, żeby ona mogła w ogóle nią być.

*

Być może był to jedyny taki moment w historii, kiedy przeżyłyśmy razem coś (coś dużego) i kiedy przeżyłyśmy to takim, jakie było naprawdę – to znaczy bez miliarda dodatkowych projekcji.

*

Błędnie zakładałam, że nigdy nic nie będzie mnie łączyć z doświadczeniem ciąży. A jednak – trafiła mi się matka.

*

[…]  matka też ma wystarczyć jedna na całe życie. Dziwna zasada, ale nie niemożliwa.

*

Jakie są obecne korzyści z tego, że wszyscy mamy rodziców? Jest jedna: możemy się hartować. […]  Wiem, że w sytuacji wolnego wyboru nigdy nie byłybyśmy rodziną, bo obie wolałybyśmy kogoś innego. Ja chciałabym kogoś, kto byłby większy ode mnie, ale większy na zawsze, a nie tylko wte­dy, kiedy jest się noworodkiem, ponieważ chciałabym czuć, że jest ktoś inny, kto jest silniejszy niż ja, a jednak nikogo takiego nie ma […].

*

Do tego zmierzam – do zerwania. Tak się robi z relacjami. Można je zry­wać. Tym bardziej jeśli są chore – im szybciej się zerwie, tym korzystniej dla zdrowia (oszczędność na terapii, na lekach, diagnozach, bezsennych no­cach, zjebanych porankach, wspomnieniach, toksynach – brzmi okrutnie, a może to jest okrutne, kiedy dźwiga się wszystkie ciężary?).

*

[…]  najczęściej tonę, nie żebym lubiła,
tak się po prostu dzieje.

*

Moje myśli potrafią zupełnie się rozbiec.

*

[…]  kurwa, no więc to było też moje – była to też w jakimś sensie moja ciąża, bo byłam w ciąży z moją matką. Wiem – źle to brzmi. Co za okrop­ność. Traumatyczne sprzężenie zwrotne i zależność na zawsze, z której wynikają bezpośrednio wszystkie rojenia o utrzymaniu kontaktu, odwie­dza­niu się na starość i obserwowaniu, jak rozkładają się podo­bień­stwa na twarzach albo, co gorsza, we wnętrzach. Każda osoba, która żyje, jest po­nie­kąd żywym nośnikiem identycznej katastrofy.

*

Zapamiętaj: smutek jest niezbędnym, wielofunkcyjnym wyposażeniem!

Dorota Kotas, Czerwony młoteczek,
Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

Czy ktoś mógł zmienić zdanie tylko dlatego, że nosiłam imię oznaczające mocny charakter?

*

Jest tak mało czasu, a ja chcę zrobić jeszcze tyle rzeczy.

*

Tymczasem śmierć. Moje pytania o nią są przykładowo takie: a co, gdyby śmierć można było wygrać na loterii fantowej? Jak wyglądałyby żetony i ile by kosztowały? Czy gdyby nikogo nie przymuszano do zabawy, to czy byłoby wielu chętnych? Czy dałoby radę zagrać więcej niż raz?

*

[…]  czym czy kim jestem,
to jest kwestia otwarta.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz