Niedzielne odliczanie literek, dwa, dopełnione w poniedziałek, bo na kolejną niedzielę czekać nie mogłam. Nie dało się wczoraj dojść do ładu z sercem i rozumem, by zapanować nad wyborem cytatów, konsensus odnaleźć, zgodzić się wewnętrznie na wybrane i niewybrane.
Grzałam swoje tęskniące istnienie w czwartym tygodniu giganta tą książką. Płakałam ze wzruszenia w wielu miejscach. Odnalazłam się w niewiarygodnej liczbie akapitów. Biegusiem dodałam ją do moich książek roku 2023.
Uśmiechałam się za każdym razem, gdy napotykałam ślady, pozostawione w życiu Autorki przez książki, które i mnie podały pomocną dłoń (Solnit i Eribon).
Dotknęłam głębokiego smutku po przeczytaniu słów: [b]yło to krótko po śmierci mojej matki, kiedy podejrzane siły psychiczne pchnęły mnie mocno w kierunku biologicznej rodziny. Dotknęłam, bo dotarło do mnie, że moje doświadczenie nie jest tak bardzo osobiste, że opisuje pewien mechanizm, w którym wspomnianej sile towarzyszy równie wielka siła, której mogą użyć „biologiczni”, by od siebie skutecznie odepchnąć.
Wybór cytatów? Niełatwy, prawie karkołomny! Udało się. Będę tymi fragmentami jeszcze długo się karmić.
#A (o miłości):
Ludzie, którzy pasują do powszechnych oczekiwań, nie zdają sobie sprawy, jak wiele nieświadomych przyjaznych gestów wykonuje się wobec kogoś, o kim wie się, że jest w związku z osobą, którą dobrze znamy. Gesty te stają się widoczne dopiero wtedy, kiedy ich zabraknie, i tylko dla kogoś, komu ich nie okazano.
*
Powiedziałam:
– Chodzi mi o to, że jesteś taką osobą, przy której można bez lęku urodzić się i umrzeć. Rozumiesz?
*
Nie obstawiajcie w ciemno, czy ktoś jest matką i córką; nie róbcie z nikogo rodzeństwa. Jeżeli ludzie sami nie mówią wam, co ich łączy, to znaczy, że mają powód. Zostawcie w waszej relacji puste miejsce na to niedopowiedzenie, by właśnie w nim mogły pojawić się kiedyś słowa prawdy.
*
Granica jest fikcją, jednym z więzień wyobraźni.
*
Bo nic nigdy nie jest ostatecznie przesądzone – w naszej niedoskonałej rzeczywistości zawsze znajdzie się szczelina, przez którą wpada promień, zwiastując to, co nieprzewidziane. Z tej szczeliny wyrasta nadzieja – zawsze otwarta i gotowa działać, aby to, co ostatecznie przyniesie przyszłość, okazało się raczej dobre niż złe.
*
[…] związek nie jest czymś, czego szuka się na siłę czy za wszelką cenę – jeśli się wydarza i widać, że jest dobry, to znakomicie, wtedy trzeba go cenić i się o niego troszczyć, ale jeśli się nie wydarza, to przecież nie oznacza, że w pojedynkę nie można mieć dobrego życia. Moja opowieść była o tym, że lepiej żyć, niż szukać związku, bo związki wynikają z życia.
*
Oczywiście, czujność wobec języka ma sens i zawsze warto szukać takich określeń, które jak najwięcej wyrażają i jak najmniej wykluczają. Ale kiedy patrzę na to od środka, z punktu widzenia własnego życia, wszystkie te wysiłki językowe sprawiają na mnie wrażenie tyleż desperackich, co zbędnych prób przyszpilenia trzepoczącego skrzydłami kolorowego motyla. Bo przecież ten bogaty, skomplikowany proces, który w zależności od potrzeb nazywa się osobą, związkiem albo życiem, polega właśnie na tym, że nieustannie wymyka się kategoriom i przyzwyczajeniom.
*
– Jestem twoim ciałem – powiedziałam jej dawno temu, na samym początku, kiedy opowiedziała mi o złym doświadczeniu ze swojej przeszłości. To zdanie wtedy samo do mnie przyszło, narzuciło mi się jako odpowiedź na wyznanie pełne bólu, ale nie rozumiałam jeszcze, co naprawdę znaczy.
Teraz, po dwudziestu kilku latach, które upłynęły od tamtej chwili, tamto zdanie wypełniło się treścią, ale też nieznacznie zmieniło postać:
– Jesteś moim ciałem – chciałabym powiedzieć mojej ukochanej dzisiaj.
Dopiero te dwa zdania razem tworzą całość.
*
Niżej znajdowało się białe krzesło rehabilitacyjne, na którym siedziała. […] myłam siebie i ją, ją z wielką czułością.
[…] Nigdy nie byłyśmy bliżej siebie. Nigdy nie byłyśmy bardziej wolne od cudzego spojrzenia, obcych wyobrażeń i języków.
Dwie dojrzałe kobiety: siwiejące, dawno już nieszczupłe, mieszkanki dzikich pól zbiorowej wyobraźni, z których jedna myje drugą. Kto nas namaluje?
*
Nasz język domowy, choć zbudowany ze słów, które należą do wszystkich, jest tylko nasz. Mamy w nim swoje zaimki, imiona i bajki.
*
Bo życie, owszem, jest ruchem, a nawet podróżą, ale taką, która nie ma ustalonego celu – to niekończące się migotanie, przemiana materii w materię, przechodzenie ze stanu w stan.
*
Mówi się o nas również – rzadziej niż kiedyś, ale jednak – że „kochamy inaczej”. Zastanawiam się, co to znaczy kochać nie-inaczej? Jak się kocha zgodnie z normą, normatywnie? Czym jest wzorzec, od którego nasze uczucia, zdaniem wielu, odbiegają tak znacząco, że trzeba dla nich ukuć specjalną nazwę?
*
[…] nie jest prawdą, że nie można z satysfakcją i sensem wypełnić sobie życia niczym innym oraz że bezdzietne pary są z góry skazane na klęskę. […] warto zacząć odklejać się od myśli, że bez dzieci nie można mieć spełnionego życia.
*
W długich, dobrych związkach ludzie nie tylko wrastają w swoje miejsca, ale też zrastają się psychicznie ze sobą. Nie są jednym, ale są trwale połączeni, czy może – wzajemnie przepuszczalni.
#B (o seksie):
Już to mówiłam: człowiek potrzebuje obrazów. Jesteśmy istotami, które bez przerwy wizualizują sobie siebie.
[…] Potrzebujemy zobaczyć, czym jesteśmy, aby zacząć się tym stawać.
[…]
Przeżywania seksu uczymy się wszyscy – i heterycy, i nieheterycy, ponieważ seks, jak wszystko, co dotyczy człowieka, bynajmniej nie jest czymś „naturalnym”: jest wyobrażeniem i techniką, a więc – kulturą.
*
Wszystkie płcie są w pewnym zakresie dostępne dla wszystkich, a pragnienie zwane erosem wcale nie opiera się na płci, tylko, tak jak mądrość i pisanie, na nieusuwalnym braku, który wywołuje potrzebę sięgania po wciąż umykające spełnienie, w nieustannym ruchu, w którym gubi się i od nowa odnajduje swoje ja, ścigając wyobrażenie innej siebie, pełniejszej i doskonalszej, bogatszej o to coś upragnione – osobę, wiersz albo mądrość.
Ruch pragnienia nie ma końca, a płeć odgrywa w nim najmniej istotną rolę.
[…] najbardziej specyficzne są dla erosa takie układy, w których nie można pomylić go z dążeniem do rozrodu.
*
Seksu lesbijskiego nie da się zastąpić obrazem maszyny – praca i produkt krajowy brutto to nie są nasze metafory.
*
„Nie musisz się wstydzić” – powiedziała matka, kiedy znalazła ją schowaną za tapczanem w moim pokoju.
Wstyd był najmniejszym problemem, jaki miałam z Wisłocką. W jej sposobie pisania był jakiś nieprzyjemny ton, szorstki, żołnierski, nie lubiłam tego tonu i nie lubiłam tej przaśnej baby w chuście. Tym bardziej że swoją książką okropnie mnie przeraziła.
[…]
Sztuka kochania była dla mnie lekturą traumatyczną i do niczego mi się w życiu nie przydała. Ostatnia rzecz, jaką dałabym córce.
*
Jej kształt jest niesamowity: przypomina drag queen w płaszczu z szerokimi połami, motyla albo smoczycę. Fascynujące jest to, że po menopauzie łechtaczka nie ulega atrofii. Płodność przemija, a rozkosz nie.
#C (o genderze i tożsamości):
Najważniejsze jest to, że świat społeczny nigdy i nigdzie nie jest z betonu, choć często się taki wydaje – wszędzie jest ruchem, tak jak samo życie.
*
Potencjał każdej przyszłej zmiany leży na marginesie. Nadzieja wyraża się w działaniu.
*
Nie tylko heteroseksualność jest dzisiaj wyczerpaną narracją, ale też homoseksualność, po prostu z tego powodu, że w naturze nie istnieje binarność płci i na poziomie innym niż urzędowy nie da się stwierdzić jednoznacznie, jakiej płci są osoby zaangażowane w relację miłosną, choć na pierwszy rzut oka może się to wydawać dziecinnie proste.
[…] na płeć osoby ludzkiej składają się liczne warstwy: biologiczne, psychiczne i kulturowe. Warstwy te nie muszą być i często nie są ze sobą zgodne. Jednocześnie nasza płeć nie dość, że potrafi być zmienna w czasie, to jeszcze stanowi kontinuum między dwoma biegunami, a te z kolei są jedynie technicznym ułatwieniem, czysto teoretycznym założeniem, bo w rzeczywistości nikt z nas nie realizuje ani stuprocentowej kobiecości, ani stuprocentowej męskości.
*
[…] wśród feministek nie zawsze się odnajduję, co nie powinno dziwić, skoro życiowo mam z nimi nie taką wielką część wspólną, wyznaczoną przez społeczne piętno gorszej płci. To piętno dźwigamy wszystkie, ale poza tym często różnimy się naprawdę wszystkim – na przykład zainteresowaniami, zakresem doświadczenia.
*
Zmiana wynika z faktów, które widać, ale też ze znacznie większej liczby takich, których nie dostrzegamy.
*
[…] niezbadane są ścieżki identyfikacji płciowej, i bardzo naiwnie byłoby polegać w tej kwestii na urzędowych deklaracjach K lub M, wyposażeniu genitalnym albo ubraniach, do których przyszyliśmy metki „kobiece” i „męskie”, żeby udawać, że od zawsze tam były.
#D (bo to Polska właśnie):
[…] podniesione do rangi prawa cudze uprzedzenia.
*
Czasem myślę, że wystarczyłoby z nimi po prostu porozmawiać. Powiedzieć im, że to prawda, że seks między dorosłymi osobami za obopólną zgodą w żadnej postaci nie jest w Polsce karalny, ale że tu nie chodzi o seks, tylko o całe życie, którego seks jest częścią: o uczucia, związki, uznanie społeczne i wsparcie. O to samo, co dla nich również jest najważniejsze, na czym ich życie opiera się jak na solidnym fundamencie, ale ponieważ mają to zagwarantowane w kodzie kulturowym i prawie świeckim od urodzenia, nie dostrzegają swojego przywileju i nie potrafią postawić się w naszej sytuacji.
*
[…]
nagle zobaczyłam, w jak wielkim stopniu moje nieheteronormatywne życie zostało wyrzeźbione przez to, czego w Polsce nie było nam wolno. „Wyrzeźbione” to zresztą ładne słowo, za ładne, i przez to kłamliwe, więc powiem inaczej: zobaczyłam, w jak wielkim stopniu to, czego w Polsce nie było nam wolno, odkształciło czy nawet zniekształciło mi życie. Jak bardzo wpłynęło na mój los.
[…]
Czy to, czym stały się dla nas z biegiem czasu dom, życie, śmierć, zależało bardziej od nas samych czy bardziej od tego, czego nie z naszej winy nie było nam wolno.
*
[…] ludziom, kiedy tylko poczują, że mają nad kimś władzę, przeważnie dzieje się coś z głową.
*
Ludzie żyjący w związkach niehetero w kraju takim jak Polska muszą stać się mistrzami w wypełnianiu na własną rękę luk w strukturach społecznych i neutralizowaniu potencjalnie rozsadzających związek sił odśrodkowych, jakie wytwarza system uprzywilejowujący relacje różnopłciowe.
*
Nie muszę dodawać, że nie mamy też prawa do wspólnego ani podwójnego nazwiska. Wydaje się, że to szczegół, a jednak swoje waży. Wspólne albo łączone nazwisko jest jednym z wielu sposobów utwierdzania dwójki ludzi w ich „razem”, wzmacniania związku przez społeczeństwo. Jest to tak samo ważne, jak codzienne oznaki akceptacji ze strony otoczenia: rodziców, rodzeństwa, sąsiadów, współpracowników. Tak drobne, że aż niezauważalne – o ile oczywiście nie jest się ich pozbawioną, bo wtedy widać wszystko jak na dłoni.
*
Bo nasz język domowy jest czymś więcej niż inne języki prywatne. On jest zamiast.
Jest zamiast wszystkiego, czego nie mamy: ślubu i całej reszty, jaka na mocy prawa ze ślubu wynika, a co tak łatwo lekceważą osoby, którym społeczeństwo nie zabrania zawrzeć małżeństwa. Zamiast dzieci, o których posiadaniu negatywnie zdecydowano za nas, zanim same mogłyśmy się nad tym zastanowić. Zamiast tego, co od zewnątrz trzyma ludzi razem i obiektywizuje ich związek, a co nazywa się społeczną widzialnością oraz akceptacją, i czego ludzie hetero nawet nie zauważają, bo dla nich to oczywistość.
Nasz język domowy zastępuje struktury społeczne, których potrzebujemy, a których w Polsce dla nas nie ma. Jest żywym laboratorium zarówno tych nieistniejących struktur, jak i nowej, postgenderowej tożsamości. To on jest dla nas domem, krajem zamieszkania i dowodem osobistym.
*
„Nigdy w życiu nie byłam bardziej za prawem do aborcji niż podczas ciąży. I nigdy w życiu nie zrozumiałam tak dogłębnie i nie byłam tak podekscytowana życiem, które się poczęło. Może i feministki nigdy nie zrobią naklejki na zderzak o treści «TO WYBÓR ORAZ DZIECKO», ale oczywiście tak właśnie jest i my dobrze o tym wiemy. Nie jesteśmy idiotkami, rozumiemy, o jaką stawkę idzie. Czasami wybieramy śmierć” – pisze [Maggie] Nelson, co nie wszystkim się spodoba, ale ja podpisuję się pod tym obiema rękami.
*
Nikt nie zmusi uprzywilejowanej większości, by zwracała uwagę na mniejszościowe umowy i pełnomocnictwa. Pozostaje nam więc wyłącznie mieć nadzieję, że ani moja rodzina, ani rodzina mojej ukochanej nie okażą się w chwili próby złośliwe i bezduszne, ale gwarancji tego żadnej nie mamy, pomimo naszych umów i pełnomocnictw.
*
Tak myślą dzieci – że kiedy zdejmie się coś z widoku, wówczas związany z tym czymś problem przestanie istnieć.
*
Postępująca szybciej niż zakładano katastrofa klimatyczna, fala prawicowego populizmu, geopolityczny chaos i brzemienna w nieznane jeszcze skutki wojna w Ukrainie sprawiają, że nasz czas stał się czasem przed końcem – tym, który jeszcze pozostał.
*
W jednej chwili przestają mnie obchodzić te wszystkie słowa, które przesypujemy tu hałdami, roztrząsając sprawy polskie i ludzkie przypadki.
#E (o chorobie):
To dzieje się zawsze pewnego dnia, o jakiejś godzinie. W miejscu przeważnie najmniej odpowiednim. Bez proroczych znaków na niebie i ziemi, bez heroldów i powitalnych esemesów. […] niechciana wiadomość o potencjale fabularnym od zera do nieskończoności, od której wszystko się zaczyna. Pierwsze, co robi, to przestraja zegar czasu – odtąd będzie płynął specjalnie dla ciebie. […] Dlatego warto jak najwcześniej nauczyć się czekać, świadomie ćwiczyć się w czekaniu. Oswajać przepływ czasu przez własne ciało. Usiąść nad tą rzeką i patrzeć, co niesie jej nurt.
*
Okazuje się, że to wszystko było jednorazowe i nieodwracalne. Zdumienie.
Teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
*
[…] zrozumiałam, czym w praktyce jest dzisiaj medycyna: opartym na statystyce systemem zarządzania dostępem do procedur. Poszukiwanie jej humanistycznego oblicza jest z góry skazane na niepowodzenie […]. Owszem, w ogólności dotyczy to wszystkich dziedzin – tak jak wśród lekarzy niewielu jest Lekarzy, tak i wśród pisarzy niewielu jest Pisarzy, a wśród ludzi niewielu jest Ludzi – ale w przypadku medycyny to sam system temu dodatkowo sprzyja, to on projektuje i generuje swoich operatorów.
*
Piszę dla kilku bliskich osób, żeby wiedziały, czym teraz żyję, a także, być może, dla nieco szerszego grona bliskich nieznajomych, którzy czują się zdradzeni, kiedy przychodzi im samotnie mierzyć się z nachalnym optymizmem owych nielicznych, którym fartem udało się wydębić od losu odroczenie i potem rozsiewają całkowicie fałszywe przekonanie, że coś od nich zależało, że ich silna wola oraz osobista dzielność miały na to wpływ. Nie miały.
*
Czym jest to pisanie? Kierowaniem snopu światła na obciążające wspomnienia, na głęboko ukryte lęki; oglądaniem siebie i świata z nagle skróconej – na zawsze lub na chwilę, tego jeszcze nie wiem – perspektywy, podjętą przez ślepca próbą czytania mglistych znaków, w których być może zakodowana jest przyszłość.
*
Jest we mnie jakaś elementarna zgoda na to, co przychodzi, co jest prawdą o mnie.
*
Myślę, że człowiek, który choruje na chorobę śmiertelną albo umiera, nie powinien – nie powinien w tym sensie, że dla niego samego tak jest lepiej – żywić pogardy, nienawiści czy zawiści wobec tych, którzy zostają w życiu. Zarówno wobec tych, którzy wiedzą i nie dają sobie rady z własną reakcją, jak i wobec tych, którzy nie wiedzą i po prostu żyją życiem. Ci ostatni mogą nas potrącać lub krzywdzić, tak jak potrąca się i krzywdzi ogólnie zdrowych bliźnich, i trzeba im wybaczyć, bo nie wiedzą, co czynią. Trzeba im wybaczyć, że żyją, to nie ich wina. Ci pierwsi natomiast są w sytuacji najcięższej – muszą zmieścić w sobie lęk o bliską osobę, własny strach przed śmiercią, który wobec cielesnej naoczności śmierci czyjejś wyrasta ponad najwyższe wulkany Kamczatki, i jeszcze być oparciem dla chorego, dawać mu siłę, a przynajmniej nie straszyć go własnym strachem, nie dokładać własnych łez. Powiem więcej – śmiertelnie chory lub umierający może wiele dać pozostającym w życiu, może dać im się oprzeć o siebie albo przekazać im coś ze swojego widzenia rzeczy, które potencjalnie jest wyjątkowe, bezcenne mądrością bliskiego kresu. […] Tym bardziej warto wykorzystać ten szczególny czas, kiedy nasze życie dopiero zaczyna zmierzchać i niskie słońce tak przejmująco oświetla, tak prześwietla wszystkie jego sprawy.
*
S.T. w mailu do mnie: „[…] Od pokrzepiania w końcu mamy ludzi, z którymi sypiamy, po to są na świecie, to się nie dzieje w słowach, tylko w czymś innym, nie wiem nawet dokładnie w czym, wiem, że się dzieje”.
*
[…] dojrzewanie jest długim, z natury spokojnym procesem – łatwiej jest polubić koniec, który dojrzeje w nas dopiero za parę dekad – czyż nie? A gdyby ktoś z tych lubiących dowiedział się wczoraj, że ten jego owoc jest już całkiem spory, że już dojrzał i czas go zerwać, czy też by to lubił? To by dopiero było coś.
#F (o nieodwracalnym):
– Jeśli coś się stanie, pamiętaj, ja zaraz do ciebie przyjdę – mówi Elżbieta, kiedy płaczę.
– Ale tam nic nie ma.
– To, że nie ma komunikacji, o niczym nie świadczy.
*
Dobre dni to takie, kiedy na parę godzin zapominam.
*
Rozpacz dzielona z innymi to nasze jedyne pocieszenie, innego nie ma.
*
„Człowiek wszystko zniesie, tylko nigdy nie pytaj o cenę” – mówi M. […].
Renata Lis, Moja ukochana i ja,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023.
(wyróżnienie własne)
[…] w banku, w sklepie, na działce – cały czas pytałam samą siebie: i komu to przeszkadzało? Komu przeszkadzało to proste, zwykłe życie, które nikogo nie krzywdziło? Czy nie mogła dalej tak sobie chodzić po ziemi i tak sobie żyć – w banku, w sklepie, na działce – czy nie mogła?
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz