wtorek, czerwca 24, 2025

5820. 175/365   // Łódeczka dla Białego Kruka

3, 2, 1, czyli trzecie imieniny Białego Kruka bez niego po tej stronie tęczy. dwa miesiące bez Heniutki po tej stronie tęczy. pierwsze imieniny Białego Kruka, gdy i Roberta Flack tam, po drugiej stronie tęczy.

175/365


fot. Hawwa, fragment.

Nauczyliśmy się układać i przechowywać przedmioty na­le­żą­ce do zmarłych; samotnie wracać do miejsc, w których by­li­śmy razem z nimi; zadawać pytania i w odpowiedzi słyszeć ciszę. […]
     Teraz już naprawdę jesteśmy dorośli, myślimy. I dziwi nas, że dorosłość to jest właśnie to – a nie to, co wyobra­ża­li­śmy sobie jako dzieci. Nie pewność siebie, nie radosne po­sia­da­nie wszystkich rzeczy tego świata. Jesteśmy dorośli, bo ma­my za sobą milczącą obecność zmarłych, których pytamy o zdanie na temat bieżących spraw […]. Dorosłość to wszyst­kie milczące odpowiedzi, ciche przebaczenie zmarłych, któ­rych w sobie nosimy.

Natalia Ginzburg, Małe cnoty, przeł. Weronika Korzeniecka,
Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2025.


Autor(ka) nie do ustalenia.

5819. Z oazy (CCCL)

Cotygodniowe od­liczanie literek, trzy, poślizgnięte jeden dzień. Z Hawwą o filmie rozmawiałyśmy. Od słowa do słowa i dowiedziałam, że reżyser zajmuje się nie tylko kręceniem dokumentów. Klik, klik. Nowszą Jego książkę wybrałam. Przeczytawszy kilkadziesiąt stron na tę Autorkę wpadłam. Klik, klik, rzuciłam wszystko, co czy­ta­łam.

Niebinarność była dla mnie czymś, czego nijak pojąć nie mogłam, choć bardzo chcia­łam i bardzo się starałam. Nie odważę się powiedzieć/napisać, że już wiem. Myślę, źe wciąż nie wiem, ale jakby troszkę mniej. To nie jest książka o nie­bi­nar­no­ści per se, ale przyglądanie się transpłciowości z per­spek­ty­wy tych literek uchyla odrobinę właściwe klapki w umyśle. To bardzo ważna lektura.

Dwa zdania — dla mnie niczym wysłuchana modlitwa, dla prawicowych fun­da­men­ta­li­stów klątwa — nim dwa terminy ze słowniczka, a potem wybór cytatów, które muszę tu mieć: Jednopłciowe pary istniały, istnieją i będą istnieć, także w Polsce. Jednopłciowe pary miały, mają i będą miały dzieci, także w Polsce.

Cisheteronorma – założenie, że wszyscy ludzie są cispłciowi i heteroseksualni, a ci, którzy nie są, w jakiś sposób odstają od przyjętego porządku. To także zbiór stereotypów i oczekiwań, które należy spełniać, by nie być określonym jako ktoś nie­nor­ma­tyw­ny, queerowy.

Niebinarność – zbiorcze określenie na tożsamości płciowe, któ­re albo istnieją niezależnie od tradycyjnego dla części kul­tur po­dzia­łu na płeć męską i żeńską, albo odnajdują się gdzieś w tym podziale z zastrzeżeniem, że traktują go jako spektrum. Nie­bi­nar­ność to określenie dotyczące płci, nie osobistego stosunku do ste­reo­typów płciowych i kulturowego podziału na cechy kobiece i męskie. Odrzucanie tych norm, np. w kategorii ubioru czy wy­bra­nego zawodu, wcale nie musi być tożsame z niebinarnością.

🖇 🖇

Nazywanie zjawisk społecznych i psychologicznych nie tworzy ich, a je opisuje.

🖇

[…]  ogromna przepaść dzieli osoby cis i trans, jeśli chodzi o postrzeganie transpłciowości. Dla osób cispłciowych jako całości główne pytanie zwią­za­ne z tym zagadnieniem brzmi: „jak rozpoznać prawdziwe osoby trans i na jak wiele można im pozwolić?”. Pytanie nękające osoby trans to: „co trzeba zrobić, żeby zapewnić nam bezpieczeństwo i spełnienie potrzeb?”. Podstawą tej różnicy jest obsadzenie każdej osoby trans w roli potencjalnego oszusta, który musi jakoś zapracować na dar zaufania.

🖇

Droga do zagłady jest wybrukowana teoriami spiskowymi, medialnymi na­gon­kami, ograniczaniem zakresu praw człowieka i postępującą alie­na­cją. […]  Nie potrzebujemy masowych mordów, by móc powiedzieć, że doszło do nieszczęścia. […]  Kiedy aktywiści i organizacje LGBTQIA+ przestrzegają przed pogłębiającą się mową nienawiści i pogromową retoryką, zarzuca się nam hiperbolizację debaty społecznej. […]  Żeby w pełni wytłumaczyć szko­dli­wość straszenia osobami LGBTQIA+, trzeba więcej wysiłku, wiedzy i cier­pliwości.

🖇

Pytanie „jak to jest być trans?” słyszę dosyć często i odpowiedź zawsze spra­wia mi trudność. To jak opisywanie koloru, którego nie widzi ludzkie oko.

🖇

My, osoby LGBTQIA+, byłyśmy obecne w tym świecie zawsze, ty­le że bardzo często w ukryciu. Kierowały nami strach bądź nie­wie­dza o tym, że mamy prawo – a przynajmniej to moralne – istnieć i żyć tak, jak pragniemy.

🖇

[…]  osoby transpłciowe nie zawsze mogą liczyć na pełne zrozumienie ze stro­ny ro­dzi­ny. Nie będę jednak dziękować rodzicom za akceptację. Jestem za nią wdzięczna, ale nie przypominam sobie, by cispłciowi autorzy książek dziękowali swojej rodzinie, że nie stosowała wobec nich przemocy fizycznej, szantażu czy głodzenia. Świadome i celowe negowanie tożsamości osób trans­płcio­wych – naciskanie na ich traktowanie zgodnie z płcią przypisaną przy urodzeniu, odrzucanie nowego imienia – istotnie jest formą przemocy. Występuje ona w dodatku tak często, że utożsamiamy jej brak z czymś po­zy­tyw­nym, tymczasem pełna akceptacja dla tego, kim jesteśmy, powinna być neutralną, wyjściową pozycją.

🖇

Transfobia nie wynika z logiki. Transfobia to uprzedzenie i jako takie ma inną genezę u każdego człowieka.

🖇

Mówienie o doświadczeniu transpłciowości przy użyciu metafory klatki po­ru­sza wyobraźnię i stymuluje empatię osób cispłciowych, ale też de­mo­ni­zu­je niezgodność płciową i narzuca osobom trans zbiór akceptowalnych i nie­ak­cepto­wal­nych emocji. Tak, dysforia potrafi być dosłownie zwalająca z nóg, ale jeśli będziemy nazywać nasze ciała złymi i niewłaściwymi, utrudnimy sobie budowanie samoakceptacji. By naprawdę się emancypować, musimy przestać piętnować nasze ciała i traktować je jako odstępujące od normy i wymagające korekty; im wizualnie bliższe ciałom cispłciowym, tym lepsze i mniej transpłciowe.
     […]
  Transpłciowość utrudnia życie, ale to nie znaczy, że jest wy­ro­kiem, klatką czy klątwą. W naszym języku powinien wy­brzmie­wać ten komunikat.

🖇

Transpłciowość dotyczy płci, płeć dotyczy seksu, a płcią i seksem pod parasolem o nazwie „rodzina” religie i inne systemy wartości interesują się jak niczym innym.

🖇

Media – a poprzez nie ludzie – dopiero uczą się, że osoby transpłciowe mogą mówić same za siebie. Tłumaczyć coś osobom cispłciowym zamiast tłumaczyć się przed nimi.

🖇

Binarność płci wtłacza się nam do głów od wczesnego dzieciństwa z jego po­dzia­łem na chłopców i dziewczynki, a więc męskie i żeńskie zabawy, kolory, zachowania oraz zainteresowania. […]  dopóki nie będzie tak, że dorastając, osoby LGBTQIA+ będą miały szansę dowiedzieć się od oto­cze­nia, że istnieją inne modele, a inność nie musi być alienująca, nie dziwmy się, że queerowość będzie równoznaczna z poczuciem dorastania obok świata, a nie w nim.

🖇

Zbyt wiele osób skupia się na przedstawieniu własnej opinii, czy dziecko lub nastolatek może być trans, a za mało czasu poświęca na zdobycie rze­tel­nych informacji na temat faktycznego przebiegu tranzycji, nie mówiąc już o rozmowach z osobami, które przeszły wczesną tranzycję. Gdyby tego typu lenistwo intelektualne istniało w próżni, nie byłoby tak szkodliwe, ale w prak­ty­ce przykłada się do tworzenia szerokiego spektrum źródeł, na których można oprzeć swoje uprzedzenia.

🖇

Dla osób, które swoją transfobię okraszają troską o prawa kobiet, świat płci jest czarno-biały. Są mężczyźni i kobiety.

🖇

Odczarować niezwykle złożony temat z populistycznej prostoty jest znacz­nie trud­niej, niż zjednoczyć tłum wizją zagrożenia. Wieczne tłumaczenie tych zawiłości, prostowanie manipulacji i proszenie ludzi, by uwierzyli, że źródła ich nieprawdziwych informacji wcale nie są neutralne, to wyni­szcza­ją­ce psychicznie zadanie.

🖇

Społeczeństwo zwyczajnie zapomina, że osoby transpłciowe mają pełnowartościowe życia, w których tranzycja lub jej wycze­ki­wa­nie są zaledwie jednym z elementów. Bardzo ważnym, owszem, ale jednym z wielu.

🖇

Są ludzie wyłączeni z bycia obiektem dyskusji o dopuszczalnych prawach, bo żadnych praw podlegających debacie nie potrzebują – ani równości małżeńskiej, ani tranzycji, ani aborcji. Nawet jednak oni – bo, umówmy się, mówimy o białych, heteroseksualnych cis facetach – mogą nagle stać się symboliczną mniejszością, gdy ciężko i nieuleczalnie zachorują, a ich życie przestanie należeć do nich. Stanie się bowiem własnością religijnych fa­na­ty­ków i ich nieświadomych ofiar jako Najwyższa Wartość, którą trzeba chronić, chociażby pacjent wił się z bólu i błagał o śmierć. Nagle okaże się, że o Życiu Istoty Ludzkiej nie można decydować, choćby logika nakazywała zauważyć, że niczemu nie służy ekstremalny ból odczuwany przez umie­ra­ją­ce­go człowieka. Osoba podejmująca decyzję o własnym życiu i własnym ciele stanie się drugorzędnym rodzajem obywatela – nieobiektywnym, histerycznym, agresywnym Aktywistą. Jej głos – mimo że dotyczący jej własnego ciała – będzie wart dokładnie tyle, ile głosy ludzi kompletnie niezwiązanych z jej cierpieniem i nieznających doświadczenia agonii. Witamy w klubie. Otwarty całe życie.

🖇

Powracającym pytaniem, które często zadają sobie osoby transpłciowe, jest to o magiczne zaklęcie. Czy gdyby istniała taka możliwość, użyłabym magii, by uczynić siebie osobą cispłciową? Kiedyś powiedziałabym bez wahania, że jak najbardziej, bo marzyłam, by być kimś innym, nie mieć dysforii. I żeby ludzie nie podważali mojej płci, nie dyskutowali o tym, czy jestem kobietą umownie, prawnie, w ogóle, czy naprawdę. […] 
     Kilka lat temu moja reakcja na to pytanie zmieniła się; zaczęło mnie wkurwiać. […]  Wymazując swoje wspomnienia, nie wiedzielibyśmy, jak trudno jest być trans, więc nie mielibyśmy porównania ze swoją nową, fantastyczną biografią. Zachowując pamięć, zostalibyśmy niezależnie od cispłciowego ciała z ogromnym ciężarem akumulowanym przez lata.
     Zbuntowałam się przeciwko temu pytaniu i tak zostało mi do niedawna, gdy mignęło mi gdzieś znowu. Olśniło mnie wtedy, że nie, nie chciałabym być cis. Nie chciałabym być kimś innym, bo straciłabym to, kim jestem dzi­siaj. Obok nienawiści do siebie samej, która zawsze mną rządziła, po­ja­wi­ła się niespodziewanie sympatia. Nie wiem nawet, kiedy do tego doszło, ale to prawda. Nie chcę porzucić tego, czego nauczyłam się przez te wszystkie lata. To, kim jestem, zawdzięczam wędrówce w miejsce, w któ­rym dzisiaj stoję. Suma pozytywnych doświadczeń – miłości, przyjaźni, radości i na­dziei – przerosła ból. Nie wiem, czy jestem szczę­śli­wa, ale cieszę się, że żyję. Każdy, każda, każde z nas, żyjąc, wspiera resztę z nas swoją wytrwałością. Nasze istnienie jest nadzieją.

🖇

Pokazywanie współobywatelom, że osoby transpłciowe są wśród nich, a cza­sem nawet bywają do nich podobne, to wstępny, mały krok do rów­no­ści, na którym nie możemy poprzestać.

🖇

Kto by pomyślał, że gdy zacznie się na poważnie zwalczać dyskryminację, jej potencjalne ofiary będą miały wreszcie szansę żyć otwarcie i pierwszy raz w historii rzetelnie się policzyć? Nie homofoby – ci będą przekonani, że to moda na inność, bo to przecież takie logiczne, że heteroseksualnych ludzi wyłącznie konwenanse społeczne, a nie wrodzony popęd seksualny, po­wstrzy­mu­ją przed zarywaniem do osób tej samej płci.

🖇

Owszem, żyjemy w państwie, które nie rozwiązało dotychczas niemal żad­nych problemów osób LGBTQIA+, o czym boleśnie przypominają nam re­gu­lar­ne raporty europejskich organizacji na rzecz praw człowieka. Mimo to z pokolenia na pokolenie wiemy coraz więcej o świecie i jego różnorodności, a sondaże pokazują, że stopniowo zwiększa się poparcie dla niektórych po­stu­la­tów osób LGBTQIA+. Zmiany społecznej nie można całkowicie zatrzymać, można ją jedynie spowolnić.

🖇

Myślę, że trudy życia mogą kształtować człowieka na wiele sposobów; czasem nauczą egoizmu wymuszonego walką o przetrwanie i oduczą zaufania, czasem popchną w stronę wiary w ludzką solidarność i godność jako najważniejsze wartości.

Maja Heban, Godność, proszę.
O transpłciowości, gniewie i nadziei
,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne))

W patriarchacie zasługi, zwycięstwa i władza należą do mężczyzn. Żeby zapisać się w historii, kobiety nie mogły po prostu być. Musiały wywalczyć od społeczeństwa szan­se, które wcześniej zarezerwowane były dla męż­czyzn, a po­tem osiągnąć w swojej dziedzinie perfekcję. Maria Skłodowska-Curie albo nikt.

🖇

Odkąd tylko pamiętam, byłam nienormatywna. Na wiele sposobów, nie tylko w kwestii płci.

🖇

Można ze mną dyskutować i można zadawać mi py­ta­nia. Zastrzegam sobie jednak prawo do odpowia­da­nia oso­bom, które transpłciowe nie są, że nie wiedzą, o czym mówią, a tym wyjątkowo agresywnym i trans­fo­bicz­nym, żeby spierdalały. Nie jestem oficjalną przed­sta­wi­ciel­ką społeczności osób trans, bo taka pozycja nie istnie­je, jestem jednak transpłciowa. Nic o nas nie będzie bez nas.

🖇

Myślę, że to jest jedna z najtrudniejszych rzeczy w byciu trans: mówiło się o nas, że jesteśmy kobietami uwię­zio­ny­mi w ciałach mężczyzn i vice versa, ale myślę, że bar­dziej opisuje nas uwięzienie normatywnych, kom­plet­nie zwyczajnych osób w ciałach widzianych jako dziwaczne; zawłaszczanych i ocenianych jak mało które.

🖇

Czy mówimy o dziełach kultury, czy o historii lub antro­po­lo­gii, osoby LGBTQIA+ muszą poszukiwać, by znaj­do­wać w nich swoje odbicie, często celowo zasłonięte przez tych, którzy pisali historię i wybierali, co z niej wy­ma­zać. Dlatego cieszymy się, gdy np. analiza listów Cho­pi­na wskazuje na to, że z pewnością nie był hetero. Chopin był nasz, myślą Polacy, nie napotykając protestów ze strony innych Polaków. Chopin był nasz, myślą osoby LGBTQIA+, kierując się podobną logiką, czując podobną dumę.

(tamże)

5818. Z oazy (CCCXLIX)

Cotygodniowe od­liczanie literek, dwa, poślizgnięte jeden dzień. Zaczęta jako trzecia, ale skończona jako druga. Polowałam, w końcu upolowałam i nieźle się roz­cza­ro­wa­łam. Nie jest warta okładki, która obiecuje bardzo dużo i gra­fi­ką, i tytułem.

Wiem, o czym mówię, więc polemizuję ze słowami: Proszenie o pomoc nie jest ła­twe. Oznacza przyznanie się do słabości. Nie, nie jest łatwe, ale umiejętność przy­zna­nia się do słabości jest niebywałą siłą, a w zasadzie supermocą.

Ci, co stoją po stronie życia.
     Ci, co jedną nogą stoją po stronie śmierci.
     Ci, co zanurzyli stopę w rzece Styks.
     Bilet in blanco w jedną stronę został już wystawiony i doręczony do rąk własnych, za pokwitowaniem. Zaproszenie imienne na ten ostatni bal już czeka. Data wciąż pozostaje nieznana.
     Dla stojących po stronie życia choroba szybko przestaje być newsem, jest czymś, nad czym z czasem przechodzi się do porządku dziennego. Dla cho­re­go staje się nową rzeczywistością, jego chlebem powszednim. Czymś, z czym trzeba się powoli oswajać i mierzyć każdego dnia na nowo. Ten news nie traci na ważności, nie przedawnia się.

🖇

Biorąc pod uwagę, jak powszechnym stanem jest choroba, jak potężne du­cho­we zmiany za sobą niesie […], naprawdę dziwi, że choroba nie za­ję­ła wraz z miłością, orężem i zazdrością miejsca pośród głównych te­ma­tów literatury [.]
  //  Virginia Woolf, O chorowaniu.

🖇

Carpe diem
(Ciesz się, póki możesz)

Wobec diagnozy, jaką jest nowotwór, łatwo pogrążyć się w rozpaczy, od­czu­wać złość i przerażenie. Można ją też wyprzeć ze świadomości i udawać przed sobą i światem, że w sumie to nic się nie stało. Można ją też za­ak­cep­to­wać i nauczyć się z nią żyć, traktując jak każdą inną chorobę. Można też nabrać wiatru w żagle i spróbować przeżywać życie intensywniej niż do­tych­czas, delektując się każdą chwilą. W zasadzie wszystkie reakcje są do­zwo­lone, nie ma lepszych i gorszych. […] 
     Interesuje mnie jakość życia, nie długość – podkreślała w swojej książce Aneta Żukowska, i prawdę powiedziawszy, zgadzam się z nią w tym punk­cie. Skoro dni ma się, że tak powiem, policzone, rozsądne wydaje się spę­dze­nie ich możliwie przyjemnie, zamiast przepędzać je na umartwianiu się. Brzmi logicznie.

🖇

Metafora kapitalizmu jako raka wydaje się bardzo trafna. […]
     Akumulacja, rozrost, ekspansja. Poszukiwanie nowych rynków, nowe filie, zwiększanie efektywności. Efekt? Śmierć. Samobójczy wzrost. Planeta, podobnie jak ciało, nie jest w stanie utrzymać cią­głe­go wzrostu kolejnych guzów. Przeładowanej gospodarce grozi krach.

🖇

Choroba nowotworowa radykalnie zmieniła moje postrzeganie czasu. Całe dotychczasowe życie było oczekiwaniem na przyszłość. […]  Oczywiście była też przeszłość. Pielęgnowałam ją w pamięci z zaangażowaniem godnym lep­szej sprawy, aby nie utracić z niej ani sekundy. Teraz nie mam już siły na myślenie o przeszłości. Jestem zmęczona rozpamiętywaniem. Po dwóch miesiącach intensywnych rachunków sumienia mam zwyczajnie dość. Nie umiem też myśleć o przyszłości. […]  Czekałam więc, aż moje życie w końcu zacznie się naprawdę. Było w tym harmonogramie kilka kamieni mi­lo­wych. Że jak wyjadę na studia. Że jak skończę studia. Jak napiszę doktorat. Jak tylko uporam się z sesją. Po wakacjach. Kiedyś. Za miesiąc, za rok, góra dwa. Stojąc w obliczu możliwej śmierci, największy smutek sprawiało mi po­czu­cie, że moje życie nigdy nie zaczęło się naprawdę. Że wszystko do­tych­czas było próbą generalną do życia. Wprawką. Debiutem. Że to życie, które chciałabym mieć, jest wciąż przede mną. Kiedyś w przyszłości. Już nie­ba­wem. Wystarczy poczekać.

🖇

W amerykańskiej literaturze istnieje nawet specjalna szufladka, do której można włożyć takie teksty jak ten. Misery porn.

Adrianna Alksnin, Na coś trzeba umrzeć,
Wydawnictwo Ha!art, Kraków 2023.
(wyróżnienie własne)

Jestem czysta. Badanie kontrolne nie wykazało żadnych zmian przerzutowych. […]  To zaledwie informacja, że mój czas jeszcze się nie skończył. Gram dalej. Wygraną w tej rozgrywce jest czas. Tylko i wyłącznie. A czas jest cenny, choć nie zawsze ma wiele wspólnego z pie­niędz­mi.

(tamże)

5817. Z oazy (CCCXLVIII)  //  Panna cotta (CLXIII)

Cotygodniowe od­liczanie literek, raz, poślizgnięte jeden dzień. Czas na od­gru­zo­wa­nie książek w „papierzu”, pomyślałam, gdy zajmowałam się prezentoczytaniem. Ta książka czekała na mnie pół roku bez jednego tygodnia. Czekała, bo ilustracje, które w pierwszej chwili wydały mi się fajnie, nie były nachalne w zachęcaniu do czytania. Prezentom czasem trzeba dać czas, by obdarowany nimi „ludź” dojrzał do za­chwy­tu. Dojrzałam.

Ilustracje wciąż mnie nie zachwycają, ale pomysł na opowieść już tak. W tłuma­cze­niu na moje to historia o osobie, która, obdarzona „zielonymi” zdolnościami, czuje się ich ofiarą. Próbuje je ukryć, zniknąć je, zaprzeczyć ich istnieniu, uciec od nich, by nigdy nie musieć za nie wziąć odpowiedzialności. I wtedy na scenę wchodzi inna perspektywa tej opowieści. To zdolnościom przydarzyła się narośl w postaci ludzkiej osoby, którą muszą wszędzie ze sobą ciągnąć, rodząc nie lada frustrację.

I finał, co w sumie jest nowym początkiem. Zdolności bez ludzi, ludzie bez zdolności pełnią życia nie pożyją, nie zrealizują się. Twoje zdolności nie są Twoim wrogiem, choć przez dziesięciolecia mogły narobić Ci kłopotów, zafundować alienację i peł­no­wy­miarowe niezrozumienie.


[to historia / kolorów, stworów / i więzi]

🖇


[Pewnego razu była dziewczynka, / która urodziła się z WIELKĄ / zieloną dłonią.]

🖇

Si chiamava Lenore e man mano
che cresceva si chiedeva di continuo...

[Miała na imię Leonore i w miarę / jak dorastała, wciąż się pytała…

dlaczego muszę mieć / tę WIELKĄ zieloną dłoń?]

🖇

A scuola nessun altro aveva
una GRANDE mano verde

[W szkole nikt inny nie miał / WIELKIEJ zielonej dłoni,

ani żadnej innej zielonej rzeczy…
ręka Paula / stopa Sylvii / ucho Marka
nos Benny’ego / łokieć Edith / brew Jake’a]

🖇

[Na szczęście to była lewa ręka,
więc dziewczynka nie miała potrzeby
używać jej często,]

🖇

[a dzięki bożonarodzeniowemu prezentowi od cioci Nancy]

[była w stanie mieć ją zawsze schowaną.]

[zaaaaa ciasno!]

🖇

Srotolò la parte rimanente
della sciarpa

[Rozwinęła pozostałą część / szalika]

e la GRANDE mano verde disse
con una vocina buffa:

[i WIELKA zielona dłoń powiedziała
śmiesznym głosikiem:

— Dzięki! / Owinęłaś mnie / tak ciasno, że
miałam trudności / z oddychaniem.]

🖇

[  — O, fantastycznie! Jakby nie / było wystarczająco paskudnie mieć WIELKĄ zieloną dłoń. / Teraz mam WIELKĄ zieloną GADAJĄCĄ rękę! ]

🖇

Nessuno vorrà mai essere mio amico...
[Nikt nigdy nie będzie chciał być moim przyjacielem…]


[Mógłbyś, proszę, zostawić mnie na zawsze w spokoju?]

🖇


[Pewnego razu była Niesamowita / zielona dłoń, która urodziła się z Małą Czerwoną Naroślą.]

🖇

Si chiamava Chuck e man mano
che cresceva si chiedeva di continuo...

[Miała na imię Chuck i w miarę / jak dorastała, wciąż się pytała…

dlaczego muszę mieć / tę Małą Czerwoną Narośl?]

🖇

[Żadna z innych WIELKICH dłoni / nie miała Małej Czerwonej Narośli]

[ani żadnej innej czerwonej rzeczy…
ogon Joeya / stopa Orlaka / zęby Keitha
dziób Norberta / łuski Rachel / gardło Neptune’a]

🖇

Non riusciva proprio a sfuggirle
[Zielona dłoń nie była w stanie uciec przed Małą Czerwoną Naroślą.]

(choć naprawdę bardzo się starała)

🖇

[W oddali coś ogromnego, / okrągłego, pełnego światła / zaczęło się wznosić.]

[Ponieważ nigdy nie byłam w stanie patrzeć poza / mój ciemny
szalik, nie miałam pojęcia, / że istnieje coś takiego.]

🖇


[w tym ciepłym i przyjaznym świetle
rozumiem, że nie jesteś naroślą

jesteś osobą!]

🖇

e anche se siamo
diversi

non significa che non proviamo
le stesse emozioni…

[a chociaż jesteśmy / różni,

nie znaczy to, że nie doświadczamy
tych samych emocji…

że każdy z nas nie może być częścią / pięknej historii drugiego]

🖇

[Nagle wszystko stało się / lepsze…]

[i wszystko wyglądało lepiej!]

🖇

Non mi ero mai reso conto di quanto
il mondo potesse essere luminoso…

quando ci si ricorda che siamo tutti
collegati.

[Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo
świat może być słoneczny…

kiedy przypomina się nam, że wszyscy jesteśmy
połączeni.]

Matthew Gray Gubler, La bambina con la grande mano verde,
przeł. z j. angielskiego Sante Bandirali, Uovonero, Crema 2024.


(tamże)

niedziela, czerwca 22, 2025

5816. O trosce…

Sadownik:
(z troską wykład Drzewku robi, że
ta zdecydowane za mało wody pije
)

Jabłoń:
(udaje, że nie wie, o co chodzi)
Kocham Cię…

Sadownik:
(wciąż z troską)
Wiesz, że nie wszystko
da się tym załatwić?

5815. Ostatnie momenty…


[asystencja: Sadownik]

sobota, czerwca 21, 2025

5814. Zamieniając ziarnka piasku w perły (XVII)

wartości, które stoją za przepisem,
są ważniejsze niż sam przepis.
*
miej wewnętrzną dyscyplinę
i nie gadaj tyle.
KD • Teacher
usłysz, co jest najważniejsze,
i dokładnie na to odpowiedz.

★ ★

[suplement 22.06.2025]
[…]
  rzetelność dziennikarska to nie tylko dbałość o po­da­wanie faktów, ale też sposób, w jaki się je podaje, oraz powód, dla którego się to robi.

Maja Heban, Godność, proszę.
O transpłciowości, gniewie i nadziei
,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2023.

środa, czerwca 18, 2025

5813. Momenty…


(5810+2). O mojej rodzinie…

Bonus, war­tość dodana tej pięknej lektury, szybko umieszczonej w dziale moim zda­niem najlepszych książek 2025 roku, polega na aktualizacji osobistej bazy danych na mój temat i za­koń­cze­nia re­ma­nen­tu nadziei dotyczących ludzi więzami krwi ze mną spętanymi.

Pamięć płata figle, nic nowego. Każdy pamięta newralgiczne rodzinne zdarzenia w in­ny sposób, to też nic nowego. Ani z jednym, ani z drugim fenomenem nie mam zamiaru dyskutować, ale uczucia towarzyszące kontaktom mojego dziecięctwa z ro­dzeństwem moich rodziców (obezwładniająca samotność, niezrozumienie, poczucie opuszczenia) nie tylko są faktem czy dłutem, które wyrzeźbiło mój stosunek do ko­rzon­ków rodzinnych, ale są świadkiem opowiadającym szczerze moją prawdę o tam­tych czasach.

W zeszłym tygodniu uświadomiłam sobie, że okno czasowe, które otworzyło się po śmierci Białego Kruka, by dać szansę tym, z którymi dzielę fragmenty DNA, zwy­czaj­nie się zamknęło. Nie odnotowałam momentu, gdy się zamykało. Dopiero po fakcie, używając czasu przeszłego dokonanego poinformowała mnie o tym świa­do­mość, tak zwyczajnie, od niechcenia, bez odpalania w niebo flar.

A ta książka? Dzięki niej doceniłam rodzinę, którą tworzymy z Sadownikiem (po­ję­cia nie miałam(!), że jesteśmy queerową rodziną). Do­ce­ni­łam wszystkie moje siostry zwane przyjaciółkami, wszystkich bliskich mi Ludzi, którym nasz los nie jest obo­jęt­ny, z którymi dzielimy tak czy inaczej nasze życia.

Dziękuję swojemu Losowi, że, pomimo różnych pomysłów na życiowe wyzwania, był łaskaw podarować mi te wspaniałe Osoby — moją fantastyczną Rodzinę z wy­boru.

Pamięć bez przerwy wytwarza nowe wspomnienia, zwłaszcza gdy pod­su­nąć jej jakiś przedmiot. Zawija rzeczy w kokony zmyślonych zdarzeń i po pewnym czasie nie można już odróżnić, co wydarzyło się naprawdę, a co nie.

🖇

Więzi pokrewieństwa nie tworzą się dzisiaj jedynie za sprawą DNA, stają się coraz bardziej kwestią umowy i negocjacji. Jak zauważa Agata Stanisz, „rodzina dziś przeżywana jest raczej jako sieć bliskości niż siatka krewnych i powinowatych. (...) Fundament tradycyjnej rodzinności został podważony i w związki typu rodzinnego wchodzi się również z «obcymi» osobami. Lu­dzie szukają przede wszystkim wsparcia emocjonalnego, po­czu­cia bli­sko­ści, i to niekoniecznie w «podstawowej komórce społecznej»”.

🖇

Powstają one [rodziny z wyboru]  wszędzie tam, gdzie rodzina bio­logiczna nie wystarcza albo zawodzi, a osierocone czy odrzucone przez nią jednostki tworzą inne relacje, które przejmują jej idealne funkcje: dają miłość, bezpieczeństwo, poczucie przynależności.

🖇

Przyjmuje się, że rodzinę queerową stanowią co najmniej dwie osoby „emocjonalnie zaangażowane w tworzoną przez nie re­lację”. Mogą się w niej wychowywać dzieci, ale też nie muszą.

🖇

Nasze decyzje dotyczące intymności, wyboru osoby partnerskiej, po­sia­da­nia lub nieposiadania dzieci oraz metod prokreacji wymuszają zasadnicze zmiany w definiowaniu rodziny i gospodarstwa domowego – uważa pro­fe­sor [Krystyna] Slany. Pokrewieństwo jest dzisiaj w tak ogromnym zakresie konstruowane społecznie, że „zaliczanie kogoś (bądź nie) do rodziny nie­wie­le ma wspólnego z więzią biologiczną”. […]  Mnóstwo ludzi uznaje za człon­ków rodziny znajdujące się pod ich opieką domowe zwierzęta.

🖇

W naszej konserwatywnej kulturze rodzinom queerowym odmawia się prawa do posługiwania się terminemrodzina”. Na za­własz­cze­nie tego pojęcia zwraca w swoich pracach uwagę na przykład Joanna Mizielińska, badaczka polskich rodzin z wyboru. Jej zdaniem dy­skry­mi­na­cja takich rodzin w Polsce polega nie tylko na braku regulacji prawnych, […], lecz przede wszystkim – na kwestionowaniu ich prawa do samo­okre­śla­nia się jako rodzina właśnie. […]  W walce o prawo do małżeństwa bez względu na płeć zdaniem naukowczyni chodziłoby więc przede wszystkim o „władzę nad dyskursem dotyczącym wartości, nad tym, kto ma prawo decydować, co jest dobre, a co złe, czyje życie jest godne szacunku, a czyje potępione”.

🖇

Życzliwość, dobroć czy miłość to nie żadna ofiara. Nie są czymś, co się oddaje kosztem siebie. Nie są wyrzeczeniem, lecz raczej – spełnieniem, ponieważ dzięki nim wydobywa się z siebie to, co najlepsze.

🖇

Czytam, że w Danii doliczono się, że ludzie realnie potrafią być w tym kraju rodziną aż na trzydzieści siedem sposobów. Niezależnie od tego, czy ten wy­si­łek systematyzacji uznamy za sensowny, czy nadmiarowy, świadczy on na pewno o tym, że Dania ma przynajmniej wolę zmierzenia się z rze­czywistością, w jakiej toczy się życie jej obywateli.

Renata Lis, Moja ukochana i ja. Ślub,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025.
(wyróżnienie własne)

(5810+1). Z oazy (CCCXLVII)

Od­liczanie literek, sześć, poślizgnięte na wrażeniach z fotofestiwaluwłoszczyźnie, i niemożności okrojenia wyboru wyimków, które muszę tu mieć, a także czasie, któ­rego potrzebowały opadające fusy wrażeń.

Napisać, że piękna i mądra to książka, to nic nie napisać. Do szpiku rzeczy. Deli­kat­nie, uważnie napisana. Pięknie i mądrze, od serca do serca wprost. To książka, przy której rodzi się zachwyt, że język polskim jest pierwszym językiem. Przemilczmy, że trudne emocje, od bezsilności po wkurw, też przy tej lekturze tańczą przed oczami czytających ją osób. Taki mamy jeszcze klimat.

Dodatkowo, w niejakim bonusie, jeden z rozdziałów choć nie zrobi z Ciebie wiel­bi­cie­la fotografii Nobuyoshi‘ego Araki‘ego, to pozwoli zobaczyć i zrozumieć sens tego, co na jego fotografiach gra pierwsze skrzypce.

Profesor [Marie-Jo] Bonnet poznałyśmy osobiście dopiero niedawno, na X Kongresie Kobiet w Brukseli […]. Siedziałyśmy obok siebie i kiedy mó­wi­łam do mikrofonu, że pisząc Moją ukochaną…, wyobrażałam sobie, że tą książką coś zmienię, że popchnę nią do przodu sprawę naszej równości w Polsce, i że jestem dzisiaj rozgoryczona, bo nic takiego się nie wydarzyło, Marie-Jo szep­ta­ła do mnie ze swojego krzesła z wielkim zaangażowaniem i prze­ko­na­niem, że to nieprawda, że nic się nie wydarzyło; że się mylę, bo moja książ­ka jest aktem odwagi i czynem już przez sam fakt, że ją na­pi­sa­łam i że zo­sta­ła wydana. Że samo upublicznienie naszego życia już jest tą zmianą, na którą czekałam.

🖇

[Elż]  Dopiero kiedy cię spotkałam, w latach dziewięćdziesiątych, byłam na­prawdę zdolna do miłości. Po raz pierwszy w życiu. Tak to widzę, kiedy my­ślę o tym dzisiaj. Jakby to wszystko, co dotąd przeżyłam, przez co prze­szłam, razem na to zapracowało, skupiło się w tym jednym punkcie. I poszłam za tobą. Nie wiem, czy był to świadomy wybór, decyzja, czy może uległam tylko przemożnej sile, poddałam się czemuś większemu ode mnie. Teraz mam często poczucie, że znam cię od dawna, że musiałyśmy znać się du­żo wcześniej, niż cię poznałam. Może nawet wcześniej, niż się urodziłam.
     [R.L.]  Też tak mam.
     [Elż]  Wybrałam miłość. Poddałam się i zawierzyłam. Skoczyłam w przy­szłość. To był najważniejszy moment w moim życiu, najważniejszy od uro­dze­nia. Jakby licznik moich doświadczeń się wyzerował, wszystko było pierwszy raz. Zaczynało się od początku.
     [R.L.]  O czym nie powiedziałaś w tej rozmowie?
     [Elż]  O próbach samobójczych. Szpitalach psychiatrycznych. Żałobie. O mojej wielkiej przyjaźni z Ryszardem Przybylskim, aż do śmierci. O tym, że zostałam wyklęta przez brata i że matka nigdy mnie nie zaakceptowała. O tym, że kiedyś wyobrażałam sobie swoje życie zupełnie inaczej.

🖇

Nie zawsze uświadamiamy sobie, że w związku nie wystarczy być, trzeba to sobie jeszcze opowiedzieć. […]  Wszystkie związki potrzebują opowieści o so­bie – zarówno na własny, wewnętrzny użytek, jak i w swojej „polityce za­gra­nicznej”, czyli dla świata. […]  wszyscy, którzy żyją w związku, są po­sta­cia­mi z opowieści – ona nas spaja, w niej negocjujemy swoje role i każ­do­ra­zo­wo obieramy cel wspólnej podróży. Nasza opowieść o sobie jest mi­tem naszej kameralnej wspólnoty, służy do wyznaczania naszego miejsca w świe­cie i określa wszystko, co dotyczy nas jako osób żyjących razem.

🖇

Najdziwniejsze jest chyba to, że przed ślubem nie wiedziałyśmy, jak bardzo tego wszystkiego potrzebujemy. Nie wiedziałyśmy też, że to wszystko może nam dać właśnie małżeństwo. Ten śmieszny „tylko papier”. Ta ceremonia, która dla tylu osób „nie była ważna”.
     Małżeństwo nas zmieniło. Ustanowiło nas do końca, nadało nam formę i umocniło. Umocnione przez nasz ślub poczułyśmy się dwuosobową jed­no­ścią, gotową na nowe wyzwania. Przekroczyłyśmy pewien próg. Poczu­ły­śmy, że otworzył się przed nami nowy etap i że możemy wszystko.
     Ostatecznie ślub w Kopenhadze okazał się dla nas tym, czym małżeństwo było u swoich korzeni: obrzędem przejścia.

🖇

Chciałabym, żeby wszyscy dobrze to zrozumieli. Otóż kiedy wasze „razem” jest niewidzialne albo niejasne, niedopowiedziane; kiedy w sytuacjach to­wa­rzyskich i publicznych zaprzeczacie, kłamiecie albo „tylko” nie wy­po­wia­da­cie o sobie prawdy, czujesz się wtedy bardzo niepewnie. Nie wiesz, czy ludzie widzą, że jesteście parą, podejrzewasz, że nie, i w związku z tym wciąż boisz się, że będą was traktować tak, jakbyście nie były. Że zaczną podrywać twoją dziewczynę w twojej obecności, a ciebie zlekceważą. Zazdrość splata się w tych lękach z upokorzeniem. Boisz się też, że gdyby tak właśnie was potraktowali, nie będziesz mogła przeciwstawić im praw­dy o was, bo przecież niepisana umowa jest taka, że prawdy nie mówi się nigdy. I potem to wszystko oczywiście spotyka cię w rzeczywistości, i to wiele razy. I musisz przeżywać te wszystkie okropne uczucia.

🖇

[…]  zarówno każda z was z osobna, jak i obie razem potrzebujecie innych ludzi. Potrzebujecie ich obecności, spojrzeń, wymiany energii. Jawność pozwala bez przeszkód korzystać z dobrodziejstw przebywania wśród in­nych. Powiedziałabym, że ślub zwrócił nas społeczeństwu, a spo­łe­czeń­stwo – nam. Poślubne poczucie zjednoczenia z samymi sobą albo, mówiąc ina­czej, potwierdzenia własnej tożsamości wynika również z tego, że od chwili zawarcia małżeństwa stałyśmy się uprawnione do używania słów, które nazywają naszą relację prosto, jasno i nareszcie zgodnie z prawdą. Są to słowa: żona i żona.

🖇

To Elias Canetti […]  zauważył, że „zakaz przemiany”, czyli pryncypialnie konserwatywna postawa wobec życia, rodzi się w momencie, kiedy prze­ra­ża­ją nas płynność i obcość, które dostrzegamy w sobie samych. […]  Dzisiaj ten mechanizm psychologiczny jest już dobrze zbadany. Canetti nazywa prze­mianę „najstarszą figurą”. Przemiana jest widmem, które od naj­daw­niej­szych czasów krąży wokół nas i wywołuje w nas strach przed tym, że nazajutrz moglibyśmy obudzić się jako ktoś inny.

🖇

[…]  choć rzadko się o tym myśli, kiedy jest się zanurzonym w życiu – dobry związek też ma swoją ciemną stronę. Oprócz wielkiego szczęścia niesie ze sobą wielkie ryzyko. Proporcjonalnie wielkie. Dotyczy ono bólu po utracie, która kiedyś musi przecież nastąpić. Nawet w najlepszym związku nie ma bowiem gwarancji, że się nie rozstaniecie. Nawet gdyby nigdy miało nie dojść do zerwania, to na dalszym, ostatnim horyzoncie życia czeka na was śmierć. […]  Wiadomo tylko, że któreś z was zostanie w końcu samo i będzie musiało przebrnąć przez doświadczenie straty, a potem nauczyć się żyć bez tej drugiej osoby. Im głębsza była więź, tym będzie to trudniejsze. Tym głęb­sza będzie wyrwa i większy ból.

🖇

Samowystarczalność jest szkodliwym mitem. Podobnie jak prze­sad­ny kult „niepodległości”. Z punktu widzenia [Agaty] Sikory to „autonomia” jest aberracją, doprawdy dziwnym urojeniem „odklejonych” męskich pod­mio­tów, wytwarzanych przez patriarchalizm do spółki z kapitalizmem, tak jak neuroza wytwarza symptomy.
     Bycie w relacji jako osoby dorosłe także jest rodzajem po­zy­tyw­nej współzależności. Oznacza ono, że potrzebujemy siebie nawzajem i nie wstydzimy się do tego przyznać.

🖇

Pamięć o świecie jako żywej całości pozostaje zapisana w ry­tu­ałach, a uczestnictwo w nich zdaje się dawać szansę na przybliżenie się do tego doświadczenia.

🖇

Zachód jest kulturą opartą na grzechu, podczas gdy Japonia – na wstydzie. Grzech od wsty­du odróżnia to, że grzeszność jest uczuciem uwe­wnętrz­nio­nym, podczas gdy wstyd pojawia się dopiero w wyniku obecności grupy.

🖇

„Więzy małżeńskie” to synonim niewoli, może aksamitnej, ale przecież jed­nak niewoli. Bezsprzecznie, bycie związanym to na Zachodzie stan jedno­wy­mia­ro­wy i ograniczający, a nawet zubażający. Więzy oznaczają tu, że coś się traci. Ale nie wszędzie na świecie tak jest.
     […]  W kulturze japońskiej związywanie i użycie liny w znaczących, także religijnych, czynnościach jest od stuleci integralną częścią życia.
     […]  w drugiej najpopularniejszej religii Japończyków, buddyzmie, klu­czo­wym sym­bo­lem jestnieskończony węzeł”, uka­zu­ją­cy praw­dzi­wą mądrość jako przeplatanie się wiedzy i współczucia.

🖇

Potrzeba bycia w relacji jest to taka potrzeba, której nikt nie zaspokoi sobie sam, niezależnie od tego, jak bardzo byłby dorosły. Potrzeba, na którą może odpowiedzieć tylko druga osoba. Jedna z niezbywalnych potrzeb ludzkich.

🖇

[…]  potrafię zrozumieć, że nie każdego stać na samodzielne przecieranie szlaków, zdobywanie ośmiotysięczników codzienności na przekór otoczeniu i życie w rozrzedzonym powietrzu z piętnem odmieńca na czole. Kultura nie powinna nikogo zmuszać do heroizmu. Większość z nas po­trze­bu­je ramowych wyobrażeń, by wyprojektować swoją przyszłość, zobaczyć sie­bie w życiu z kimś nie tylko jutro, ale też pojutrze i za dwadzieścia lat. Do­ty­czy to na tej samej zasadzie związków homoseksualnych i hete­ro­sek­su­al­nych – jedne i drugie tak samo potrzebują wizualizacji i projekcji, z tą jed­nak różnicą, że w naszej kulturze związek heteroseksualny znacznie łatwiej jest sobie zwizualizować i wyprojektować w przyszłość. […]  wy­o­bra­że­nie życia z drugą osobą o takich czy innych cechach, w ramach określonego wzoru, nie jest wbrew pozorom wrodzone – nabywa się go w toku so­cja­li­za­cji. Wyobrażenie to niepostrzeżenie w nas zapada, kiedy od naj­młod­szych lat obserwujemy dorosłych w ich społecznych rolach, zarówno w życiu, jak i w sztuce, od bajek dla dzieci poczynając. […]
     Dlatego te homoseksualne czy biseksualne Polki, które nie znalazły dla siebie w młodości symbolicznego oparcia, zostały ostatecznie żonami swo­ich mężów i matkami swoich dzieci. Postąpiły tak, jak „się” postępowało, więc pozornie wszystko było w porządku, ale gdzieś w głębi pozostał w nich żal po tym, co odrzuciły: pamięć o dziewczynie, którą kochały, nie mając na to słów; jakaś niepokojąca tęsknota. I to, co ze wszystkiego najgorsze: graniczące z obawą przeczucie, że rozminęły się z własnym ży­ciem, tym prawdziwym, które gdzieś tam w przeszłości na nie czekało, ale one nie dostrzegły w porę prowadzących do niego drzwi. Prze­ra­że­nie, że gdy przyszło im wybierać, złapały za niewłaściwą nitkę i nie uchwy­ci­ły własnego losu.

🖇

Operacja kopenhaska, jak nazywam półżartem naszą wyprawę po mał­żeń­stwo, przedłużyła tym samym mój ulubiony, wewnętrznie sprzeczny status egzystencjalny: tu, gdzie mieszkam fizycznie, nie jestem tym, kim jestem w isto­cie (żoną), a tam, gdzie byłabym tym, kim jestem w istocie (w Danii), nie mieszkam fizycznie.

🖇

Co raz zostało utracone, to już jest nie do odzyskania.

Renata Lis, Moja ukochana i ja. Ślub,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025.
(wyróżnienie własne)

[…]  zawsze warto zachowywać otwartość, uwagę i łagodność. Warto podtrzymywać bliskość, dzielić ze sobą swoje światy i opływać we wspólny śmiech.

🖇

Król Fryderyk X powiedział w czasie oficjalnej wi­zy­ty w Szczecinie, że „łączy nas morze i wiatr”.
     Dobre to. O ileż lepsze niż krew, niż ziemia.

(tamże)

5810. Dlaczego? Też dlatego!

Ponieważ za jakąś niedługą chwilę będę obywatelką pierwszego w Europie (komu gra­tu­lować tej innowacji?) kra­ju-bur­de­lu, jak ulał będą do tych okoliczności pa­so­wać słowa, którymi od lat wyłącznie w kuluarach prywatności definiuję najdłużej istniejącą w Polsce partię: to nie partia, to kurwa polityczna.

Nie mogę wyjść z zadziwienia, że wciąż żyję w kraju, który gardzi milionami głosów wyborczyń i wyborców. Wygląda na to, że z ob­słu­gą polityki w Polsce jest jak z ob­słu­gą zjawisk atmosferycznych — decyzyjni nie­zmien­nie pozostają zaskoczeni chwi­lą obecną. A gdyby do wspo­mnia­nych milionów dodać kobiety i osoby z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi, nikt nie przejmowałby się głosem kilkudziesięciu tysięcy osób, tych źle poinformowanych czy mszczących się za grzech za­nie­dby­wa­nia (od dzie­się­cio­leci). Jedni wygrali, drudzy przegrali, wszyscy stracimy.

W tym wpisie najważniejszy jest film, ale kolejność pojawiających się elementów składowych od tego momentu do końca nie jest przypadkowa, raczej przemyślana, choć wprowadzenie pozostanie dość emo­cjo­nalne. Wrrr.

     – Ale my jesteśmy razem już od trzydziestu lat… – nie mogłam się po­wstrzy­mać, żeby nie wtrącić tego, co i tak musiała wiedzieć, bo pisałyśmy o tym we wniosku na początku procedury. […] 
     – Ja wiem, ja wiem… – Rikke odpowiedziała na to łagodnie, cierpliwie i przepraszająco. – Ale muszę…
     Ciągnęła:
     – Małżeństwo to prawa i obowiązki. Opiera się na obietnicy wzajemnej mi­łości, pomocy, troski i zrozumienia. Małżeństwo jest być może czymś naj­waż­niejszym w życiu i jednocześnie największym wyzwaniem. Żadna uroczystość nie urzeczywistni waszego małżeństwa, możecie to zrobić tylko wy same – po­przez miłość, cierpliwość i wzajemne oddanie. Poprzez rozmowę i słu­cha­nie siebie nawzajem, wzajemną pomoc i wsparcie, zaufanie i wiarę w siebie. Poprzez czułość i śmiech. I umiejętność rozróżniania między tym, co na­praw­dę ważne, i całą resztą, która nie ma znaczenia. Moje ży­cze­nie dla was jest ta­kie, żeby wasze wspólne życie zawsze było pełne znaczenia i czułości.
     Słysząc to, uściskałyśmy się z Elż.
     – Trochę takie jest, co? Tyle lat… – powiedziałam do niej.

🖇

Moja ukochana i ja codziennie zderzamy się z opresyjnymi strukturami spo­łeczno-politycznymi wyłącznie z tego powodu, że mamy odwagę żyć po swojemu. Nasze państwo nadal nie przyjmuje do wiadomości tego, że je­ste­śmy razem. […]  Małżeństwo musiałyśmy zawrzeć według prawa innego kraju, ponieważ Polska nie dopracowała się dotychczas formuły nawet tak anachronicznej, jak związki partnerskie. To prawda, że przedmiotem na­szej walki jest życie.

🖇

[…]  takich historii jest w Polsce pełno, są dosłownie na wy­cią­gnię­cie ręki, tylko nie ma okazji, nie ma przestrzeni, by o nich rozmawiać, i każdy zo­sta­je z nimi sam.

🖇

[Rzeczywistość kulturowo-społeczna], która z takim uporem odmawia uzna­nia naszego istnienia. Która trzyma nas w stanie społecznej nieważkości, przy­krywa nas co rusz czapką niewidką i każe bez końca czekać u siebie w przed­pokoju na przepustkę do życia, a ono tymczasem przemija nam bez­powrotnie. Która przyjmuje do wiadomości – przynajmniej w pewnym za­kre­sie, zwłaszcza podatkowym – każdą z nas z osobna, ale nigdy, ab­so­lut­nie nigdy nie rozpoznaje nas obu naraz jako pary. Kiedy konfrontujemy się z nią we dwie, jako para, ona zawsze udaje głupią. „Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem” – mówi do nas ta rzeczywistość lekce­wa­żą­co i w naj­lep­szym razie odwraca się plecami.

🖇

Tego nie ma w umowie koalicyjnej,
reż. Piotr Jacoń, 2024.

🖇

Ślub był zwieńczeniem naszego coming outu – długiego, żmudnego procesu, który trwał od dawna i przechodził rozmaite kulminacje w różnych sferach naszego życia, jednak dopiero w Kopenhadze osiągnął punkt bez powrotu, poziom, z którego już nigdy nie będzie można zejść.
     Zawarcie przez nas małżeństwa sprawia, że ani my same już nie mo­że­my się cofnąć i powrócić do życia w ukryciu, ani też nikt inny nie może nas do tego zmusić.

🖇

[…]  z perspektywy mojego wykluczenia odnoszę wrażenie, że osoby hetero zatraciły chyba poczucie treści i znaczenia małżeństwa.

🖇

Nienawistnicy, którzy twierdzą, że śluby „jednopłciowe” zniszczą istotę mał­żeń­stwa, głęboko się mylą. Nasze śluby nie niszczą jej. One ją ratują.
     „Pamiętaj, że to tylko papier” – powiedziała do mnie Aśka. […]  Za­ska­ku­je mnie to i trochę nawet zawstydza, bo kiedyś myślałam przecież tak jak ty: co głupi papier może zmienić w czyimś życiu, w uczuciach? Dzisiaj wiem, że sam papier może i nic, ale papier jako świadectwo ce­re­mo­nii, uro­czy­stego aktu stanięcia we dwie w publicznym miejscu, przed re­pre­zen­tan­ta­mi społeczeństwa, czyli tej najszerszej wspólnoty, do której na­le­ży­my, niezależnie od tego, czy lubimy to, czy nie; aktu stanięcia w pełnej ja­wno­ści i przy świadkach, wystawienia się bez lęku na ludzkie spojrzenia i otwar­te­go potwierdzenia, że jesteśmy i pragniemy nadal być ze sobą – ta­ki papier w naszym życiu zmienia już bardzo wiele, a właściwie wszystko.
     Ślub jest chwilą społecznych narodzin nas jako pary oraz dookreślenia naszej tożsamości. Jest koniecznym, od dawna brakującym momentem domknięcia naszego stawania się jako dwóch osób, które wybrały życie w związku – osób odrębnych, które jednak wytworzyły między sobą żywą wspólną przestrzeń, tajemnicze coś trzeciego, co je łączy i sprawia, że choć są osobne, to jednocześnie takie nie są.

🖇

Prześladując albo prześlepiając „nietradycyjne” rodziny, państwo uszczupla nasz wspólny kapitał społeczny. Podcina gałąź, na której wszyscy siedzimy.

🖇

[…]  sama relacja nie wystarczy, jeżeli brak jej odpowiednich ram spo­łecz­no-prawnych. Bez tych ram – bez widzialności, podstawowej akceptacji otoczenia i prawnego uznania – relacja nigdy nie ustanawia się do końca i w związku z tym nie może być w pełni zdrowa, a tym bardziej niczego uzdrawiać.

🖇

Rodzina istnieje w dwóch wymiarach: normatywnym i rzeczywistym. W pierwszym wymiarze jest pojęciem definiowanym w określony sposób, pewnym ideałem. W drugim – codziennością żyjących tu i teraz ludzi. Być może rodziny w wymiarze normatywnym broni się tym zacieklej, im mniej odpowiada ona wymiarowi rzeczywistemu, w każdym razie w dzisiejszej Polsce chyba tak właśnie jest. […]  „wzór idealnej polskiej rodziny to mit”. Wyobrażenie, któremu część z nas hołduje, ale mało kto naprawdę tak żyje.

🖇

Ludzie potrzebują słów, które by ich określały wobec innych, któ­re by ich ujmowały i wyrażały, tak samo jak potrzebują uznanej społecznie prawnej formuły dla swojego bycia razem. Potrzebują tego żywotnie i nie­zby­wal­nie. Wszyscy. Tego właśnie nauczył mnie nasz „jednopłciowy” ślub: że nie ma ślubów jedno- i dwupłciowych. Śluby albo są, albo ich nie ma. W Polsce ich dla nas nie ma.

🖇

Ślub jest chwilą społecznych narodzin nas jako pary oraz do­ok­re­śle­nia na­szej tożsamości. Jest koniecznym, od dawna brakującym momentem do­mknię­cia naszego stawania się jako dwóch osób, które wy­bra­ły życie w związ­ku – osób odrębnych, które jednak wytworzyły między sobą żywą wspólną przestrzeń, tajemnicze coś trzeciego, co je łączy i spra­wia, że choć są osobne, to jednocześnie takie nie są.

🖇

Od powrotu z nomen omen Kopenhagi mam nieodparte wrażenie, że sposób istnienia naszego ślubu w Polsce przypomina sytuację kota Schrödingera w wariancie drugim, przed otwarciem pojemnika. Razem z naszym ślubem ja i Elż znajdujemy się w superpozycji. Tylko że u Schrödingera był to eks­pe­ry­ment myślowy, a w naszym przypadku odbywa się to na żywym ciele.

🖇

To prawda, że w praktyce niczego nam to w Polsce nie daje, niczego nie za­pew­nia, jednak gdyby – na co się zanosi, albo i nie zanosi – wpro­wa­dzo­no u nas związki partnerskie, będziemy mogły zgłosić się po ten ochłap rów­no­ści z pozycji prawdziwego małżeństwa zawartego w Danii.
     Niby szczegół, ale bez niego naprawdę trudno byłoby przełknąć upo­ko­rze­nie, jakim jest to szyte dla nas pośród żenujących targów specjalne pra­wo dla lu­dzi dru­giej kategorii, zwane związkami partnerskimi. Ludzi, któ­rzy najwyraźniej nie zasługują na to, żeby wejść do urzędu stanu cywilnego tymi samymi drzwiami co reszta społeczeństwa. Którym powtarza się, że muszą to zrozumieć i czuć wdzięczność.
     Nie rozumiem i nie czuję.
     Zmusimy system, żeby wmontował nasz prawdziwy duński ślub w swoje procedury. Nie będziemy przystrzygać naszego życia tak, żeby dało się je upchnąć w anachronicznej formule związków partnerskich.
     Żadnego kucania.

🖇

Warto może wyjaśnić, czym równość małżeńska jest, a czym nie jest. Ona nie polega na tym, że przyjmujecie nas do swojego klubu. Polega na tym, że korzystamy z tej samej możliwości zapewnianej przez prawo, jednak nie oznacza to, że kupujemy od was gotowca. Wspólną formę ogólną – bardzo ogólną – nasycamy dla siebie własną treścią.

Renata Lis, Moja ukochana i ja. Ślub,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025.
(wyróżnienie własne)

wtorek, czerwca 17, 2025

5809. Z oazy (CCCXLVI)  //  Panna cotta (CLXII)

Od­liczanie literek, pięć, poślizgnięte na wrażeniach z fotofestiwalu. Smacznego pre­zentoczytania ciąg dalszy. Nie dosyć, że po włosku, to jeszcze o mi­ło­ści. Nie dosyć, że po włosku i o miłości, to jeszcze młody wiewiór i rytm kolejnych zdań godny opo­wie­ści dla dzieci. I piękny papier.

Era un giorno di quelli particolari
per il piccolo scoiattolo.

“Sono stufo di sentirmi sempre dire
di fare il bravo,
di non sporcarmi tutto,
di stare attento a ogni passo che faccio.”
To był wyjątkowy dzień / dla małego wiewiórka /
   — Mam dość słuchania ciągle, / by być grzecznym, / by nie brudzić wszystkiego, / by być uważnym podczas robienia każdego kroku.

🖇

E stava prendendo una piega ancora peggiore.

Arrivò la mamma attirata da quel baccano:
“Che cosa succede qui?”.
“Ho voglia di sporcare,
di fare il cattivo,
di correre e distruggere e rovinare.”
“E perché?”
Z każdą chwilą sprawy przybierały coraz gorszy obrót. /
Przyszła mama, przyciągnięta nie lada hałasem:
   — Co się tutaj dzieje?
   — Chcę brudzić, / źle się zachowywać, / biegać i niszczyć, i rozrzucać.
   — A dlaczego?

🖇

“Perché sono un mostro e sono solo.
Anzi, sono il Re dei Mostri,
di tutti i mostri più soli al mondo.”
“Puoi essere anche il Re dei Mostri se lo vuoi...
Ma tu non sei solo,
ci sono io con te.”

“E mi vuoi bene?” chiese il piccolo scoiattolo.
“Certo.”
   — Ponieważ jestem potworem i jestem sam. / Dokładniej, jestem Królem Potworów, / wszystkich najbardziej samotnych potworów na świecie.
   — Możesz być również Królem Potworów, jeśli tego chcesz… / Ale nie jesteś sam, / jestem tu z tobą. /
   — I kochasz mnie? — zapytał mały wiewiórek.
   — Oczywiście.

🖇

“E se io diventassi triste,
se io fossi arrabbiato,
se io sbagliassi tutto quello che faccio?”
“Io ti farò passare la tristezza,
ti aiuterò a superare la rabbia,
ti sosterrò sempre
quando ricomincerai tutto da capo.”

“E perché?” chiese il piccolo scoiattolo.
“Lo sai perché.”
   — A gdybym posmutniał, / gdybym był wściekły, / gdybym pobłądził we wszystkim, co robię?
   — Sprawię, że pokonasz smutek, / pomogę ci przezwyciężyć gniew, / będę cię zawsze wspierać, / kiedy będziesz zaczynał wszystko od nowa. /
   — A dlaczego? — zapytał mały wiewiórek.
   — Wiesz dlaczego.

🖇

“Non lo so perché... per favore dillo.”

“Perché ti voglio bene.”
“Lo sapevo che mi vuoi bene
ma volevo sentirtelo dire”,
rispose il piccolo scoiattolo.
   — Nie wiem dlaczego… proszę, powiedz to. /
   — Ponieważ cię kocham.
   — Wiedziałem, że mnie kochasz, / ale chciałem usłyszeć, jak to mówisz / — odpowiedział mały wiewiórek.

🖇

“Come?”
“Perché ti voglio bene.”

“E perché mi vuoi bene?”
chiese il piccolo scoiattolo.
“Perché sei tu,
perché sei come sei,
e non saprei dire bene perché...
perché ci sei.”
   — Jak?
   — Ponieważ cię kocham. /
   — A dlaczego mnie kochasz? / — zapytał mały wiewiórek.
   — Ponieważ jesteś, / ponieważ jesteś, jaki jesteś, / i nie umiałabym powiedzieć dlaczego… / dlatego, że tu jesteś.

🖇

“E se non ci fossi?
Se andassi lontano e sparissi?” chiese il piccolo scoiattolo.
“Ti vorrò bene lo stesso: sempre.”

“Lo sapevo, ma volevo sentirtelo dire.”
   — A gdyby mnie nie było? / Gdybym odszedł daleko i zniknął? — zapytał mały wiewiórek.
   — Będę cię kochać tak samo zawsze. /
   — Wiedziałem, ale chciałem usłyszeć, jak to mówisz.

🖇

“E perché?” chiese la mamma.
“Lo sai perché.”

“No, non lo so perché,
dillo per favore.”
“Perché ti voglio bene”,
disse il piccolo scoiattolo.
   — A dlaczego? — zapytała mama.
   — Wiesz dlaczego. /
   — Nie, nie wiem dlaczego, / proszę, powiedz to.
   — Ponieważ cię kocham / — powiedział mały wiewiórek.

🖇

“Come?” chiese la mamma.
“Perché ti voglio bene.”

“E perché mi vuoi bene?”
chiese la mamma.
“Perché sei tu,
perché sei come sei,
e non saprei dire bene perché...
perché ci sei.”
   — Jak? — zapytała mama.
   — Ponieważ cię kocham. /
   — A dlaczego mnie kochasz? / — zapytała mama.
   — Ponieważ jesteś, / ponieważ jesteś, jaka jesteś, / i nie umiałbym powiedzieć dlaczego… / dlatego, że tu jesteś.

Luca Tortolini, ilustr. Paolo Proietti, Perché ti voglio bene,
Terre di mezzo Editore, Milano 2024.