sobota, listopada 29, 2025

5957. Z oazy (CCCXCVII)

Okładkowa po­lecajka Backmana nie podziałaby nigdy, mam zbyt skomplikowaną re­lację z be­le­trystyką. Jednak żurawie w tytule i pies na okładce zrobiły swoje, a gdy skończyłam tę książkę, długo zastanawiałam się, dlaczego jest to best­seller. Bo uru­cha­mia wszelkiej maści nadzieje, na to, czym będzie dla nas ta opowieść? Zbliża na bezpieczną odległość do nieznanego w nas? Na jakie tęsknoty odpowiada?

Ja potrzebowałam psich łap, żurawich piór i klangoru. Dostałam.

Patrzę na góry i jezioro. Żyję tu od dziewięćdziesięciu lat, ale nadal nie mo­gę się nacieszyć tym pięknem.

🖇

Ostrożnie stawiam stopy. Sixten biegnie przede mną, ale co chwilę się ogląda, żeby sprawdzić, czy za nim idę.

🖇

Jak zwykle idziesz prosto do koni i głaskasz je po grubej skórze. Lubię ob­ser­wować, jak z nimi jesteś, bo odnoszę wrażenie, że jest wam ze sobą do­brze. Chodzisz przy nich w naturalny sposób. Mogę sobie wtedy wy­o­bra­zić, że konie są dla ciebie tym samym, czym dla mnie psy.

🖇

Sixten zatrzymuje się i całą swoją uwagę skupia na mnie.
     – Nie musisz się o mnie bać – mówię. – Chcę tylko trochę odpocząć.
     Podchodzi do mnie, kładzie łeb na moich kolanach i czeka, aż go po­drapię.

🖇

Kiedyś myślałaś, że jestem tchórzem, który nie umie zastrzelić łosia, ale prawda była inna. Za każdym razem, kiedy stałem z palcem na spuście i prawie czułem, jak zwierzę drży na całym ciele ze strachu, coś się we mnie burzyło. Czułem się tak, jakbym celował sam w siebie.

🖇

Nagle słyszę dźwięk, który przypomina grę na trąbce. Unoszę głowę i widzę nad sobą dwa majestatyczne ptaki. Od razu je poznaję: to pierwsze w tym roku żurawie.

🖇

Wiem, że to nic nie da, a mimo to wkładam koszulę, którą mi dałaś na moje osiemdziesiąte urodziny. Pewnie jej nie poznasz, ale uważam, że ładnie będę w niej wyglądał.

🖇

Nie wiem, co począć, ale bardzo mi zależy, żeby wszystko było jak najlepiej.

🖇

Wygląda na to, że jestem jedyną osobą, która nie może współdecydować o swoim życiu.
     Ellinor skubie rękaw swetra. Nagle unosi głowę i patrzy mi prosto w oczy. W jej wzroku widzę to samo co w oczach Hansa. Role się od­wró­ci­ły. Współczucie – owszem. Ale jest też przewaga.

🖇

Robi mi się wstyd, ale dalej milczę. Dopiero po chwili za­czy­nam się za­sta­na­wiać, czego się wstydzę, i czuję się lekko zagubiony.

🖇

Mam ochotę wstać z kanapy, walnąć pięścią w stół i powiedzieć, że będę ro­bił to, co chcę, bo to ja jestem kapitanem na tym statku. Ale znowu milczę, bo żaden ze mnie kapitan. Jestem tylko balastem na pokładzie na wypadek sztormu.

🖇

     – Wskakuj, nie masz innego wyjścia – mówię, uderzając lekko dłonią o udo. Sixten patrzy na mnie z wahaniem, ale w końcu wykonuje moje po­le­ce­nie. Przez chwilę mości się i jak zwykle układa się u mojego lewego boku.

🖇

     – W jaki sposób coś, czego nie chcę, może być dla mnie lepsze? – pytam. Głos mi się załamuje […]. Mam już po dziurki w nosie słuchania o tym, co jest dla mnie lepsze.

🖇

Teraz to on stoi w kuchni, parzy mi kawę i zmaga się ze swoimi uczuciami.
     […] 
     Zerkam na puszkę z twoim szalem i zastanawiam się, co byś po­wie­dzia­ła, gdybyś tu teraz była.

🖇

Wymieniamy się spojrzeniami i nagle czuję, że nie chcę, żeby przytrafiały mi się takie rzeczy. Chciałbym po prostu wstać i wyjść, ale nie ruszam się z miejsca, tylko kiwam głową.

🖇

Sixten zwija się na łóżku i kładzie łeb na moim brzuchu. Patrzę mu w oczy, głaskam go po głowie i mówię:
     – Możesz tu spokojnie leżeć.

🖇

Rośnie we mnie gniew. Mam ochotę na niego wrzasnąć, ale z jakiegoś po­wo­du to, co czuję, wydaje mi się małe i żałosne. Jakby nikomu na świecie nie przyszło do głowy, że mam prawo się oburzyć.

🖇

Sixten kładzie łeb na moim brzuchu i zamyka oczy. Czuję coraz silniejsze dławienie w gardle, kręci mi się w głowie. Moim psem będzie się zajmował ktoś inny. Nie ja.

🖇

     – Niech to wszystko szlag trafi – [Ture] klnie po chwili.
     Dziwi mnie bezpośredniość jego słów, bo zawsze to on zadaje mi tak zwa­ne proste pytania, przed którymi nie umiem się obronić. Natomiast jego od­po­wie­dzi rzadko są jasne i jednoznaczne.
     – U mnie to samo – rzucam, bo nic innego nie potrafię wymyślić.
     Przez pewien czas obaj milczymy.

🖇

Mój mózg wałkuje zdanie, które od dawna nie daje mi spokoju i wrzyna się w moje wnętrze jak ostry nóż:
     Jeśli Hans zabrał mi kanapę, równie dobrze może mi odebrać Sixtena.

🖇

Mam ochotę powiedzieć, że tak się nie robi, że nie wolno rozpędzać stada, ale milczę. Wymieniliśmy się wieloma argumentami, lecz moje słowa wpa­da­ją w próż­nię i nic więcej nie mam do dodania. Czuję jedynie pustkę.

🖇

Po pewnym czasie dochodzę do prostego wniosku:
mam tego wszystkiego dość.

🖇

Dobrze wiem, co zaraz powie. Od chwili, kiedy tu przyszedł, cały czas o tym myśli. Na razie szlifuje w głowie słowa i zdania. W końcu widzę, że zbiera się na odwagę.
     – Tak dłużej być nie może i dobrze o tym wiesz – zaczyna, jakby nie za­uwa­żył, że właśnie rodzi się między nami konflikt, w którym jego wola ma się zderzyć z moją.

🖇

Sixten czołga się do mnie i trąca nosem moje grube paluchy, jakby chciał powiedzieć „Nie chcę”. Ja też nie chcę, ale to, co chcemy, się nie liczy. Od dawna przestało cokolwiek znaczyć.

🖇

[…]  nie wiem, co powiedzieć, bo cokolwiek powiem, i tak nie będzie to miało znaczenia. Jedyną rzeczą, o której jestem teraz w stanie myśleć, jest to, żeby mój pies znowu mógł leżeć obok mnie na łóżku.

🖇

Po tym, jak zabrali mi Sixtena, wszystko i tak jest mi obojętne.
     […]  leżę w łóżku i czuję się jak wydrążona skorupa, w której pustka od­bi­ja się głośnym echem. Przez cały czas słyszę te same słowa: „Już tego nie chcę”, „Już tego nie chcę”.

🖇

Niech to szlag!
     Kładę dłoń na pościel i w nią klepię, ale miejsce po Sixtenie jest puste i zno­wu zbiera mi się na płacz.

🖇

Chcę tylko czuć ciepło ciała Sixtena.
     Trzaskają drzwi i w domu zapada cisza, która wbija we mnie pazury. Z oczu płyną mi łzy, z nosa cieknie śluz i wszystko to spływa na moją brodę. Przez chwilę wydaje mi się, że zaraz się uduszę. Z trudem łapię powietrze, chociaż najchętniej przestałbym oddychać.

🖇

[…]  widzę oczami wyobraźni, jak kroczysz wśród kwiatów po drugiej stro­nie drogi. Znikasz mi z oczu i po chwili znowu pojawiasz się w cielesnej po­wło­ce, która obejmuje całe twoje życie.

🖇

Żal ściska mi serce, ogarnia mnie nagła niechęć do całego świata.

🖇

[…]  używam jedynej broni, jaka mi pozostała: milczę.

🖇

Zbiera mi się na płacz, więc mocno zaciskam powieki, ale łzy i tak płyną.

🖇

     – Z tym czasem to dziwna sprawa – odzywam się po chwili.
     Pastorka patrzy mi w oczy, ale dalej milczy.
     – Niekiedy tak wolno płynie… – tłumaczę. – A innym razem… – Wy­ko­nu­ję szybki ruch ręką. Chcę w ten sposób pokazać, jak szybko przeleciało mi dwadzieścia ostatnich lat.

🖇

Gdybyś tu z nami była, usiadłabyś z tyłu i nie powiedziałabyś ani słowa, bo nigdy nie wiedziałaś, jak potraktować jego odmienność.
     Szczerze mówiąc, ja też nie zawsze to wiedziałem. […]  był na tyle inny, że ludzie w jego otoczeniu też zachowywali się dziwnie.

🖇

Pustka po Sixtenie jest tak dojmująca, że brzmi jak głośne echo.

🖇

     – Przeszkadza to panu? – pyta.
     Nie wiem, co ma na myśli, ale na wszelki wypadek kiwam głową, bo to prawda: jest wiele rzeczy, które mi przeszkadzają. Ingrid siada na brzegu łóżka i kładzie mi na ręce ciepłą, lekko wilgotną dłoń.
     – Wkrótce będzie lepiej – mówi pocieszającym tonem, a ja kur­czo­wo cze­piam się jej słów.

🖇

Trzyma dłoń na moim czole, a ja czuję, że w tym momencie nie chciałbym być nigdzie indziej.

🖇

Mam nadzieję, że wkrótce znowu się zobaczymy, chociaż nie jestem tego pew­ny. Tak czy inaczej, gdzieś się spotkamy. Może w tym samym miejscu, w którym spotkam ciebie?

🖇

[…]  zrobiłem wszystko, co się dało, i mam nadzieję, że on o tym wie.

Lisa Ridzén, Kiedy żurawie odlatują na południe,
przeł. Wojciech Łygaś, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2025.
(wyróżnienie własne)

Teraz każdy aspekt mojego życia stał się kruchy. I nagle zaczynam myśleć o facecie w lustrze z czułością. Do cho­le­ry! Bycie człowiekiem nie jest wcale proste!

🖇

[…]  czuję zapach sierści, któ­ry przenika mnie i we mnie krąży. Sixten wsu­wa mi pod rękę wilgotny nos i przyciska się do mnie całym ciałem. Wszystko staje się krystalicznie jasne i czyste.
     Ktoś otwiera okno, a ja słyszę żurawie, które przed odlotem na południe zbierają się na łące.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz